Jestem motocyklistą. Przede wszystkim. Jeśli ktoś kazałby mi się określić jednym słowem, to chyba to właśnie słowo przyszłoby mi do głowy jako pierwsze. Szczerze mówiąc widać to praktycznie zawsze. Chodzę w motocyklowych bluzach i koszulkach, jeżdżę głównie motocyklami i to o nich najwięcej czytam w necie, a mój facebook zawalony jest wręcz jednośladami. Jak jadę na snowborad, to też to widać, nawet bardziej niż zwykle…
Mój przypadek, jako człowieka na śniegu, jest bardzo prosty. Pojawiam się tutaj, choć chciałbym często, to jednak sporadycznie. Ze względu na brak czasu, pogody, środków do tego i niestety zdrowia… Tak, tak, zdrowia. W 2006 roku miałem jedyny w moim motocyklowym życiu poważniejszy incydent wpadkowy, w wyniku którego naderwałem więzadła w obu moich kolanach. Od tej pory muszę o nie dbać w sposób wyjątkowy, a przypinanie sobie do nóg desek lub deski na pewno im nie pomaga. Chyba że…
No właśnie, tutaj pojawiły się ortezy POD K4 (o których zrobimy osobny film na nasz kanał YT) od Dobrych Sklepów Motocyklowych, które wjechały na moje kolana w związku z treningami offroadowymi, jakie rozpocząłem na swojej nieśmiertelniej DRZ 434 E.
Wyświetl ten post na Instagramie
Tak zabezpieczone kolana pozwoliły mi na psychiczny relaks. Nawet jak deska, po trzyletniej przerwie w jeżdżeniu, powiezie mnie gdzieś ku przygodzie, to stawy kolanowe wyjdą z niej obronną ręką. A ortezy te w końcu są kolanowe właśnie, a nie motocyklowe, więc i na stoku powinny dać sobie radę.
Otworzyłem swoją szafę, oczywiście motocyklową szafę. Na kanapę, na którą rzucam rzeczy, kompletując wyjazdowy sprzęt, trafił komplet z laminowanym gore-texem od Rukki – czyli Rimo-R,
bielizna termoaktywna od Seca, gogle motocyklowe FLY z podwójną, nieparującą szybą
oraz zimowe rękawice Racer, które kupiłem lata temu właśnie w dwojakim celu – na zimne dni na moto, a zimą na snowboard (ten francuski producent miał praktycznie identyczne modele z dwojakim przeznaczeniem).
Kompletu motocyklowego dopełnił mój wieloletni przyjaciel – żółwik Zandony, chroniący moje plecy od 2009 roku bodajże. Z gratów snowboardowych miałem jedynie buty, wiązania i deskę.
Od razu wytłumaczę się z tego, o czym zapewne będziecie pisać – a gdzie kask! A w kieszeni… Nie mam kasku na snowboard, bo nie chcę mieć kolejnego półkownika, który zbiera kurz, a jest stosowany maksymalnie 3 razy w roku. Zawsze do tej pory na wyjazdach snowboardowych towarzyszyła mi bawełniana czapka ozdobiona goglami i tak było i tym razem.
Na desce jeżdżę spokojnie, praktycznie się nie przewracam, a stoki wybieram też raczej te łatwiejsze. Poza trasami nie jeżdżę w ogóle. Następnym razem jednak, już jestem dogadany, że będę miał pożyczony kask narciarski UVEX-a, który pozwoli nie poszerzać liczby (jedenastu!) gracących moje mieszkanie kasków motocyklowych i rowerowych. A na wyjazd w góry, w prawdziwe góry, już jestem umówiony na drugą połowę lutego! Jupi!
Jak sprawdził się mój zestaw? PERFEKCYJNIE!
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie wyobrażam sobie kupowania dedykowanych do snowboardu ciuchów, mając w szafie ubrania motocyklowe, wyposażone w pełne ochraniacze – w razie gleby (także klatki piersiowej), wykonane z najlepszych materiałów, z oddychającymi membranami, spinane ze sobą, z wentylacją pozwalającą na schłodzenie/przewietrzenie się oraz z miejscem na skipass na lewym rękawie. Wszystko to pozwala na użytkowanie ich także na stoku, w komforcie takim samym, albo nawet lepszym, niż ubrań narciarskich.
Wydatek kilku tysięcy złotych na ubiór, który co najwyżej używać będziemy przez 2 z 52 tygodni w roku, jest wg mnie bez sensu. Jeżeli zaś kupimy tańsze ubranie snowboardowe, nie zapewni ono tam takich warunków – wodoszczelności, oddychalności, etc, co nasz komplet tekstylnych, dobrych, turystycznych ciuchów motocyklowych.
I tak, siedzenie tyłkiem na śniegu nie spowodowało przemięknięcia spodni.
Rękawiczki chroniły przed zimnem i nie przemiękły, a gogle nie zaparowały. Ortezy trzymały w garści kolana i czułem się w nich po prostu bezpieczny. Zawsze bardzo mnie cieszy gdy mogę posiadane rzeczy wykorzystać w różnych sytuacjach, a ta jest tego przykładem idealnym.
Większa uniwersalność, mniejsze koszty…
Jeżeli pomyślimy, że mamy już dedykowane ubranie w swojej szafie, to najbliższy wyjazd, nawet pierwszy raz na desce czy nartach, okaże się dużo bliżej finansowo, niż do tej pory myśleliście. Bo przecież wystarczy wypożyczyć sprzęt narciarski na stoku za kilkadziesiąt złotych, zapłacić za karnet i… wio!
Wszystkim motocyklistom kochającym także białe szaleństwo życzę aby w tym roku zima jeszcze do nas na trochę wróciła, bo pogoda taka jak teraz, to ani jeździć (na moto) ani jeździć (na desce).
ja też od dawna biorę rękawice motocyklowe na stok – deszczowe od Alpiny i zimowe Macny.
fajnie ale proponuję jeszcze kask założyć bo prędkości podobne jak na moto, a poza tym edukacja dla najmłodszych