Drogi o nawierzchni nieutwardzonej to zazwyczaj spora uciążliwość dla mieszkańców położonych przy nich domów. Za to wielka atrakcja dla motocyklistów uprawiających turystykę offroadową. Często nie zwracamy uwagi na kwestie prawne związane z korzystaniem z tego typu dróg. A tymczasem na większości z nich obowiązują dokładnie te same przepisy, co na drogach utwardzonych.
Do niedawna kodeks drogowy nie wskazywał jasnej definicji drogi gruntowej. Pojęcie to pojawiło się dopiero w nowelizacji z września 2022 roku i brzmi następująco:
Droga o nawierzchni gruntowej – oznacza drogę z jezdnią o nawierzchni z gruntu rodzimego lub nasypowego, ulepszonego mechanicznie lub chemicznie, w której wierzchnia warstwa może być wykonana z kruszywa naturalnego, sztucznego lub pochodzącego z recyklingu.
Niezmienny pozostał natomiast status takich dróg. Z punktu widzenia motocyklisty powinniśmy wiedzieć, czy dana droga jest publiczna, prywatna czy leśna. Od tego bowiem zależy, czy w ogóle możemy na nią wjechać pojazdem silnikowym, jaki to może być pojazd i jak powinniśmy się na niej zachowywać.
To nie jest „ziemia niczyja”
Dlaczego w ogóle o tym piszemy? Ponieważ zauważyliśmy spory brak świadomości w podejściu do tematu dróg gruntowych. Nie brakuje chociażby ogłoszeń typu „kupię crossa dla dziecka do latania po polnych drogach i lasach”. Wciąż jest przeświadczenie, że droga gruntowa nie jest tak naprawdę drogą, nie obowiązują na niej ogólne przepisy i nie złapie nas tam patrol policji lub innych uprawnionych służb. Że można tam zabrać dziecko na pitbike’u, niech sobie poćwiczy. Że można samemu pojeździć nie mając uprawnień. Tymczasem, poza wyjątkiem, który stanowią drogi prywatne, motocyklista korzystający z dróg nieutwardzonych podlega takim samym rygorom jak na asfalcie.
Większość dróg gruntowych w Polsce to drogi publiczne. Mogą to być drogi gminne, powiatowe, wojewódzkie, a nawet fragmenty krajowych! Oznacza to, że możemy po nich jeździć wyłącznie motocyklami z homologacją drogową, posiadającymi ważne badanie techniczne i ubezpieczenie OC. Sami musimy natomiast mieć odpowiednią kategorię prawa jazdy. Musimy też oczywiście być trzeźwi i stosować się do ogólnych przepisów ruchu drogowego.
Prędkość bezpieczna
Przepisy te dotyczą m.in. prędkości. Choć patrząc na stan niektórych odcinków ciężko uznać to za rozsądne, obowiązują na nich dokładnie te same limity, co na drogach asfaltowych. Czyli 50 km/h w obszarze zabudowanym i 90 km/h poza nim. Teoretycznie więc po większości dróg gruntowych możemy grzać dziewięćdziesiątką. Czy to bezpieczne? To oczywiście zależy od umiejętności kierującego, ale generalnie nie. Nawierzchnia dróg tego typu jest nieprzewidywalna, zwłaszcza po zmianie pogody. Prawo prawem, ale tu chodzi nasze życie i zdrowie. Zachęcamy więc do mądrego korzystania z tych przepisów i uczciwej oceny własnych zdolności.
Pamiętajmy też, że wszystko jest fajnie do momentu, kiedy nie wydarzy się jakieś nieszczęście. W toku postępowania po wypadku policja, sądy, a następnie ubezpieczyciele mogą bowiem uznać, że chociaż jechaliśmy w ustalonym limicie prędkości, to nie zastosowaliśmy się do innego ważnego przepisu. Chodzi o obowiązek jazdy z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków, w jakich odbywa się ruch. Musimy wziąć pod uwagę rzeźbę terenu, stan i widoczność drogi, stan i obciążenie pojazdu, warunki atmosferyczne, innych uczestników ruchu oraz własne umiejętności. Dlatego te 90 km/h uznajmy raczej za limit dla motocyklistów doświadczonych w offroadzie, jadących po szerokich i równych „szutrostradach”, z dobrą widocznością i przy dobrej pogodzie.
