Maroko to bogactwo fantastycznych dróg i bezdroży, z których dodatkowo rozpościerają się przepiękne widoki. Należy ostatecznie rozprawić się z mitem, że to „Afryka dzika” dla wybranych i najtwardszych motocyklistów. Tym niemniej warto wiedzieć i pamiętać o kilku sprawach. Jeżeli marzysz o wyjeździe do Maroka, to przekuj to w konkretny plan. Zebrane poniżej informacje mogą ci się przydać.
Na przełomie lutego i marca wybraliśmy się z moją żoną Moniką do Maroka. Opisy tras, wrażenia i sporo zdjęć zebrałem w poprzednim artykule, do lektury którego serdecznie zapraszam. Żeby nie rozwlekać go za bardzo, a przy okazji stworzyć klarowny poradnik, postanowiłem spisać wskazówki w oddzielnym tekście. Mam nadzieję, że przyda wam się w czasie planowania wyjazdu do tego pięknego i przyjaznego dla motocyklistów kraju.
Jak się dostać do Maroka i skąd wziąć motocykl?
Można oczywiście przyjechać na kołach z Polski, ale to opcja dla posiadaczy dużych zasobów czasu i chęci. Przykładowo, z Wrocławia do hiszpańskiej Almerii, skąd pływają promy do Melilli, jest prawie 3000 km. To 3-4 dni mało ekscytującej jazdy autostradami w jedna stronę, koszty paliwa, noclegów, jedzenia itp. Do portów Algeciras lub Tarifa, skąd płynie się do Afryki najkrócej, jest jeszcze dalej.
Moim zdaniem najrozsądniej jest albo wysłać swój motocykl np. do Malagi, podłączając się pod jeden z licznych transportów, albo wypożyczyć maszynę na miejscu. Wiadomo, co swój pojazd, to swój. Natomiast po podróży trzeba go jeszcze odesłać z powrotem do Polski. Dlatego ja optuję za tanim lotem (od kilkuset zł w obie strony) do południowej Hiszpanii (np. Malagi czy Sewilli) i wypożyczeniem dobrego motocykla na miejscu. Dużo mniej zachodu, po skończonej wyprawie po prostu oddajemy maszynę, a kosztowo też wychodzi to korzystnie.
My z Moniką już drugi raz (a ja trzeci, bo byłem jeszcze solo na Sycylii) korzystaliśmy z polskiej wypożyczalni motocyklem.pl, mającej bazę w Maladze. Jej główne zalety to obsługa przez polskiego rezydenta, niewygórowane ceny i minimum ograniczeń. Nie ma dziennego limitu kilometrów oraz wysokich kaucji i dopłat za pozwolenie na wyjazd do Maroka, które często są wymagane w wypożyczalniach hiszpańskich.
Prom i przejście graniczne
Przykładowa cena promu z Algeciras do Ceuty (hiszpańska enklawa w Afryce z przejściem granicznym do Maroka) to ok. 320 zł za dwie osoby i motocykl, pr`y wcześniejszej rezerwacji. Dotyczy to biletu w jedną stronę, kupując od razu powrotny można nieco zaoszczędzić, natomiast moim zdaniem nie warto się deklarować co do portu i godziny wypłynięcia promu do Hiszpanii. Mogą się zdarzyć różne rzeczy, które nas opóźnią, chociażby zła pogoda. Szkoda się denerwować i śpieszyć na koniec wyjazdu.
Na przejściu granicznym przygotujcie się na kolejki i dokładną kontrolę. Niestety przez Maroko idzie jeden z głównych szlaków narkotykowych do Europy. Ponadto należy pamiętać o zakazie wwożenia wszelkich dronów. Naszym kolegom akurat udało się jednego przemycić (w częściach), ale to zawsze spore ryzyko.
