Na przestrzeni ostatnich dwóch lat śmiało można przyznać, że tak drastyczne zmiany na świecie nie śniły się chyba nikomu. Przypomnijmy sobie teraz czasy, gdy kierowcy narzekali na ceny paliw, które przekroczyły 5 złotych za litr. W obecnej sytuacji mam wrażenie, że wszyscy ceny z pylonów sprzed pandemii wzięliby w ciemno.
Widząc kolejny baner przygotowany przez Polski Przemysł Paliwowy z napisem “Ceny paliw w Polsce są jednymi z najtańszych w Europie” zastanawiałem się jak faktycznie wygląda prawda. Zmieniająca się drastycznie sytuacja na świecie sprawiła, że przez pewien czas kierowcy martwili się, że ceny za litr paliwa przekroczą 10 złotych i konieczna będzie modyfikacja pylonów. Większość czytelników z pewnością pamięta jeszcze kwoty za litr benzyny oraz diesla z 2018 roku, które wówczas oscylowały w okolicach nieco ponad 4,50 złotych. Czy jest tutaj ktoś, kto na ten moment nie wziąłby takich cen w ciemno?
Aby jednak zrozumieć problem, ale przede wszystkim ceny musimy wziąć pod uwagę średnie zarobki. Według opublikowanych statystyk Polak zarabia średnio przez cały rok około 76 000 złotych, a za tą kwotę może kupić niespełna 10 000 litrów diesla lub około 11 500 litrów benzyny. Dla porównania rekordzistami są obywatele Luksemburgu, którzy w 12 miesięcy zarabiają średnio… 341 000 złotych. Przekłada się to na możliwość zakupu ponad 45 000 litrów ropy i podobną liczbę benzyny. Warto wspomnieć, że aktualnie najwyższe ceny paliw są w Danii, ale tam statystyczny Kowalski może pomimo tak wysokich kwot pozwolić sobie na kupno 31 000 litrów benzyny i 34 000 litrów diesla, a ceny na litrze są aż o 3 złote wyższe niż w Polsce.
Zarobki w Polsce są niewspółmierne do aktualnych cen i z tym nikt nie powinien mieć wątpliwości. Zaznaczę tylko, że średnia unijna wynosi około 158 000 złotych i nasz kraj wyprzedza jedynie Rumunię, Węgry oraz Bułgarię. Co wybieracie? Stosunkowo niskie ceny paliw i marną w skali Europy wypłatę czy drożyznę, która jest mimo wszystko współmierna do wysokich zarobków?