Kiedy przeszedłem udar mózgu myślałem, że do końca życia będę jeździł na wózku. A jednak udało mi się zrobić prawo jazdy na motocykl. Zamiast do wózka inwalidzkiego wsiadłem na Kawasaki 650 ER 6F. Pojechałem nim na Nordkapp.
Tekst i zdjęcia: Piotr Kozioł
Nigdy nie byłem poza kołem podbiegunowym. Nordkapp jest na samej krawędzi Europy, a fiordy podobno są piękne. Trzeba tam wjechać wieczorem i do pierwszej w nocy obserwować, jak słońce nie zachodzi. Ten kawałek skały każdego roku odwiedza kilkaset tysięcy ludzi z Europy.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Dlaczego motocykl? Bo tak. Bo lubię jazdę motocyklem. Ponadto jadę oglądać przyrodę, a zatem muszę ją czuć kiedy pada deszcz, jest mgła, jest zimno lub ciepło, pachnie lub cuchnie, jest cisza, woda jest smaczna lub ohydna. Poza tym zatrzymuję się, gdzie chcę, mogę zjechać z drogi gdzie chcę i ominąć tych, którzy muszą czekać.
Jeżdżę drugi sezon. Na Nordkapp pojechałem w wieku 65 lat. Całe moje doświadczenie motocyklowe nabyłem w czasie tej podróży. Pierwszy raz płynąłem promem z motocyklem, pierwszy raz wyglebiłem, podniosłem i zreperowałem uszkodzenia. Pierwszy raz złapałem kapcia i zakleiłem dziurę, pierwszy raz byłem 16 dni na motocyklu. Przejechałem łącznie 6 700 km. Zanim dojechałem do domu i zsiadłem z motocykla, zaplanowałem moje wyprawy na przyszły rok i dalej.
Zabij jezuitę
Wyjazd na Nord Kapp planujemy z synem znajomego. On z dziewczyną, ja solo. Już pierwszego dnia okazuje się, że różni nas nie tylko prawie pół wieku, ale również temperament, wytrzymałość oraz przedmiot zainteresowania. Rozjeżdżamy się z planem spotkania na Nordkappie.
Podróż przez Szwecję na północ, aż do Finlandii może być szybka. Są bardzo dobre drogi z ograniczeniami 90 km/godz., gdzie wszyscy jadą 130. Są autostrady z ograniczeniami 110, gdzie wszyscy jadą 150. Pozwala mi to trzeciego dnia wjechać do Finlandii i przenocować w hotelu z sauną i dobrym jedzeniem. Jadąc uświadamiam sobie, że przy szybkości 125 w trzy sekundy przejeżdżam 100 metrów. Łał! Jak wyskoczy sarna, to nawet nie zdążę westchnąć.
W Szwecji zatrzymuję się dłużej. W Falun wrażenie robi była kopalnia miedzi i muzeum górnictwa, a w Lulea – dzielnica Gammeltad: kościół i przykościelne miasteczko pobudowane dla wiernych, którzy pod groźbą kary państwowej musieli raz na tydzień uczestniczyć w nabożeństwie. Wojny religijne w krajach skandynawskich bardzo przeorały świadomość tych społeczeństw: w Szwecji wolno było bezkarnie zabić jezuitę. Dopiero w 2000 roku zniesiono to barbarzyńskie ustawodawstwo.
Krajobraz Szwecji i Finlandii jest podobny. Jeziora, lasy, rzeki, wodospady, dużo wędkarzy oraz insektów. Ledwie się człowiek zatrzyma, a już atakują meszki, muchy i wszędobylskie komary. To ich teren łowiecki, a taka zwierzyna jak ja to może jedyna szansa w ich krótkim życiu. Dlatego odpoczywam nie zdejmując kasku. Gorzej, gdy potrzeba coś wypić, przekąsić lub załatwić inne potrzeby.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Im dalej na północ, tym widniej w nocy, a za kołem podbiegunowym słońce świeci 24/24 . Do tej pory nie wiem, dlaczego cały czas wali po oczach. Czy jedziesz na północ, czy z powrotem, świeci prosto w oczy. Przekroczenie koła podbiegunowego w Finlandii sygnalizuje duża plansza i od razu robi się chłodniej.
