Do tej decyzji dojrzewałem długo, wręcz latami. W końcu jednak argumenty za motocyklem klasy adventure wzięły górę. Zdecydowałem się na Suzuki V-Strom 650XT.
Na początku podobały mi się motocykle proste, pozbawione gadżetów i – jak wówczas myślałem – zbędnej elektroniki. Zamiast inwestować w drogie pojazdy, wolałem mieć dostępny cenowo jednoślad, ekonomiczny w użytkowaniu, a pieniądze przeznaczyć na benzynę. Moim pierwszym poważnym motocyklem było Suzuki GS500. Przejechałem nim bezawaryjnie blisko 57 tysięcy kilometrów. Potem przyszła wieloletnia fascynacja motocyklami klasycznymi, czy raczej neoklasykami. Tak trafiłem do grona pasjonatów Moto Guzzi i Harleya. Na mojej Nevadzie dotarłem aż do Mandello del Lario – mekki Guzzistów. Wcześniej zwiedziliśmy razem Normandię. Z każdym kolejnym rokiem dojrzewałem jednak do tego, aby zmienić swoje motocyklowe priorytety.
Nowoczesne nie znaczy gorsze
Współpraca z Motovoyagerem dała mi możliwość testowania nowoczesnych motocykli. Jazda nimi pozwoliła mi na zaznajomienie się z działaniem systemów takich, jak ABS, kontrola trakcji, czy nawet tempomat. Zaczynałem doceniać ich wsparcie. W kilku wypadkach elektronika uratowała mnie przed wypadkami. Można więc rzec, że ocaliła zdrowie, a może nawet życie. Dlatego też nie wyobrażałem sobie, aby mój przyszły motocykl nie był wyposażony przynajmniej właśnie w ABS i kontrolę trakcji.
Do turystyki, nie do lansu
Dla mnie motocykl, to środek na uprawianie taniej turystyki. Z czasem maszyny klasyczne, które miałem, okazywały się mieć zbyt dużo ograniczeń, aby wykorzystywać je w tym celu. Przede wszystkim zawieszenie. Dostosowane do spokojnej jazdy po dobrych drogach, zbytnio nie pozwalały na swobodną jazdę poza głównym szlakiem, po szutrach i lekkim terenie. Często też robię duże przebiegi dzienne. Kilkaset kilometrów jednego dnia na niezbyt wygodnym motocyklu, potrafi dać nieźle w kość. Zwłaszcza tę ogonową, ale też i kręgosłup potrafi dać boleśnie znać o sobie. Ostatecznie moje wymagania co do motocykla sprowadziły się do kilku punktów. Przede wszystkim komfort. Po drugie koszty zakupu i eksploatacji mają być możliwie niskie. Zależało mi też na bezproblemowej dostępności części i serwisu. Podczas testów dla Motovoyagera przetestowałem praktycznie wszystkie liczące się adventury klasy 300 – 500. Te mniejsze odpadły, bo najczęściej okazywałem się po prostu za wysoki i za ciężki. Poza tym oczekiwałem większej kultury pracy, niż to co oferowały jednocylindrowe silniki w tej klasie. Pozytywnie zaskoczył mnie TRK502.
Test drogowy Benelli TRK502X, czyli ile pali ten adventur? [test, recenzja, spalanie, opinia]
To bardzo komfortowy motocykl, ale pod względem prowadzenia jeszcze trochę odstaje od japońskiej konkurencji. Z motocykli wagi cięższej brałem pod uwagę Moto Guzzi V85TT i Aprilię Tuareg, jednak odpadły z powodu cen – zbyt wysokich dla mnie. Drogą eliminacji na polu bitwy pozostały Kawasaki Versys 650 i właśnie Suzuki V-Strom 650.
