Tak, Moto Guzzi było kiedyś producentem motocykli zdobywających liczne tytuły w wyścigowych mistrzostwach świata. Co prawda od tego czasu minęło już niemal 70 lat, ale zawsze będzie to część historii marki, do której można się odnieść. Tak jak teraz, prezentując nowe wcielenie modelu V7 – Stone Corsa.
Śledząc nowe maszyny firmy Moto Guzzi, skupiliśmy się na cięższej kawalerii. Model V100 zrobił na nas bardzo dobre wrażenie, czekamy również na premierę odświeżonego Stelvio, zbudowanego na tej samej platformie. Tymczasem włoski producent dba również o klientelę preferującą mniejsze, lżejsze i tańsze motocykle z wzdłużnie umieszczonym silnikiem V2.
Moto Guzzi V100 – szybki turystyk po włosku [dane techniczne, cena, osiągi, recenzja, opinia, test]
Światło dzienne ujrzała właśnie najnowsza wersja modelu V7, którą nazwano Stone Corsa. Maszyna utrzymana jest w konwencji czegoś pomiędzy cafe racerem a retro racerem. Nie wdając się w bijatyki o definicje motocyklowych styli, jesteśmy w stanie uznać obie odpowiedzi. Co więcej, nie jest to pierwsze podejście Włochów do a’la wyścigwej wersji modelu V7.
Czy mamy tu jakąś techniczną rewolucję albo chociaż drobne zmiany? Absolutnie nie. V7 Stone Corsa to po prostu zabawa wyglądem maszyny. Mechanicznie jest to ten sam V7, od dwóch lat napędzany powiększonym silnikiem, o pojemności 853 cm3 i mocy 65 KM. Mamy tu również nieregulowany widelec oraz dwa tylne amortyzatory z regulacją napięcia wstępnego. Prosty temat.
Co się więc pojawiło? Przede wszystkim specjalne, czerwono-szare malowanie i stylowa owiewka typu bikini, w którą ładnie wkomponowano okrągłą lampę ze światłem LED do jazdy dziennej w kształcie orła. Do tego kanapa z tylną częścią imitującą cafe racerowy zadupek (zadupek właściwy jest dostępny w katalogu akcesoriów) i lusterka montowane w końcówkach kierownicy. Całości dopełniają odlewane koła (18 i 17 cali), malowane na czarny mat, podobnie jak silnik i wydech.
Choć Moto Guzzi V7 Stone Corsa na pewno nie jest motocyklem sportowym, to przynajmniej wizualnie fajnie nawiązuje do dawnych wyścigówek. Do codziennej jazdy z odrobiną sportowej melancholii – w sam raz. Czekamy na ten model w polskich salonach. Jego cena wyniesie prawdopodobnie nieco ponad 50 tys. zł.