Prywatny właściciel
Inna kategoria dróg gruntowych to drogi prywatne. Jak sama nazwa wskazuje, mają one prywatnego właściciela i powinny być traktowane jak każda cudza nieruchomość. Są to często np. utrzymywane przez samych mieszkańców odcinki dojazdowe do poszczególnych działek czy dróżki techniczne dla pojazdów rolniczych między uprawami.
Czy możemy wjeżdżać na takie drogi? Zasadniczo tylko za pozwoleniem właściciela, tutaj jednak pojawia się sporo problemów, i to dla obu stron. Generalnie w odniesieniu do drogi prywatnej nie mają zastosowania ani przepisy ustawy o drogach publicznych, ani ustawy o ruchu drogowym. Teoretycznie, jeśli właściciel wyrazi zgodę, możemy po takich odcinkach (ale też np. prywatnych placach, żwirowniach itp.) jeździć motocyklami bez homologacji, nie posiadając prawa jazdy.
Natomiast nie oznacza to, że panuje tam całkowita wolna amerykanka. Na mocy przepisów ogólnych nie możemy jeździć w sposób powodujący zagrożenie dla innych użytkowników drogi i pod wpływem alkoholu. W przypadku krzyżowania się dróg obowiązują też zwykłe zasady ruchu prawostronnego, tak jak np. na parkingach pod marketami. I tak jak w przypadku dróg publicznych, po wypadku na drodze prywatnej możemy się spodziewać sądowego magla z wyciąganiem różnych prawnych niuansów.
Czas uciekać z asfaltu, czyli dlaczego motocyklowy segment adventure rośnie w siłę [FELIETON]
Znaki…
Często właściciele dróg prywatnych nie życzą sobie na nich innych użytkowników i mają do tego pełne prawo. Nie mają natomiast zazwyczaj skutecznych środków, by to prawo wyegzekwować. Jedyne, co się sprawdza (i to raczej tylko w przypadku samochodów), to zamknięte bramy, szlabany lub przewieszony łańcuch. Ten ostatni musi być wyraźnie oznaczony i widoczny z daleka, co i tak nie uchroni przed ciężkimi procesami sądowymi w przypadku nieszczęścia. Przypomnijmy sobie niedawny wypadek na Podkarpaciu, gdzie motocyklista został zdekapitowany przez łańcuch na wjeździe do żwirowni…
Ustawione na wjazdach małe tabliczki informacyjne z napisem typu „Droga prywatna – zakaz wjazdu” są… tylko informacyjne. Kiedy wjedziesz na taką drogę, właściciel może wezwać policję. I w zasadzie tyle. Na prywatnej drodze można co prawda ustawić pełnoprawne znaki drogowe, ale wymaga to odpowiedniej procedury. Należy zgłosić potrzebę i propozycję lokalizacji danego znaku do Zarządu Dróg Krajowych i w niektórych przypadkach starostwa, uzyskać zgodę, a następnie zamówić ustawienie znaku przez profesjonalną firmę. W praktyce mało kto to robi, a samowolne postawienie takiego znaku jest surowo karane.
…i bez znaków
Jak więc powinien zachować się motocyklowy turysta offroadowy? Tutaj są dwie sprawy. Pierwsza jest taka, że jeżeli ktoś nas informuje, że coś jest jego, i czegoś sobie w tym miejscu nie życzy, to należy to uszanować. Tak samo jak chcielibyśmy sami móc zarządzać naszą własnością. Jeżeli więc widzimy tabliczkę, poszukajmy objazdu. Zazwyczaj znajdzie się niedaleko. Nie forsujmy i nie objeżdżajmy szlabanów. Jeśli będziemy to robić, a w nasze ślady pójdą kolejni motocykliści, to będziemy mogli się w końcu spodziewać desek z gwoździami i innych (oczywiście nielegalnych) niespodzianek.
Często też znajdujemy się na odcinku drogi prywatnej nawet o tym nie wiedząc, bo nie jest w żaden sposób oznaczona. Tutaj trzeba już użyć zdrowego rozsądku i szczypty inteligencji. Jeśli jedziemy wyraźnie wyjeżdżonym szlakiem i nie dewastujemy go, to raczej żaden właściciel nie będzie nas gonił z widłami. Jeśli natomiast widzimy, że np. przez łąkę biegną tylko dwa niewyraźne ślady po okazjonalnym przejeździe traktora, poszukajmy innej drogi.
