Kładzenie motocykla na asfalcie w celu uniknięcia zderzenia z przeszkodą lub zminimalizowania jego skutków to jeden z najczęściej powielanych mitów, a przynajmniej półprawd. Niestety funkcjonuje on nie tylko wśród mniej zorientowanych motocyklistów, ale też czasem wyrywa się fachowcom. Mocno niefortunną wypowiedzią w tym stylu popisał się ostatnio wrocławski policjant, komentując wypadek z udziałem motocykla.
Do zderzenia motocykla z autem osobowym doszło 29 lipca na drodze krajowej nr 5 w okolicy Modlęcina na Dolnym Śląsku. Kierująca Volkswagenem kobieta nie upewniła się co do możliwości wykonania skrętu i zajechała drogę motocykliście jadącemu Hondą Gold Wing. Na szczęście kierujący jednośladem przeżył i przytomny został odwieziony do szpitala.
Klasyczna sytuacja, klasyczna przyczyna. Naszą uwagę zwróciła jednak wypowiedź na temat wypadku dla lokalnych mediów, której autorem jest podkomisarz Przemysław Ratajczyk z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu:
Kierująca samochodem marki Volkswagen podczas wykonywania manewru skrętu w kierunku Modlęcina wymusiła pierwszeństwo przejazdu na motocykliście, który jechał w kierunku Strzegomia. Kierowca zachował się bardzo przytomnie i próbował uniknąć zderzenia, kładąc motor. Mimo to doszło do kontaktu pojazdów.
Dwie bajki
Puryści mogą się oczywiście przyczepić do samego użycia słowa „motor” w kontekście motocykla. My tego nie zrobimy. Natomiast nie możemy pogodzić się z kolejnym propagowaniem bzdury, jaką jest świadome kładzenie/przewracanie jednośladu.
Po pierwsze, świadome i jakkolwiek precyzyjne położenie ponad 400-kilogramowego kolosa, jakim jest Gold Wing, to zadanie dla profesjonalisty. Zawodnika, kaskadera, doświadczonego instruktora. Zwykły motocyklista „kładzie” swój pojazd zazwyczaj przypadkowo i chaotycznie, zwłaszcza jeśli nie ma hebli z ABS-em i zablokował przednie koło. Nie znamy kierowcy, który był uczestnikiem tego wypadku. Być może miał potrzebne umiejętności i w ciągu ułamka sekundy zdołał ich użyć. Wydaje nam się to jednak bardzo mało prawdopodobne. Być może po prostu prawidłowo wykonał hamowanie awaryjne i przewrócił się dopiero w ostatnim momencie, przed lub tuż po zderzeniu z autem, a świadkowie opowiedzieli swoje…
Po drugie, niemal każdy instruktor jazdy powie nam, żebyśmy w sytuacji zagrożenia nawet nie próbowali kłaść motocykla. Dużo ważniejsze jest nabieranie i utrwalanie prawidłowych odruchów w czasie hamowania awaryjnego, z hamulcami z ABS-em i bez tego systemu, z zastosowaniem przeciwskrętu w celu ominięcia przeszkody. Będąc wciąż na kołach i z działającym układem hamulcowym mamy dużo większą szansę na zatrzymanie się przed przeszkodą, niż sunąc po asfalcie na gładkich owiewkach lub innych powierzchniach maszyny oraz własnego stroju i kasku.
Zdjęcie tytułowe: Swidnica24.pl
Mam wrażenie że autor artykułu nie jest z tej bajki którą jest jazda motocyklem.
Zamiast dzwona przodem i lotu nurem przez kierownicę poszedł ślizgiem.
Widocznie ocenił że nie da rady wyhamować .
Najpierw ratujemy siebie nie sprzęt jaki by nie był.
LWG
No właśnie ratujemy siebie hamując, omijając a nie kładąc motocykl. Póki na kołach, są szanse, jest większe tarcie niż sunąć ślizgiem po asfalcie. Dokładnie jak pisze autor, czego nie zrozumiałeś?