Tam, gdzie słońce nie zachodzi
Na Nordkapp chcę wjechać przed północą, by zobaczyć jak słońce nie zachodzi. Moi znajomi, którzy już tam byli, nakręcą film, gdy pokonam ostatni podjazd. Niestety burzowe chmury na północy wskazują, że tych 300 kilometrów przede mną raczej nie przejadę w cztery godziny.
Na zimno i deszcz przygotowany jestem. Mam wszystko co trzeba: podgrzewane manetki, podwójną termiczną bieliznę, ocieplacze, kurtkę typu polar, skórzaną odzież motocyklową z ocieplaczem, kombinezon wodoodporny oraz ochraniacze na buty. Po godzinie jazdy w zimnym deszczu muszę jednak stanąć i biegać, żeby się rozgrzać. Truchtam jak jogger.
Jazda tunelem pod fiordem robi wrażenie, ponieważ płacisz grubo ponad stówę (w PLN) wjeżdżając i drugą stówę wyjeżdżając. W tunelu jednak jest sucho. Znajomych mijam około pierwszej w nocy. Oni wracają z Nord Kapp, a ja mam jeszcze do przejechania 50 kilometrów. Przekazują mi trzy cenne wiadomości: tam jest strasznie! Uważaj, bo może cię zdmuchnąć! Trzymaj się białej linii!
Ostatnie 25 kilometrów po szczytach gór to istotnie droga do piekła – przynajmniej jak na moje umiejętności. Koszmarnie zimno (6 stopni), ostry deszcz, słaba widoczność (chmury, czyli mgła), dość strome podjazdy i zmienny huraganowy wiatr. Ale droga jest super – dwupasmowa, miejscami pojawiają się nawet fragmenty utwardzonego pobocza, więc nie od razu zlecę w dół.
W dobrą pogodę wjazd na Nordkapp to spacer. Jedyny mankament to fakt, że szansa na dobrą pogodę w lipcu to nie więcej jak 20%. Najbardziej prawdopodobne, że będzie zero stopni i deszcz ze śniegiem. Najważniejsze jednak, że w taką pogodę od drugiej do czwartej w nocy nie ma żywej duszy. Cała skała jest do mojej dyspozycji.
[sam id=”11″ codes=”true”]
W drodze powrotnej odkrywam małe miasteczko rybackie Rep Vag (jest na każdej mapie), które żyje z turystów jadących na Nordkapp. Za kolejną stówę (PLN) – pokój z czystą pościelą, grzejnikiem, łazienka z gorącym prysznicem i śniadaniem. Na szwedzkim stole piętrzą się śledzie, śledziki, wędliny i nade wszystko – świeżutki wędzony łosoś. Można kupić pamiątki dotyczące Nordkappu, wysłać kartki i zjeść kolację ze świeżo złowionej i upieczonej ryby.
Fiordy ponad wszystko
Moja wyprawa nabiera cieplejszych kolorów, kiedy wjeżdżam w fiordy na wysokości Alty. Warto tam zobaczyć rysunki naskalne Samów, pierwotnych ludów północy. Autochtoni uważają za obraźliwe określenie „Lapończycy”. Najstarsze rysunki mają podobno 6 200 lat, o czym można poczytać w muzeum.
Fiordy – to jest to. Czegoś tak pięknego nigdy w życiu jeszcze nie widziałem. W czasie mojej podróży parę razy wpadam w zachwyt, mam łzy w oczach. Parę razy przeżywam euforię z jazdy, kiedy frunę i wydaje mi się, że motocykl jest częścią mnie. Zauważam prostą zależność: jadąc ponad 100 km/h widzę drogę, przy 80 – pobocza, ale dopiero jadąc 50 mogę coś zaobserwować i szybko stanąć, żeby zarejestrować obraz.
