Proces wyprzedzania się ciągników siodłowych na polskich autostradach to temat mozolny i nudny jak flaki z olejem. Wielu kierowców ma wrażenie, że zdecydowanie szybciej uda im się przyzwyczaić do owego precedensu, niż kierowcy zaczną respektować przepisy ruchu drogowego.
Do tej sytuacji doszło kilka miesięcy temu na jednej z polskich autostrad. Sytuacja nieróżniącą się niczym szczególnym od tysięcy takich przypadków, które zdarzają się każdego dnia. Samochód ciężarowy rozpoczął wyprzedzanie drugiego, identycznego pojazdu na autostradzie. Oczywiście manewr trwał wieki, a żaden z kierowców nie zamierzał w żadnym stopniu ułatwić drugiemu wyprzedzania. Kierujący samochodem, który poruszał się za jedną z ciężarówek stracił cierpliwość i po zakończeniu manewru wjechał przed pojazd i zmusił kierowcę do gwałtownego i awaryjnego hamowania.
Tirowcy nie zostali dłużni i sprawę zgłosili na policję, która szybko odnalazła kierowcę samochodu osobowego, ale zamiast mandatu skierowała sprawę do Sądu Rejonowego w Rawiczu, który przychylił się do oceny sytuacji, kwalifikując ją jako spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym. Oskarżony otrzymał 2500 złotych grzywny. Kierujący odwołał się jednak od wyroku i wynajął adwokata, który zaskarżył poprawność przeprowadzania samego procesu, ale także wysokość kary, która jego zdaniem była niewspółmierna do wyrządzonego czynu. Sprawa trafiła na wokandę Sądu Rejonowego w Poznaniu, który utrzymał decyzję sądu pierwszej instancji i dołożył dodatkowe 300 złotych kosztów sądowych. W uzasadnieniu możemy przeczytać, że „sąd II instancji podnosi w tym miejscu, iż nie jest jego rolą dokonywanie powtórnej drobiazgowej oceny zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego. Takowa została bowiem poczyniona przez sąd rozstrzygający, zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie regułami, a Sąd Okręgowy ocenę tę w pełni akceptuje.”