Niedawno prezentowaliśmy wam śmiałka z rodzimego podwórka, który pokazał CHARTa ducha w podróży i nie bał się użyć polskiej myśli technicznej do realizacji swoich marzeń. Dziś zajrzymy na podwórko sąsiada, aby sprawdzić, czy ułańska wręcz fantazja jest tylko naszą cechą narodową, czy mają ją też w genach inne narody.
Dziś przedstawiamy wam historię Niemca, Aleksandra von Henninga, który postanowił skuterem marki Peugeot, model Speedfight przejechać w dosyć krótkim czasie przez pół świata. Jego trasa Pekin-Niemcy to przygoda na dystansie 13 000 kilometrów. Trzynastka plus francuski skuter, czy aby ten facet za bardzo nie kusił losu? Co ciekawe autor podróży przyznaje, że wybór sprzętu do podróżowania był kwestią przypadku, a w początkowej fazie projektu za takie urządzenie miała służyć mocno już wyeksploatowana Honda Africa Twin.
Ale, żeby nie było zbyt kolorowo, Alex na wstępie przyznaje, że początkowy etap trasy pokonał głównie z uwagi na zasięg baku swojego skutera, na platformie ciężarówki ze świeżo zapoznanym chińskim kierowcą. Zwykło się mawiać, że człowiek w potrzebie dogada się w każdym kraju, ewentualnie ręce go rozbolą od tej rozmowy. W trudnej sytuacji Herr Hennigowi z pomocą przyszła jednak chińska technika. WeChat, miejscowy odpowiednik WhatsApp, tłumaczył rozmowy obu panów na tyle sprawnie, że przez cztery dni wspólnej tułaczki, obaj gentlemani wręcz się ze sobą zaprzyjaźnili.
Ale przyszedł czas się pożegnać i każdy ruszył w swoją stronę. Alex skierował się ku granicy z Kazachstanem, kierowca zaś zawrócił z nowym ładunkiem w głąb Chin. Ze wspomnień właściciela dowiadujemy się, że mały peugeot wykazał się wielką skutecznością pokonując nawet 800 km jednym susem. Widocznie spieszyło mu się do Uzbekistanu, by wygrzać poczciwe owiewki w 45 stopniowym upale, jaki czekał na nich po przekroczeniu granicy. Jednak nawet taka temperatura nie rozpuściła zapału tego dosyć dziwnego francusko-niemieckiego duetu, bo chwilę ochłody zaznali oni dopiero nad Morzem Kaspijskim.
CHARTkorowa podróż licząca 5000 km – Rometem Chartem na Nordkapp
Z Aktau do Baku, podróżnik przedostał się promem, a cała morska przeprawa trwała dwa dni. Alex wspomina, że pomimo braku fal był bardzo rozkołysany prawdopodobnie od trunków, którymi częstowali przeprawiający się wspólnie z nim kierowcy ciężarówek. Toteż jak sam autor twierdzi, z wielką przyjemnością stanął na azerbejdżańskim lądzie, by stamtąd ruszyć co sił do Gruzji. Dwudniowy postój w Tibilisi wystarczył by nabrać pewności, że małe lwiątko już wypoczęło i gotowe jest nieść swego pana w dalsza podróż. Z Tibilisi do greckich Saloników droga przebiegała im bardzo sprawnie, a linia brzegowa Morza Czarnego, wzdłuż której jechali, urozmaicała im dotąd górzysty i surowy krajobraz. W Salonikach, Niemiec był już kiedyś na wymianie studenckiej i znał to miasto bardzo dobrze. Chcąc odświeżyć swoje wspomnienia sprzed lat, postanowił zrobić w tym mieście kilkudniową przerwę. Czas tam spędzony Alex wykorzystał na regenerację sił i zaplanowanie ostatniego etapu podróży, który miał wieść przez Albanię, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę, Chorwację i Włochy.
Dopełnieniem całego tripu stała się Alpejska przełęcz Timmelsjoch, gdzie Speedfight i jego właściciel przeszli ostatni test swojej sprawności. Mając już „z górki” prosto z przełęczy, opisywany team trafił bezpośrednio do Niemiec by tym samym zamknąć swój pięciotygodniowy trip. Jeżeli macie ochotę na więcej szczegółów odnośnie tej szalonej wyprawy, zapraszamy na FB Alexa, gdzie jest sporo materiałów na ten temat.