Przejazd się wlecze i wszystkie plany biorą w łeb. Fiordy w zależności od koloru skał okalających, szerokości brzegów i pokrywającej je roślinności, a także słońca i chmur zmieniają koloryt od szarych, ciemnych, ponurych poprzez odcienie zieleni i błękitu do jasnych lustrzanych odbić nieba. Żadne zdjęcia i opisy nie są wstanie przekazać emocji, które towarzyszą tym krajobrazom. Fiordy zobaczyć trzeba.
Płacz i płać
Przed Narvikiem wyglebiam i tracę lewe lusterko. Jest sobota, dlatego muszę czekać w Narviku na otwarcie salonu Kawasaki, co słono mnie kosztuje. Jestem zły. Gdzie spać, co jeść? Wynajęcie domku lub pokoju kosztuje stówę (PLN) za osobę. Namiot nie daje gwarancji odpoczynku, kiedy pada i jest zimno . Produkty spożywcze w Norwegii w supersamach są nieco droższe niż w kraju, jednak jedzenie w byle restauracji jest droższe po wielokroć. Samotna jazda ma jednak jedną dobrą stronę – decyzje realizuje się natychmiast. Zła strona to to, że za wszystko płaci się samemu.
[sam id=”11″ codes=”true”]
Narvik został odbudowany po wojnie, ponieważ kompletnie go zbombardowano, o czym można poczytać w muzeum II Wojny Światowej. Dwie duże plansze wystawowe upamiętniają udział wojsk polskich w walkach z Niemcami – obok angielskich, francuskich i norweskich. Jestem zaskoczony faktem, że w Norwegii był ruch oporu, a kilkadziesiąt kilometrów od Narviku działał obóz koncentracyjny. Stojący przed muzeum francuski czołg Hotchkiss H35 okazuje się niewiele większy niż mój motocykl, a do tego jest wyposażony w silnik o mocy 75 KM, czyli tyle co mój ER6f.
Droga na południe to labirynt wokół fiordów. Jest dwupasmowa, dwukierunkowa z dobrą nawierzchnią. Zdarzają się jednak niespodzianki: garby lub groźne dla motocykla podłużne pęknięcia. Jest dużo tuneli, z wyjątkiem Nordkapp bezpłatnych, ale nieraz droga kończy się płatną przeprawą promową za kolejną stówę PLN.
W miejscu przekroczenia koła podbiegunowego Norwegowie zadbali o turystów. Pobudowali suveniro-bild z wyszynkiem oraz plac pamięci dla turystów. Oglądam jeszcze jaskinie Gronligrotten w pobliżu Mo i Rana, a następnie podejmuję decyzję, że wracam do domu. Zostało mi mniej więcej 2400 kilometrów. Południową część Norwegii postanawiam zwiedzić za rok.
Lecę przez Szwecję do Umea – prawie 600 kilometrów. Czas spać. Jest noc i świeci słońce, komary nie gryzą. Drzemię w kwitnących wrzosach, kiedy nagle zaślinionym, ciepłym i mokrym jęzorem budzi mnie łoś. Wiem, że jestem bezpieczny – drapieżników nie ma. Klepię łosia po pysku, patrzę w niebo, czuję zapach lasu, słyszę ciszę.
Jestem.
Żyję chwilą. Wypełnia mnie szczęście istnienia.
Właśnie dojechałem do raju.
