Drogie i pożądane Junaki, Pan Bóg obstawiony elektroniką, a nawet Ford Mustang cabrio, praktycznie nieosiągalny u nas w tamtych czasach. Tak wyglądają odważne założenia skierowanego do motocyklistów filmu edukacyjnego „Niezwykły wypadek” z 1968 roku. Oglądając go można się uśmiechnąć, ale po względem przekazu jest on zupełnie aktualny.
Młody motocyklista lekceważy znaki drogowe i nie mając pierwszeństwa przejazdu pakuje się wprost pod taksówkę. Traci przytomność i budzi się w gabinecie dziwnego gościa, wyglądającego jak skrzyżowanie Pana Boga ze złoczyńcą z filmów o Bondzie. Tenże jegomość, mocno obstawiony sprzętem elektronicznym, przy którym możliwości dzisiejszych gadżetów wyglądają blado, informuje motocyklistę, że widział i zapisał w „pamięci ferrytowej” wszystkie drogowe występki jego i jemu podobnych.
Motocyklisto, wszyscy mają cię w dupie! I to jest bardzo dobra wiadomość! [Felieton]
A tych nie było mało – wysoka prędkość (nawet 100 km/h!), brawurowe wchodzenie w zakręty, wyprzedzanie prawą stroną i bez sygnalizacji, jazda bez kasku, ignorowanie pierwszeństwa przejazdu, pakowanie się w grupę pieszych na przejściu i przystanku tramwajowym… Do tego jazda po spożyciu alkoholu i uwaga skupiona „na długości damskich spódniczek, a nie na drodze”. Nie zabrakło również sceny pogoni za Fordem Mustangiem w wersji cabrio, zakończonej zejściem śmiertelnym motocyklisty i jego pasażerki. Kto pod koniec lat 60. XX wieku mógł u nas mieć taki wóz?
Film w reżyserii Jerzego Gausa nakręcono na ulicach i w okolicach Poznania, a wyprodukowała go łódzka Wytwórnia Filmów Oświatowych. Kiedy powstawał, motocykle spełniały nieco inną rolę niż obecnie. Z racji małej dostępności aut były po prostu jednym z podstawowych środków transportu. Dziś oczywiście film z 1968 roku mocno trąci myszką, ale powiedzmy sobie szczerze – czy jeśli chodzi o podstawowe grzechy motocyklistów, aż tak wiele się zmieniło?
Zdjęcie tytułowe: kadr z filmu