Zadbajcie również o ścisły porządek w dokumentach. Konieczne są paszporty, ważne na cały okres pobytu, sam dowód osobisty nie wystarczy. Jeżeli podróżujecie własnym motocyklem, koniecznie miejcie dowód rejestracyjny i wykupioną zieloną kartę. Międzynarodowe prawo jazdy nie jest w tym kraju wymagane. Ważna rzecz w przypadku wypożyczonego motocykla – musicie mieć ze sobą pisemną zgodę na wjazd tym pojazdem do Maroka. Jeżeli np. motocykl jest w leasingu, potrzebna jest zgoda od leasingodawcy dla właściciela wypożyczalni i od właściciela dla was. Musi być ciągłość. My dostaliśmy zgody w językach polskim, angielskim i francuskim. Ten ostatni jest w Maroku wciąż w powszechnym użytku.
Jakim motocyklem podróżować po Maroku?
Krótko mówiąc – jakimkolwiek, w zależności od wybranych tras, asfaltowych czy offroadowych. Całe Maroko można bez problemu objechać każdym motocyklem szosowym, nawet tym z niskim i twardym zawieszeniem. Pod względem sieci dróg Maroko trzyma standard europejski, a nawet go przewyższa. Wyjątkiem są zniszczone trasy w wysokich górach, systematycznie remontowane. My wybraliśmy BMW R 1250 GS z kompletem kufrów i był to wybór optymalny, motocykl genialnie sprawdził się i na asfalcie, i na krótkich odcinkach poza nim.
Jakość dróg i ruch drogowy w Maroku
Tak jak pisałem w relacji z wyjazdu, drogi utwardzone w Maroku są dobre, bardzo dobre lub znakomite. Do dzisiaj w Polsce można natrafić na wiele asfaltów gorszych niż na totalnej marokańskiej prowincji. A tam, gdzie wciąż jest kiepsko, najczęściej trwają już roboty drogowe. Kraj ten intensywnie się rozwija. Na świeżo wyremontowanych odcinkach należy zwrócić uwagę na wysypany żwirek. Czasem jest go bardzo dużo i łatwo się oszukać.
Marokańczycy (poza dużymi miastami, gdzie panuje spory chaos) jeżdżą zazwyczaj spokojnie i niezbyt szybko. Duża w tym zasługa licznych patroli i posterunków policji, która ostro „trzepie” miejscowych. Inna sprawa, że często lokalsi nie mają czym poszaleć. Po kraju jeździ masa starych busów, ciężarówek i osobówek, zazwyczaj francuskich. Jeśli chodzi o nowsze auta, totalnie dominuje Dacia. Można odnieść wrażenie, że połowa produkcji rumuńskiej marki trafia do Maroka.
Należy mocno zwracać uwagę na ludzi wchodzących na jezdnię, w tym masę dzieci, zwłaszcza w okolicach szkół. Ponadto z pewnością natkniemy się na liczne bezpańskie psy i koty, stada kóz i owiec pędzonych przez drogę oraz osły i muły, z wozami lub luzem, wciąż pełniące rolę regularnych środków transportu. Generalnie – oczy dookoła głowy.
Motocykliści z Europy nie muszą natomiast obawiać się marokańskiej policji. Przejazd obok posterunku i skinienie głową albo podniesienie ręki spotyka się tu z uśmiechem, a czasem nawet salutem. Nawet jeśli namierzą nas laserem. Można jeździć szybko i swobodnie, ale wiadomo – nie warto przesadzać. Z jakiegoś powodu marokańscy policjanci totalnie pobłażają turystom na motocyklach. Jedną z hipotez na temat takiego stanu rzeczy przedstawiłem w poprzednim artykule i dotyczy ona łaskawie panującego króla Muhammada VI… Oficjalne główne limity prędkości to 60 km/h w obszarze zabudowanym, 100 km/h na drogach lokalnych (choć jest masa ograniczeń do 80) i 120 km/h na trasach szybkiego ruchu. Nieoficjalnych… nie ma, przynajmniej dla motocyklistów. Po prostu zachowajcie rozsądek.