[sam id=”11″ codes=”true”]
O mnie – zamiast vademecum
Motywy
Zdaję sobie sprawę, że moja podróż to nic nadzwyczajnego, ale może być zachętą dla 50- i 60-latków do spróbowania czegoś, co im bezpowrotnie umyka. W opisie mojej podróży (16 dni, 6700 km) podaję kilka informacji, których nikt mi nie przekazał i których nigdzie nie przeczytałem. To główny powód, dla którego zdecydowałem się moją wyprawę opisać.Życie
W 2009 roku przeszedłem udar mózgu (niedokrwienny) z prawostronnym paraliżem, który dzięki natychmiastowej pomocy nie poczynił wielkich spustoszeń . Po trzech miesiącach rehabilitacji mogłem wrócić do pracy naukowej na macierzystym uniwersytecie medycznym. Zajmuję się genetyką: ustalaniem pokrewieństwa, badaniem śladów biologicznych. Przez 40 lat praca wypełniała większość mojego czasu aż do momentu, gdy leżąc na neurologii z perspektywą spędzenia reszty życia na wózku doszedłem do wniosku, że coś przeoczyłem.Sprzęty
Za odszkodowanie z ZUS kupiłem skuter, fantastyczny sposób na dojazdy do pracy w zatłoczonym Lublinie od kwietnia do listopada – tanio i szybko. Był jednak zupełnie nieprzydatny do jazdy poza miastem. Kupiłem więc zieloną Ninję 250. Był ładny, miał fajny dźwięk silnika, poza tym miła była obsługa salonu. I wreszcie był nie za drogi, lekki i miał świetne przyspieszenie.Po przejechaniu 2 tysięcy kilometrów wiedziałem, że motocykl to jest właśnie to, czego potrzebuję: wolność, przyśpieszenie, odrobina szaleństwa… No i ta ręka w górę wspólnoty podobnych do ciebie! Jesienią na drodze z Lublina do Łęcznej objechali mnie dwaj młodzieńcy z głupkowatymi uśmieszkami. Dlatego m.in. zamieniłem 250-tkę na 650 ER 6f i teraz (jak nie chcę) – objechać mnie trudniej.
Wyprawy
Kupiłem i przeczytałem wiele książek o technice jazdy motocyklem (niektóre techniki wypróbowałem), czytałem też Motovoyagera. Opisy z wypraw zachęciły mnie do podjęcia w tym roku dalszych wyjazdów. Najpierw – na Zlot Gwiaździsty do Częstochowy. Potem – na dwa dni w góry. Podjąłem ćwiczenia kondycyjne na ręce, na kręgosłup (nigdy nie uprawiałem sportu) zmieniłem dietę, ustawiłem nadciśnienie i zdecydowałem, że jadę na Nordkapp.Sekcje
Moi znajomi mówili – Piotr, co ty wyprawiasz, zabijesz się. Koledzy w pracy, w Zakładzie Medycyny Sądowej jednoznacznie orzekli, że udar padł mi na głowę. Od dwóch lat pokazują mi każdego sekcjonowanego motocyklistę (kolega Teresiński jest jednym z najlepszych specjalistów w Europie od spraw wypadkowych) mówiąc: patrz, co Cię czeka, jak się rozwalisz. To cenne doświadczenie – gdy ponosi fantazja i odkręcam zbyt mocno manetkę, myślę właśnie o tym.Plany
Z Nordkapp wróciłem bez zadrapania, ale inny, bo z planami na lata. Już nie muszę niczego sobie i innym udowadniać. Wiem, że lekko polecę dwie stówki, tylko po co? Wiem, że jadąc 120 w trzy sekundy przejadę 100 metrów, a przy zajączku, który się nagle pojawia na szosie nie mam szans, gdy trafię go przednim kołem.Ćwiczenia
Ponieważ wzmocniłem mięśnie rąk i barku, przestał mnie boleć kręgosłup. Pozycja na ścigaczu wymusiła trening mięśni odcinka lędźwiowego. Dało świetne efekty: mniej się garbię, chód stał się sprężysty, nastąpiła poprawa kondycji, a to daje pewność siebie. Dlatego uważam, że motocykl to wspaniałe emocje i zdrowie.
