W dobie smartfonów z dobrymi kamerami każdy z nas może zawalczyć o sprawiedliwość na drodze i nagrać cudze przewinienia. Bo przecież nie swoje, choć są i takie przypadki. Jeden z nich miał miejsce w Poznaniu w lipcu tego roku – pieszy sfilmował kierowcę, który nie ustąpił mu pierwszeństwa na pasach, po czym wysłał film na policję. Sprawy potoczyły się jednak nie po myśli nagrywającego…
Sytuacja miała miejsce pod koniec lipca na przejściu dla pieszych na szerokiej ul. Ptasiej, z dwoma pasami ruchu w każdą stronę. Nie ma tam sygnalizacji świetlnej. Zbliżający się do pasów mężczyzna zauważył szybko nadjeżdżający samochód. Podejrzewając, że jego kierowca nie ustąpi mu pierwszeństwa, wyciągnął telefon i włączył nagrywanie. Auto rzeczywiście się nie zatrzymało, a pieszy zdążył nagrać zaledwie kilkusekundowy urywek.
Film trafił na policyjną skrzynkę „Stop Agresji”, a jego autor otrzymał wezwanie na przesłuchanie na komendę. Złożył zeznania, a jakiś czas później podesłał jeszcze jeden film, z innym wykroczeniem. Kiedy składał kolejne wyjaśnienia, policjanci wrócili do poprzedniej sprawy. Ku wielkiemu zaskoczeniu nagrywającego, oznajmiono mu, że czterosekundowy filmik do za mało, by postawić zarzuty kierowcy auta, który jakoby nie ustąpił pierwszeństwa pieszemu na przejściu.
Za to wykroczenie popełnił sam nagrywający, korzystając z telefonu w czasie przechodzenia przez pasy. Dlaczego? W myśl obowiązujących przepisów „zabrania się korzystania z telefonu lub innego urządzenia elektronicznego podczas wchodzenia na jezdnię lub torowisko lub przechodzenia przez jezdnię lub torowisko, w tym również na przejściu dla pieszych – w sposób, który prowadzi do ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni lub torowisku lub przejściu dla pieszych”.
Sprawa trafiła do sądu, który rozstrzygnie, czy pieszy rzeczywiście nie poświęcił należytej uwagi samemu przejściu przez jezdnię i zasługuje na mandat. Pierwszą rozprawę zaplanowano na 2 października.
Źródło: brd24.pl