Błędy zdarzają się nawet wytrawnym podróżnikom. Ich powodem może być zarówno brak doświadczenia, jak i rutyna. Poznajcie pięć grzechów motocyklowych podróżników i módlcie się, byście ich nie popełnili.
Wszyscy kochamy motocyklowe podróże. Chcemy czerpać z nich radość z poznawania nowych miejsc, zdobywania nieznanych terenów i tak po prostu – z obcowania z motocyklem. Dlaczego czasami są udręką? Często jest to skutek złego przygotowania – o tym pisaliśmy niedawno. Ale nawet znakomicie przygotowany podróżnik może ulec pokusie grzechu.
Nie chodzi nam tu rzecz jasna o złe uczynki w sensie biblijnym, ale raczej o takie, które niczym klątwa mogą nam zepsuć cały wyjazd. Czasem czekając na upragniony urlop chcemy by nasz wyjazd stał się Najwspanialszą Wyprawą Tysiąclecia, którą olśnimy znajomych, zdobędziemy trzy pierwsze nagrody Grand Press Foto za zdjęcia i co najmniej Pulitzera za relację.
Przecież jedziemy wypocząć, zebrać doświadczenia, poznać ludzi, smaki, zapachy. Najważniejsze co mamy do przywiezienia to wspomnienia i mądrość życiowa. Przedstawiamy zatem ku przestrodze pięć grzechów, które mogą zepsuć cały nasz wyjazd.
5. Wzięłam Twój lniany garnitur misiaczku
Kiedy się już spakujesz, włóż połowę swoich rzeczy z powrotem do szafy. Z tego co zostało i tak ani razu nie założysz co najmniej połowy. Pierz po drodze, a jeśli trzeba włóż skarpetki dwukrotnie. Od tego się nie umiera.
4. Przeciwdeszczówka? Przecież jest lato!
Miejsce zaoszczędzone na eleganckich półbutach i czterech parach dżinsów zapełnij dobrą gumą na deszcz. Zasada dotycząca relacji deszczu i motocykla jest prosta: jeśli weźmiesz gumę nie zobaczysz deszczu, jeśli jej nie weźmiesz nie zobaczysz nic prócz deszczu. Nie mów, że nie ostrzegaliśmy.