Gratuluję, nie tylko samozaparcia w pokonywaniu przeciwności, swoistej odwagi i świetnego pióra,- przede wszystkim charakteru oraz tego wszystkiego co się z owym wiąże. Świetna relacja, opinia wyrażona nie koniecznie w odniesieniu do początkującego motocyklisty, nie jeden doświadczony biker nie potrafiłby tego lepiej ogarnąć. Chętnie z ogromną przyjemnością przeczytam kolejne relacje z Twoich przyszłych wypraw których to z wyrazami wielkiego szacunku gorąco Ci życzę.
Jarek.
taaa , koledzy gadają o wypadkach bo zazdrość zżera – nie tylko za zakup i jazdę ale dodatkowo za odwagę ( może częściowo strach o Pana zdrowie ale więcej tu chodzi o cykora że druga połówka nie pozwoli na moto w domu ) to normalne . Ja kilka lat temu połamałem piętę 4 lata ją doprowadzałem do użytku a w międzyczasie moja mama zapytała,, i co z motorem ? ,, było 5 sekund myśli i było wio po sprzęcik, teraz nie żałuję. Ale poruszył Pan dodatkowo bardzo ważną kwestię – siłę, każdy myśli że wsiąść na moto włączyć bieg ,mieć benzynę i jest ok – nie prawda do tego trzeba mieć siłę , laicy którzy spędzają na moto raz w miesiącu 100 km tego nie czują ani ci którzy obserwują nas z chodnika , ci co jeżdżą na okrągło wiedzą jaka to ważna sprawa .Życzę zdrowia i poproszę o kontakt – biuro@tomaszhuzar.pl – chętnie się spotkam porozmawiać albo wyruszyć wspólnie w trasę ale bardziej preferuję południe i ciepło . Pozdrawiam
Gratuluję , podziwiam i gorąco pozdrawiam :) Świetny reportarz … w tym roku czeka na mnie Chorwacja – moja pierwsza wyprawa … ;)
Pozdrowienia Piotr. Może kolejna relacja będzie z Rajdu Katyńskiego?Życzę Ci szczęścia i wielu km .zwłaszcza jeśli dalej masz zamiar zrealizować swą iberyjską pielgrzymkę .
Szanuję i naprawdę podziwiam,z pozytywną zazdrością czytalem pana artykuł…Tak chciałbym spędzać ,nie tylko starość,lecz kazdą wolną chwile,niestety moja praca mi nie pozwala,fajnie że odnalazł pan sens życia,podoba mi się sposób relacjonowania wyprawy,bez zadęcia ,prosto i skromnie,milo się czytało,przez chwilę utożsamiałem się z pańską wyprawą :)na szczęście nie musialem odkrywać frajdy z jazdy motocyklem tak póżno,już prawie 30 lat jeżdzę i cieszę się że zawsze mam ten azyl ,ucieczkę od problemów dnia codziennego.Pozdrawiam i życzę jeszcze wielu lat na dwóch kołach :)
Brawo, gratuluję!
Pana relacja pokazuje czym jest jazda na 2 oo i jaką radość niesie :)
Może warto zmienić motocykl na inny. Możliwość zjazdu z asfaltu w las lub bezdroża sprawia wielką frajdę i nie trzeba jechać tak daleko by poczuć świeże powietrze. Polecam spróbować przysiąść się na transalp-a. Pozdrawiam.
Panie Piotrze, przede wszystkim wielkie gratulacje i uznanie.
Opis wyprawy przeczytałem jednym tchem a najbardziej ujął mnie pan swoją szczerością i wrażliwością na piękno otaczającego świata.
Cytat:
,,Fiordy – to jest to. Czegoś tak pięknego nigdy w życiu jeszcze nie widziałem. W czasie mojej podróży parę razy wpadam w zachwyt, mam łzy w oczach. Parę razy przeżywam euforię z jazdy, kiedy frunę i wydaje mi się, że motocykl jest częścią mnie.”
