Słońce już miało się ku zachodowi, gdy do sennego miasteczka, ostatniego dnia tygodnia, wjechała kawalkada jeźdźców. Szeryf schował się głęboko w swoim biurze, a kelnerki z saloonu patrzyły na nich z nieukrywanym przerażeniem… Po pierwszej fali jeźdźców następowały kolejne i kolejne. Senne dotychczas miasteczko, położone gdzieś na Dzikim Zachodzie, ogarnęła gorączka. Oj! Działo się, działo!
To nie wstęp do taniego westernu, a prawdziwy opis sytuacji, która miała miejsce 30 lipca. Mrongoville, westernowe miasteczko, położone na Mazurach, stało się miejscem o największym zagęszczeniu motocykli marki Indian w Polsce.
Organizator zlotu – klub IMRG First Poland – stanął na wysokości zadania, a frekwencja – choć niewidoczna na zdjęciu poniżej, zdała się to tylko potwierdzać. Motocykliści nie przestawali się zjeżdżać do samego wieczora. Rozstawiano namioty, wylewnie się witano, a w powietrzu unosił się motocyklowy klimat.
W pewnym momencie na scenę zaproszono tuzin prezydentów klubów motocyklowych, którzy bawili się na zlocie. Wypalili oni symboliczną fajkę pokoju. Później głos zabrał Norbert Perliński, dyrektor Indian Polska, który uhonorował prezydenta IMRG First Poland symbolicznymi prezentami upamiętniającymi pięciolecie klubu.
Norbert był mocno rozchwytywany, bo znany jest w środowisku motocyklowym jako świetny manager, organizator i dobry duch indiańskiego środowiska w naszym kraju. Nie dziwiło więc nikogo to, że ganiała za nim także regionalna telewizja…
Podczas zlotu nie obyło się bez wszelakich atrakcji. Od jazd pitbikami na niedalekim torze, konkursów z nagrodami – jak na przykład turniej walki na poduszki,
przez koncert zespołów rockowych,
a także występ samego Elvisa Presleya, który sam przedstawiał się jednak jako John Wayne, a swojej elektrycznej gitary nawet nie podłączył do wzmacniacza…
Za dużo chyba środków oburzających biorą te gwiazdy!
A propos gwiazd, to gwiazdą zlotu okazał się jednak mój piesek, Nercio, który dumnie paradował w koszulce Indian Motorcycle. Nie było osoby, która nie zwróciłaby na niego uwagi, a wiele robiło sobie z nim zdjęcia.
Nie zabrakło też pysznego jedzenia w formie szwedzkiego stołu, długich biesiad do rana przy wysokoprocentowych trunkach, a także rozmów o motocyklach, wymiany doświadczeń i snucia planów wyjazdowych na kolejne miesiące i lata. Zdecydowanie impreza w Mrągowie jest tą, na którą powinieneś przyjechać, jeśli tylko jesteś fanem Indiana lub przyjacielem tej marki.