Król jest jeden
Kawasaki kusiło świetną kanapą i ergonomią. Suzuki prócz tego dorzucało większą uniwersalność, jeszcze większy komfort, co jest odczuwalne zwłaszcza podczas długich wypraw. V-Strom ma też w sobie większy potencjał terenowy. No, oczywiście mowa o lekkim terenie. O ostatecznym wyborze zadecydowało wiele subiektywnych odczuć. Jeżdżąc V-Stromem 650 zrozumiałem dlaczego przez lata zdobywał tytuł Alpen Masters. Pomimo dosyć sporych rozmiarów, prowadzi się… rewelacyjnie. Nie sposób opisać tego inaczej. Bez oporów poddaje się woli kierującego, a po zakrętach idzie, jak po sznurku. Podczas treningu w Suzuki Moto Szkole na Torze Jastrząb dziwiłem się, że posiadacze V-Stromów z taką lekkością i tak szybko pokonują tor. Teraz już się nie dziwię. To jeden z najbardziej uniwersalnych motocykli, jakimi w ogóle jeździłem. Wspaniały na winkle, wyśmienity do całodniowej jazdy po autostradach i zwykłych drogach.
Dodatkowo można go porządnie objuczyć, a i pasażer nie powinien narzekać na niewygodę. Kompletując mojego V-Stroma przekonałem się, że dostępność części i akcesoriów, to praktycznie żaden problem. Serwis? W każdym mieście. To konstrukcja opanowana chyba przez każdy warsztat motocyklowy. Bez fajerwerków, wymyślnych systemów. ABS, dwuzakresowa kontrola trakcji z opcją wyłączenia, asystent niskich obrotów i praktycznie tyle. Wskaźnik pewnie może być obecnie uznany za archaiczny. Dla mnie ważniejsza jest jego czytelność i łatwość obsługi. Zmiany wyświetleń dokonuje się z kierownicy, bez potrzeby odrywania rąk. Biegi wchodzą perfekcyjnie, skrzynia pracuje świetnie, podobnie jak inne podzespoły. V-Stromem zrobiłem dopiero kilka tras, ale jak na razie ciężko znaleźć w nim jakieś wady.
Słuszny wybór
650-tka od Suzuki dała mi możliwość zapuszczania się w tereny, w które wcześniej nie wjechałbym moim Harleyem. Dodatkowo łatwość prowadzenia i duży komfort powodują, że w ogóle nie chce się zsiadać, a głód jazdy rośnie w miarę przebytych kilometrów. To wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że V-Strom zostanie ze mną na długie lata, na dziesiątki tysięcy wspólnie przebytych kilometrów.
Vstromem z 17 roku który kupiłem jako nowy motocykl, zrobiłem 35 tys km przez 3 sezony po czym go sprzedałem . Bez awaryjne. Chciałem spróbować czego innego ,padło na Versysa 1000 gdyż zdecydowanie jeżdżę więcej po asfalcie niż w terenie czy szutrach.
W mojej opinii do objechania świata Vstrom 650 zdecydowanie się nadaje. Może jego właściwości terenowe są niewielkie ale jako kompromis dają rade.
Ze swoich spostrzeżeń warto zwrócić uwagę na przednie lagi i dokładnie czyści je z much i komarów gdyż mogą zniszczyć uszczelniacze.
Zaczął już brać olej?
To za kryptoreklama umierającego starocia. Sorry ale dokonałeś złego wyboru. Jedyne co ma V-storm, a co trudno już spotkać, to silnik V2. Ale prawdziwe V2 potrafią robić tylko Włosi. Więc kupiłeś nowy motocykl z poprzedniej epoki, do tego powrotnie brzydki.
Kupił tak naprawdę prosty motocykl bez udziwnień dopracowany do granic możliwości. Suzuki jest może nieco zacofane względem reszty, ale ma swoich że tak powiem konserwatywnych odbiorców. Nie bez znaczenia jest też cena. Od 2023 to się zmieni. Czas pokaże
Zgoda jedynie co do tego, że jest brzydki. To jest prawdziwe v2, naturalnie lepiej wyważone niż obecne i nadchodzące rzędowe dwójki. Stare wloskie v2 na gaźnikach to pieśń przeszłości. Także co do technologii vstrom, poza oswietleniem, co ma swoje zalety, jest absolutnie na czasie. Nie ma innego podobnego motocykla. Mniej przystosowanie do złej nawierzchni to droższe o kilka tysięcy Triumph i Kawasaki. Bardziej offroadowe to już kilkanaście tysięcy więcej.