Jestem tylko ciut młodszy i chętnie bym gdzieś z panem pojechał. W tym roku mam w planie Alpy, ale zupełnie na luzie.
kontakt: sjalowy@wp.pl
Piotr – gratuluję. :-)
Wiek nie ma znaczenia, liczy się duch. Mamy tyle lat na ile się czujemy. Poza tym co to jest 65 lat? Do stówy szmat czasu, toć to gówniarz jest – 35 lat do sety. Wiesz ile wypraw jeszcze zaliczysz? MNÓSTWO :-)
PS. Byłem na Nordkappie w 2000 roku…. chyba czas powtórzyć :-)
Tak trzymać i nie popuszczać!
LwG!
P.S. Ja Norwegię planuję w tym sezonie, ale bocznymi drogami.
Wielki szacunek Panie Piotrze!!!
Czekam na dalsze Pana wyprawy i opisy.
Pozdrwaiam
Pozdrawiam.Sam mam 50 lat,i od trzech sezonów jeżdżę moto po 25 letniej przerwie i uważam że jazda motocyklem to jest to bez względu na wiek.Szacunek i lewa w górę.
Panie Piotrze!
To sie nazywa czuc ducha motocyklizmu! Gratuluje! Prawda, ze to piekne jechac na motorku przez swiat?
Szerokiej drogi Panu zycze, pieknych zapachow otaczajacej przestrzeni, slonka i pogody ducha na kolejne tysiace kilometrow!
Na nastepne wycieczki polecam poludnie Europy, moze balkany? Cieplej, sloneczniej i zakocha Pan sie w nich :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Swietny tekst, pomysl jeszcze lepszy, a wykonanie mistrzowskie :)
Genialny artykuł przeplatający się z ciekawymi i poruszającymi rozważaniami. Gratuluję olbrzymiej siły wewnętrznej i niezwykłej determinacji. Posiadanie tak dojrzałego i rozsądnego kompana podczas motocyklowych podróży jest z pewnością czymś niepowtarzalnym. Życzę Panu, Panie Piotrze, zdrowia na kolejne lata i jak najwspanialszych zagranicznych (i nie tylko) wojaży. Szerokości i (mam nadzieję) do zobaczenia na szosie. LwG!
Witam też jestem po udarze 9 lat, moje życie to motocykle ale żona się nie zgadza żebym kupił kolejny motor
Panie Piotrze, dopiero teraz, z aż 4-letnim opóźnieniem, przeczytałem Pana reportaż. Traf chciał, że przeczytałem go dobiegając 50-ki – w czasie, gdy też zacząłem myśleć tak samo, jak Pan: że chyba coś przeoczyłem. Od pewnego czasu mam ogromną przyjemność jeździć motocyklem i oczywiście marzą mi się dalsze wojaże, choć wątpliwości mam wiele, a dotąd zawsze jakieś „obiektywne przeszkody” stawały mi na drodze. Po przeczytaniu artykułu wiem jedno: właśnie zmotywował mnie Pan, decyzja zapadła: w przyszłym roku spróbuję zaliczyć wymarzoną Norwegię. Nie wiem, czy mi się to uda, ale postaram się tak bardzo, jak tylko będę potrafił. Za pozytywnego „kopa d w…” bardzo Panu dziękuję. Pozdrawiam ! :)
Tak sie składa ,że z Piotrem odbyliśmy już kilka ciekawych wypraw po Europie . Zwłaszcza na Bałkanach. W tym roku przez 2 tygodnie penetrowaliśmy Albanię . Podróżowaliśmy w dwójkę i w większym gronie. Jest znakomitym kompanem . Znałem jego wypad na NORDCAPP z opowiadań, ale pierwszy raz przeczytałem ten opis niesamowicie literacki i pełen motocyklowej emptii. Wczoraj ustaliliśmy ,że trzeba raz jeszcze zrobić wypad do Skandynawii.
Już zacząłem przeżywać tą kolejna wyprawę zwłaszcza ,że dodatkowym atrybutem będzie towarzystwo Piotra – sprawdzonego i doświadczonego już kumpla na wyprawy a prywatnie kumpel na co dzień z Lublina.