Zima, taka typowa, polska. Czyli temperatury plusowe, codziennie pada, śniegu brak. Zaraz, zaraz, czyli angielska właściwie… No tak, klimat się zmienia, ale tak czy inaczej nie jest to optymalna pogoda na jednośladowe szaleństwa – chyba że halowe! Jako że z moim kumplem Danielem nie wyciągaliśmy jeszcze w tym roku naszych motocykli, byliśmy więc głodni jazdy! Postanowiliśmy przerwać zimową stagnację jazdą na pitkach! Zatem gdzie na pitbike w Warszawie?
Jesteśmy z Warszawy, więc wybór był bardzo prosty – RedBike Racing Team. Zresztą Daniel testował już nieraz nie tylko motocykle Prezesa, ale i jego samego, a właściwie jego cierpliwość. Jako że testy te wychodziły zawsze na plus, to i tym razem postanowiliśmy wybrać się na pity RedBike. Żeby było ciekawie, to tym razem jazdy nie odbywały się w Piasecznie, a w hali Pole Position w Sękocinie Starym.
Hala na co dzień oczywiście przygotowana pod gokarty, ale to zupełnie w niczym nie przeszkadza pitkom. Tor, z opon, ustawiony w sposób ciekawy, dużo technicznych nawrotów, ale także kilka szybszych winkli i prosta, na której można odkręcić gaz na maksa i utrzymać go chwilę zaciętego w tej pozycji.
Świecąca podłoga nie przypadła mi do gustu i sprawiła, że pierwszą sesję przejechałem bardzo na kwadratowo. Musiałem zaufać przyczepności opon, która okazała się wystarczająca i aby dobrze się bawić schodząc nisko w zakręcie, i żeby zaliczać mniej lub bardziej spektakularne gleby.
Daniel, który już jeździł kilkanaście razy na pitach, po prostu nie mógł się doczekać kiedy ruszymy. Ja byłem raptem drugi raz na tego typu formie rozrywki, więc raczej kierowała mną ciekawość. Trafiliśmy do szybszej grupy. Choć na początku zaoponowałem – leszczem jestem, ledwo się mieszczę na tym motorku, a kolanami haczę o kierownicę, jeżeli tylko się zapomnę i nie przyjmę optymalnej pozycji do zakrętu. Jednak później okazało się, że była to dobra decyzja. Po rozjechaniu się byłem w środku stawki, zarówno mnie wyprzedzano jak i ja czasem kogoś łyknąłem, mimo że pitbike’i to nie jest coś, co jakoś bardzo do mnie przemawiało… Pozycję obrazującą moje rozterki życiowe przyjął na zamówienie Daniel:
Zawsze twierdziłem, że jestem za duży na tego typu motocykle. Okazało się jednak, że dużo osób jest podobnego wzrostu co ja, i dobrze sobie radzą na tych małych sprzętach. Zatem typowo – złej baletnicy. Kolejna rzecz to stan techniczny pojazdów. Pity Prezesa słyną z tego, że są dobrze przygotowane, nie gasną same z siebie, oddają płynnie moc i ich obsługa nie nastręcza trudności. Oczywiście królują tu chińskie MRF-y i Kayo, ale są w bardzo dobrym stanie technicznym. Prezes też wyznaje zasadę – jeden kierowca, jeden motocykl, czyli przydzielono mi pita nr 8 i wszystkie cztery sesje jeździłem na nim właśnie. To pozwala wczuć się w swoją maszynę i pozwalać sobie na niej coraz więcej.
Czy glebiłem? Oczywiście, choć tylko raz! Ale pod czujnym okiem Prezesa gleba nie boli! Szczególnie jeśli wykonana jest w kombiaku z pełnymi ochraniaczami. My akurat obaj zaufaliśmy marce Rebelhorn i ich modelowi Rebel. Daniel przetestował go kilka razy i oglądaliśmy go po jeździe – ani śladu na skórze.
Wracając do pitów – naprawdę fajna zabawa i ciekawe doświadczenie. Jeździliśmy cztery sesje po 20 minut każda. To absolutnie wystarczyło by móc powiedzieć, że się najeździłem. Mieliśmy też ćwiczenie, polegające na tym, że przez kilkanaście minut wszyscy prowadziliśmy swoje motocykle tylko jedną ręką. Mega rzecz. Gdy Prezes pozwolił w końcu złapać kierę obiema rękami, jazda wydawała się tak straszliwie łatwa, że miałem wrażenie, iż każdy z nas przyspieszył… Trzecia i czwarta sesja w naszej grupie to już był festiwal prędkości, zabawy, kombinowania i gleb. Ci, co mocniej ogarniają, dochodzili do granic przyczepności i wykładali się jeden za drugim, próbując powerslide’ów. Wszystko bez oznak jakiegokolwiek szwanku.
Świetna sprawa, bo przecież każda gleba na prawdziwym motocyklu boli i kosztuje – tutaj jest praktycznie wliczona w tę zabawę. Jak wcześniej wspomniałem też się wywróciłem na jednym z wyślizganych zakrętów. Motocykl nawet mi nie zgasł, szybko się zebrałem i poleciałem dalej, sama przyjemność.
Zdecydowanie polecam i miejsce czyli halę Pole Position w Sękocinie Starym pod Warszawą, ale przede wszystkim szkoleniowca i jego świetnie przygotowane pity, czyli RedBike Racing.
To co? Do zobaczenia na torze!