Do lasu z największą ostrożnością
Mamy jeszcze kategorię dróg leśnych, czyli kolejny temat nierozumiany lub celowo ignorowany przez wielu motocyklistów. W art. 6 ust. 1 pkt. 8 ustawy o lasach znajdujemy następującą definicję: Drogi leśne – drogi położone w lasach, niebędące drogami publicznymi w rozumieniu przepisów o drogach publicznych.
Obowiązuje na nich generalny zakaz wjazdu pojazdów silnikowych i tutaj leśnicy oraz Straż Leśna są na uprzywilejowanej pozycji. Przepisy nie nakładają na nich obowiązku oznaczania dróg leśnych. To kierowca ma przyjąć, że jeśli dana droga nie jest wyraźnie oznaczona jako dopuszczona do ruchu, np. poprzez drogowskaz do miejscowości, to nie ma prawa na nią wjechać. Trzeba natomiast uczciwie przyznać, że w ostatnich latach nadleśnictwa mocno wzięły się do oznaczania dróg leśnych i sytuacja robi się coraz bardziej klarowna.
Mamy tu do czynienia z sytuacją podobną do zachowania w obszarze zabudowanym. Jako kierowców interesuje nas wyłącznie odpowiednia tablica, a nie to, czy faktycznie stoją za nią domy. Tak samo droga może mieć status leśnej nawet wtedy, gdy biegnie przez wyjątkowo zabiedzony obszar roślinnej wegetacji. To pułapka, na którą musimy uważać. Kara za bezprawny wjazd na drogę leśną wynosi od 20 do 500 zł, a jeśli zniszczymy przy tym ściółkę, rośnie do 1000 zł. Sprawa może też trafić do sądu, a tam nałożone kary mogą już iść w grube tysiące.
Jeżeli więc koniecznie chcemy pojeździć po lasach (oczywiście tylko drogami), musimy być uzbrojeni w wiedzę, które odcinki są drogami publicznymi, np. gminnymi. Odpowiednie wykazy znajdziemy czasem na stronach internetowych poszczególnych gmin, a czasem trzeba się udać do siedziby gminy lub nadleśnictwa. Na zdobyte informacje też trzeba brać poprawkę – czasem dane są nieaktualne, bo różne instytucje przekazują sobie zarząd nad poszczególnymi odcinkami i nie aktualizują baz (np. gminy oddają niektóre mało uczęszczane drogi szutrowe pod administrację Lasów Państowowych, dzięki czemu pozbywają się obowiązku utrzymywania ich).
Kultura to podstawa
Jak widać, w przypadku dróg gruntowych, jak i zresztą całej turystyki offroadowej, obowiązują pewne regulacje, ale też wiele aspektów jest dosyć rozmytych. Należy kierować się po prostu rozsądkiem i kulturą osobistą. Przykładowo, choć w pobliżu domostw można jechać 50 km/h, to wzbijamy wtedy tumany kurzu. Pojedźmy tam nawet i te 20 km/h, świat się nie zawali. Podobnie na otwartym odcinku z dopuszczalną 90 km/h, jeśli widzimy spacerowiczów, rowerzystów czy – zwłaszcza – jadących konno, zwolnijmy. Wyłączmy nawet chwilowo silnik, żeby nie spłoszyć konia. Robiąc pod górę innym, robimy tak naprawdę sobie samym. Offroad w Unii Europejskiej i tak ma coraz ciężej, nie prowokujmy kolejnych petycji i zaostrzania prawa.
A moze tak przesiadzmy sie wogole na rowery (koniecznie z napedem elektrycznym) zeby byc przyjaznym srodowisku (oraz nakazom unii niemieckiej) tak dla pewnosci, zeby nikogo nie prowokowac!
z takim podejsciem do zycia, to nie polecam ci nawet roweru….. sarkazm jest fajny, ale wtedy, kiedy jest na miejscu.
Jakąś nieprawdę powiedział? Ujnia to Niemcy i Francja. Reszta ma g… do powiedzenia. Urzędasom ostatnio odwala na całego, chyba im się nudzi.
Tak Grześku, przesiądź się… i gnaj w stronę wschodzącego słońca, byle dalej od tej „niemieckiej” unii :/