Wygląda na to, że Kawasaki zamierza w przyszłym sezonie zrobić coś, co powinno zrobić już dawno – dołączyć do oferty model adventure o realnych zdolnościach terenowych. Na ostatnich targach EICMA na stoisku japońskiej firmy pojawiła się instalacja, będąca zapowiedzią wskrzeszenia popularnego KLE 500. Będzie to pierwszy od wielu lat turystyczny model „zielonych”, którym rzeczywiście będzie można zjechać w „zielone”.
Niektóre działania firmy Kawasaki budzą spore zdumienie i frustrację jej sympatyków, a także nas, dziennikarzy. Jak bowiem wytłumaczyć niemal zupełne zignorowanie rynkowego boomu na motocykle typu adventure o realnych zdolnościach offroadowych? Zwłaszcza mając duże doświadczenie w produkcji dual sportów i wyczynowych enduro, a także udane silniki, które pracują i sprawdzają się w szeregu modeli?
Tak, są niby Versys 650 i Versys 1100, ale to typowo szosowe turystyki. Z adventure pozostały w nich ogólny zarys i wyprostowana pozycja kierowcy. Pożałowano im nawet ciut większego przedniego koła, choćby 19”. Oba motocykle toczą się na typowo drogowych siedemnastkach z przodu i z tyłu, a ich zawieszenia, choć komfortowe, zestrojone są typowo na asfalt.
Tradycje są
Kawasaki miało w swojej ofercie dwa bardzo udane modele (no, może trzy, jeśli wliczyć umiarkowanie offroadowego Versysa-X 300), którymi z przyjemnością podróżowało się po szutrach, a nawet w lekkim i średnim terenie. Jednocylindrowy weteran KLR 650 produkowany jest od lat 80. do dzisiaj, choć oczywiście nie spełnia już europejskich norm emisji spalin. W USA od 2021 roku oferowana jest najnowsza wersja KLR 650 z wtryskiem paliwa.
Drugie dzielne Kawasaki to popularny „klekot”, czyli KLE 500, napędzany rzędowym twinem pochodzącym ze sportowego GPZ 500. On również produkowany był bardzo długo, bo w dwóch generacjach, w latach 1991-2007. I także poległ w starciu z przepisami i rosnącymi wymogami klientów. Patrząc na działania Kawasaki na zakończonych właśnie targach EICMA w Mediolanie jesteśmy niemal pewni, że KLE 500 niedługo powróci.
Koncept ze skrzyni
Na stoisku Kawasaki ustawiono ciekawą instalację w kształcie sporej skrzyni, z której wystają przednie koło motocykla oraz głowa kierowcy w ciuchach i kasku enduro. Koło ma 21 cali średnicy, szprychy, kostkową oponę i pojedynczą tarczę hamulcową. Osadzone jest na widelcu o dużym skoku. Za nim widać fragment smukłej maszyny, z chłodnicą na pierwszym planie. Resztę wątpliwości rozwiewa umieszczony na skrzyni napis „Life is a rally. Ride It. KLE. Est. 1991”.
To oczywiste nawiązanie do „klekota” i zapowiedź jego rychłej reinkarnacji. W gotowości czeka już zapewne twin o pojemności 451 cm3 i mocy ponad 45 KM, pracujący już w modelach Z500, Ninja 500 czy Eliminator 500. Mamy nadzieję, że w tym przypadku Kawasaki odpuści sobie eksperymentalną hybrydę z modeli Z7 Hybrid i Ninja 7 Hybrid.
Grzech nie skorzystać
Wygląda więc na to, że być może już w przyszłym sezonie Kawasaki spróbuje sięgnąć po kawałek tortu, którym od lat z sukcesem posilają się inni producenci. Nadchodzący KLE 500 (może pod nieco inną nazwą) będzie konkurował z takimi maszynami jak m.in. KTM 390 Adventure R, Royal Enfield Himalayan 452 czy CFMoto 450 MT. Plotkuje się także o mającej rychło się narodzić Aprilii Tuareg 457. Doborowe i niezbyt ciężkie towarzystwo!