Sytuacja na rynku pojazdów elektrycznych oraz ekspansja producentów chińskich w tym segmencie wymusza poważne ruchy u dotychczasowych silnych graczy. Koncerny Honda i Nissan prowadzą wstępne rozmowy w sprawie ewentualnego połączenia. Choć może to przynieść korzyści biznesowe, to jednocześnie może być sporym ciosem dla japońskiego rynku pracy.
Na rynku motoryzacyjnym, a konkretnie w jego samochodowej części, dwa czynniki spędzają sen z powiek analitykom i inwestorom dużych producentów z Europy i Japonii. Pierwszym jest mniejszy niż zakładano wzrost popytu na auta z napędem elektrycznym (EV), a drugim – niezwykłe tempo rozwoju i bardzo atrakcyjna oferta cenowa producentów z Chin.
Niektóre, wydawałoby się uznane i stabilne firmy, mają w związku z tym spore kłopoty. Przykładowo, akcje japońskiego Nissana, w którym udziały posiada francuski Renault, straciły w tym roku na wartości aż 40%. Zarząd firmy gorączkowo poszukuje inwestora strategicznego. W prasie biznesowej, m.in. „Financial Times”, pojawiły się doniesienia o wstępnych rozmowach z Hondą na temat ewentualnej fuzji obu gigantów. Z połączenia obu przedsiębiorstw mógłby powstać moloch o wartości szacowanej na 52 miliardy dolarów.
Taka decyzja może przynieść obu firmom spore korzyści, natomiast jest bardzo niewygodna dla japońskich polityków. Połączenie sił produkcyjnych niemal na pewno będzie oznaczało znaczną redukcję miejsc pracy w zakładach Hondy i Nissana. Z tego powodu przedstawiciele zainteresowanych stron niechętnie wypowiadają się na temat fuzji.
W komunikacie prasowym Nissana czytamy: Jak ogłoszono w marcu tego roku, Honda i Nissan badają różne możliwości przyszłej współpracy, wykorzystując swoje mocne strony. Jeśli pojawią się jakiekolwiek aktualizacje, poinformujemy naszych interesariuszy w odpowiednim czasie. Przedstawiciele Hondy i Renault jak na razie milczą na ten temat.