Waluta, ceny i hotele
Walutą obowiązującą w Maroku jest dirham marokański (MAD). Jeden dirham to ok. 0,40 zł, ale ceny najwygodniej jest szybko przeliczać w głowie na euro: 10 dirhamów to ok. 1 euro. W sklepach, knajpach i na stacjach benzynowych powszechnie można płacić kartą. Warto mieć jednak pewien zapas lokalnej gotówki, jeżeli chcemy robić zakupy u drobnych sprzedawców, zostawiać drobne za toaletę itp.
Wymiana euro na dirhamy jest możliwa w licznych punktach, bankach i kantorach. Wymaga przedstawienia paszportu, po czym dostaniemy specjalny kwit. Wyjeżdżając z Maroka należy ponownie wymienić kwoty powyżej 2000 MAD i do tego potrzebny jest otrzymany wcześniej kwit.
Poziom cen nie jest specjalnie niższy w stosunku do Europy. Paliwo kosztuje podobnie, w przeliczeniu średnio 1,3-1,4 euro (ok. 5,50-6 zł) za litr benzyny. Stacje rozmieszczone są nieregularnie: w niektórych regionach jest ich cała masa, w tym zachodnich sieci, np. Shell, w innych trzeba się naszukać. Warto pilnować stanu paliwa i mieć wbite w nawigację najbliższe punkty.
I jeszcze jeden temat, ważny szczególnie dla kobiet. Większość toalet w Maroku ma formę dziury w podłodze, nawet jeżeli jest to dziura ucywilizowana, z porcelany. Korzystanie z nich może być sporym wyzwaniem, zwłaszcza w odzieży motocyklowej i np. z przeciwdeszczówką na wierzchu. Dlatego jeśli czujemy, że zbliża się potrzeba, nie czekajmy do ostatniej chwili. Może się okazać, że dopiero na drugiej-trzeciej-czwartej stacji czy w restauracji znajdziemy przyjazny tron.
Ceny noclegów są przystępne, dwuosobowy pokój ze śniadaniem spokojnie znajdziemy, np. na Bookingu, już od kilkudziesięciu złotych. Pokój w bardzo dobrym hotelu, z parkingiem i śniadaniem, kosztuje średnio ok. 100 euro.
Ludzie i bezpieczeństwo
Marokańczycy, których spotkaliśmy na naszej drodze, byli generalnie bardzo mili i przyjaźnie nastawieni. Nasze motocykle, kaski i ubrania budziły powszechne zainteresowanie. W zasadzie mieliśmy tylko dwa momenty, w których na chwilę przestało być sympatycznie. W Maroko uprawia się dużo konopi, z których produkuje się haszysz. Wielu mieszkańców regularnie go pali, w związku z tym na pewno natkniecie się na jakiegoś odurzonego osobnika. Najczęściej będzie on po prostu namolny, ale może też dojść do pyskówek. Najlepiej się nie angażować i nie podsycać emocji.
Do drugiej sytuacji, w której zrobiło się niemiło, doszło w zasadzie z naszej winy. Głodni po długiej jeździe nie uszanowaliśmy zasad Ramadanu (postnego miesiąca w islamie) i zjedliśmy posiłek na ulicy w ciągu dnia, na oczach wielu mieszkańców Casablanki. Co gorsza, dwóch naszych kolegów zapaliło papierosy, co jest szczególnie źle widziane, a nawet zagrożone więzieniem. Szybko znaleźliśmy się pod ostrzałem wielu wrogich spojrzeń. Moje wrażenie jest takie, że im dalej w górach i na pustyni, tym lepiej byliśmy traktowani. W dużych miastach już nie zawsze. Ale generalnie Maroko jest krajem przyjaznym i bezpiecznym, nie licząc niektórych obszarów przygranicznych, m.in. z Algierią i Mauretanią (Sahara Zachodnia), gdzie tlą się konflikty.
