Jeżeli wydawało wam się, że objechanie globu w 2012 roku na litrowym Suzuki GSX-R to był niezły wyczyn to… zapnijcie pasy i zawiążcie buty. W 2002 roku Holender postanowił swoją Yamahą R1 pojechać dookoła świata. Na początku lat dwutysięcznych gość pakuje się do swojego sporta w kufry ze zintegrowanymi kierunkowskazami, mocuje tankbaga i wyrusza w podróż swojego życia. Poznajcie Sjaak’a, który w ciągu trwającej pięć lat wyprawy pokonał prawie 250 000 km!
Swoją R1 przejechał przez najbardziej ekstremalne miejsca na Ziemi – Sahara, Droga Kości w Rosji, Arabia Saudyjska, Chiny, ale to przejazd przez Kongo najbardziej zapadł mu w pamięć. Ostatni ludzie, którzy jechali tą samą trasą zrobili to przed czterema laty, a na dodatek czterema ciężarówkami.
Sjaak musiał tę drogę pokonać swoim motocyklem, co było najtrudniejszym elementem wyprawy. Pokonanie 300 km zajęło mu tydzień, a dzienny przebieg oscylował w okolicy 40 km. Co ciekawe ten trudny odcinek jednośladem pokonał szybciej samotnie, niż czterdziestoosobowa ekipa w ciężarówkach z napędem 4×4.
Nazywanie R1 mało awaryjnym motocyklem to zdecydowanie za mało. Aktualnie ma ponad pół miliona kilometrów przebiegu i nadal ma oryginalną skrzynię biegów, tłoki, zawory i pierścienie.
Co było inspiracją do wyjazdu? Sjaak nie miał żadnej inspiracji. Poprzednią podróżą, którą odbył była przejażdżka po świecie na FireBladzie, w 3 lata pokonał ponad 160 000 km. Tuż po powrocie prowadził prezentacje i spotkania, podczas których opowiadał o swoich podróżach. Jak uważa sam motocyklista, co gorsze (lub lepsze), w naturalny sposób udało mu się pozyskać tylu sponsorów i pieniędzy, że był w stanie rozpocząć kolejny wyjazd. Tym razem postawił tylko jedną wytyczną – podróż potrwa tak długo, jak będzie to potrzebne.
Przeczytaj koniecznie: Jednocylindrowym KTM-em 500 EXC dookoła świata
Co jakiś czas musiałem coś objeżdżać, ale świat nigdy mnie nie pokonał. Zawsze docieram tam, gdzie chcę dotrzeć. Chcesz poznać mój sekret? Nie poddaję się, ale jestem też elastyczny, rozsądny i nie spieszę się. Inni mówią, że nie możesz zrobić wielu rzeczy – nie wierz im. Ludzie mówili mi, że nie mogę jechać przez Saharę, ale okazało się to dość łatwe. Znam ograniczenia R1, ale Sahara nie jest jednym z nich.
W połowie trasy Sjaak miał okazję przejażdżki po torze w Kansas, której oczywiście nie odmówił. Tuż po wjeździe na padok usłyszał pytanie: Gościu! Co ty robisz na torze z tą lodówką z tyłu?
Na nieszczęście pytającego za chwile ta sama lodówka wyprzedzała go szurając kolanem po ziemi. Sam motocyklista wspomniał, że kufry były zamontowane tak dobrze i przemyślanie, że nie wpłynęło to zbyt mocno na prowadzenie motocykla.
Holender pochwalił się nam również kilkoma ciekawostkami z wyjazdu – najdłuższy okres bez kąpieli to około 2 tygodni. Co gorsza podróżował wówczas w prawie 50 stopniowym upale i codziennie nocował w namiocie. Nowy smród potu wypierający stary podczas wejścia do namiotu do dzisiaj doskonale pamięta – chociaż nie chce.
Elementem bez którego nie wybrałby się w trasę jest… tankbag! To może być dla wielu zaskakujące, ale Sjaak twierdzi, że dzięki niemu może wygodnie i komfortowo godzinami podróżować sportowym motocyklem.
Następnymi planami na wyjazd był biegun północny, oczywiście dokładnie tą samą R1 z 2001 roku, którą objechał świat. Modyfikacje miały ograniczyć się jedynie do przystosowania motocykla do jazdy po lodzie i przy minusowych temperaturach. Dlaczego taki wybór? Konstrukcję RN04 Lucassen zna jak własną kieszeń. Twierdzi, że nawet jeśli silnik odmówi współpracy na lodzie to będzie go w stanie naprawić. Szacun. Zapowiadana wyprawa odbyła się w 2015 roku, ale to temat na następny artykuł…