Wielu polskich kierowców funkcjonuje w pewnym rozdarciu. Aplikacja Google Maps jest niezastąpiona w wyszukiwaniu optymalnych tras i szybkim znajdowaniu konkretnych punktów – sklepów, restauracji, siedzib firm itp. Z kolei Yanosik ostrzega o kontrolach i pokazuje obowiązujące na danym odcinku ograniczenia prędkości. Od niedawna sytuacja zmierza w kierunku remisu ze wskazaniem na produkt amerykańskiego giganta.
Apka Google Maps to niekwestionowany lider w dziedzinie nawigacji drogowej. Korzysta z przebogatej bazy danych oraz informacji dostarczanych na bieżąco przez miliony użytkowników. Dzięki temu serwuje nam niemal bezbłędne wskazówki dojazdu oraz komplet wiedzy na temat poszczególnych obiektów – zdjęcia, opinie itd. Przy całej swojej złożoności ma jednak, a przynajmniej miała do niedawna, kilka irytujących braków. W dodatku takich, na które nie musieli narzekać użytkownicy w innych krajach.
Jednym z nich było wyświetlanie obowiązujących na danym odcinku drogi ograniczeń prędkości. To bardzo przydatna funkcja, jeśli akurat przegapiliśmy informujący o tym znak drogowy i zastanawiamy się, jak szybko możemy jechać. To od dawna standardowa funkcja w wielu innych aplikacjach i samodzielnych urządzeniach nawigacyjnych. Znajdziemy ją m.in. w Waze, Mapach Apple czy bardzo popularnym wśród polskich kierowców Yanosiku. Google w końcu postanowiło zadbać o polskich użytkowników Map i stopniowo dorzuca wyświetlanie limitów prędkości. Nie zobaczymy ich jeszcze na wszystkich odcinkach, ale sukcesywnie dochodzą nowe.
Jako motocykliści możemy mieć jeszcze jedno marzenie – żeby w Mapach Google znalazł się w końcu tryb widokowy, z długimi i krętymi trasami. Niestety amerykański koncern jest nastawiony na jak najszybszy i jak najmniej „emisyjny” dojazd, więc raczej się nie doczekamy. Z kolei tryb rowerowy prowadzi często przez odcinki nielegalne dla pojazdów silnikowych. Pozostaje nam korzystanie na wycieczkach z dedykowanych motocyklowych aplikacji i urządzeń.