Na pewno trzeba się nauczyć asertywności w stosunku do wszelkich sprzedawców-naganiaczy, których jest cała masa. Wyrastają jak spod ziemi, a w górach masz wrażenie, że wychodzą ze skał. Mali i duzi, dzieci, dorośli i starcy. Każdy chce coś sprzedać albo wyciągnąć pieniądze czy słodycze. Jeżeli pozwolisz wejść sobie na głowę, to na pewno wejdą.
Solo czy z przewodnikiem?
My z żoną najbardziej lubimy samotne wyjazdy, natomiast teraz dołączyliśmy do wyjazdu grupowego z przewodnikiem. Chcieliśmy zobaczyć, jak sprawnie ogarnąć formalności na granicy, jak zachowywać się w stosunku do lokalsów, przejechać najciekawsze, sprawdzone trasy bez loterii. Podróż z przewodnikiem to świetna opcja dla tych, którzy zawsze marzyli o jeździe motocyklem po tej części świata, ale obawiali się, czy sobie poradzą poza europejskim kręgiem kulturowym. Faktem jest, że trzeba trafić na fajnego przewodnika i fajną grupę. Nam się na szczęście udało, Robert i Daniel z MotoVibe Tours są godni polecenia. Bardzo sprawnie załatwiają co trzeba i tworzą bardzo sympatyczną atmosferę w grupie. Robert, potężny Podlasiak, to mistrz wchodzenia z drzwiami. „Lewandowski” i do przodu!

Jazda w grupie wiąże się oczywiście z koniecznością przestrzegania pewnych zasad, chociażby co do wstawania i pakowania się na czas, tak by nikogo nie opóźniać. Ale to akurat dla dorosłych ludzi powinno być oczywistością, przynajmniej taką mam nadzieję. Na pewno nie warto być typem z poniższego antyporadnika.
Jak się ubrać do Maroka?
Najkrócej mówiąc, możliwie uniwersalnie. I na upał, i na przymrozki, i na słońce, i na deszcz, a nawet śnieg. Maroko oferuje bardzo szeroką paletę pogody, temperatur i warunków. Rano możemy jechać przez spaloną słońcem kamienistą równinę, a po południu być już w wysokich górach i np. wjechać w chmurę. Dla nas podstawą była bielizna termoaktywna i tekstylne zestawy turystyczne. Dodatkowo mieliśmy bluzy, które można było włożyć pod kurtkę oraz zewnętrzne przeciwdeszczówki. Chroniły nie tylko przed wilgocią, ale też wiatrem, zapobiegając wychłodzeniu. Do tego dwie pary rękawic, przewiewne i wodoodporne. Nie żałujcie miejsca w bagażu na wymienną odzież motocyklową, od tego zależy wasz komfort, a więc i dobra zabawa na wyjeździe do Maroka, o zdrowiu nie wspominając.
Co zabrać na motocykl?
Jak w każdej innej części świata z pewnością przyda się uchwyt na telefon z ładowarką i najlepiej dodatkowy telefon. Zasięg internetu mobilnego w Maroku jest doskonały, niemal zawsze w zasięgu wzroku mieliśmy maszty telefonii, a widok pasterzy w zgrzebnych ubraniach, ale ze smartfonem w dłoni lub przy uchu jest powszechny. Nie obowiązuje tu roaming europejski, więc najlepiej jeszcze na promie wyłączyć nasze sieci. Nam doskonale sprawdziła się tzw. karta e-sim, kupiona przez aplikację Holafly. Nieograniczony transfer danych przez 7 dni za ok. 150 zł. Mogliśmy swobodnie przeglądać internet i przesyłać zdjęcia i filmy w dobrej jakości.
Warto również mieć zestaw do naprawy opon, w przypadku bezdętkowych świderek, szydło, sznurek uszczelniający z klejem, nożyk i przenośny kompresor. W miastach jest dużo punktów wulkanizacyjnych, ale pech lubi dopadać na odludziu. Pamiętajcie tylko, że ostrych narzędzi nie zabierzecie do samolotu w bagażu podręcznym i kabinowym – muszą trafić do bagażu rejestrowanego.