Tomek prowadzi projekt Motosamsara, który większość na pewno kojarzy i to nie tylko ze względu na podróże motocyklowe, ale również na idące za nimi akcje charytatywne. Jeżeli szukacie podróżnika, któremu osobiście możecie pomóc w wyprawie, a przede wszystkim podjąć decyzję gdzie i na jak długo ma jechać to dobrze trafiliście.
Chcemy was ostrzec tylko przed jednym – przed założeniem się z Tomkiem o flaszkę, np. o wyjazd w dzikie i odległe miejsce. Poznajcie podróżnika, który za 3 litry wódki, a właściwie to bimbru, pojechał do Władywostoku!
Wiktor Seredyński: Tomku, skąd takie zapędy podróżnicze? Dlaczego wybór padł na motocykl?
Tomasz Gorzędowski: Na motocyklu jeżdżę od 12 roku życia. Zaczynałem na pewno jak większość. Na początku brat kupił mi Rometa z 1970 roku za 100 zł. I tak się zaczęło. Podróże przyszły znacznie później.
Odbyłeś już kilka dalekich wypraw, jak łączysz je z pracą?
Na początku zaczęło się od wyjazdów tylko weekendowych, dosłownie każdy weekend w siodle. Później motocyklowe były całe urlopy, aż postanowiłem pójść po bandzie. 2 lata ciężkiej pracy i odkładania grosza zaprocentowało – ruszyłem w podróż dookoła świata.
I to była twoja najbardziej ekstremalna wyprawa?
Wiesz co, mam wrażenie, że najbardziej hardcorowa wyprawa to jest całe moje życie. Szczególnie od 2016 roku. Nawet teraz mam wrażenie, że z tej podróży jeszcze nie wróciłem, mimo że już jestem w Polsce. Cały czas coś się dzieje, nie ma co próżnować. Mimo tego, że jestem w domu, to nadal żyję motosamsarowo.
Jak radziłeś sobie z dala od domu? Świetnie integrowałeś się z ludnością lokalną…
Żyjemy w XXI wieku i teraz to już nie jest duży problem. Praktycznie w każdym zakątku świata jest zasięg. Poza tym jest Internet, facebook czy youtube. Kontakt z bliskimi to najmniejszy problem w dalekich podróżach. Dobrze wspomniałeś, dobrze integrowałem się z lokalną ludnością, a oni dostarczali mi mnóstwo emocji.
Jak sprawował się twój motocykl?
Podsumuję to tak – po prostu mam fart do motocykla. W 2 lata przejechałem moją Yamahą 150 000 km w skrajnie ekstremalnych warunkach, od -46*C do +45*C. A jednak dalej jechała. Sprawdziliśmy się we wszystkich możliwych warunkach pogodowych i drogowych, tworzyliśmy zgrany duet.
Ale mimo tego postanowiłeś zmienić markę i typ motocykla.
Nie raz i nie dwa słyszałem negatywne opinie o Kawasaki. Najczęściej były to wypowiedzi osób, które nie miały przyjemności jeździć tymi motocyklami, ale wiesz jak to w Polsce – kolega kolegi taty kumpla tak powiedział. Sprawdzę to sam i zrobię test, dopiero wtedy będę mógł powielać lub negować te informacje.
Które momenty podróży wspominasz najlepiej i najgorzej?
Najlepiej? Z każdego kraju mam dobre i złe wspomnienia. Tak jak w życiu – wzloty i upadki. Nie da się powiedzieć jednoznacznie, który był najfajniejszy, ale mogę zdradzić co było najgorsze. Powrót. Nie chodzi tu o to, że nie chciałem wracać, bo tęskni się za domem. Wszystko zmienia się po powrocie, kilka dni i znowu chcę ruszać w trasę.
Nie dość, że podróżujesz i spełniasz marzenia, to dodatkowo każda wyprawa niesie coś za sobą, skąd pomysł na połączenie wypraw z niesieniem dobra?
Na początku były domy dziecka, potem boisko i pomoc Irańczykowi. Później 15 ton karmy. Robi wrażenie. Sam świata nie zmienię, ale patrząc na to, że w rekordowych czasach moje posty trafiały do 150 000 ludzi musiałem to wykorzystać. Jak to mówią – w kupie siła.
To jakie są twoje następne plany na podróż, bo w domu pewnie długo nie wysiedzisz?
Założyłem się o 3 litry wódki, że dojadę zimą do Władywostoku no i… wygrałem. Co za tym idzie trzeba odebrać nagrodę. Na początku pojadę do Kazachstanu po moją nagrodę, a potem się zobaczy. Sezon jest długi.
Najśmieszniejsza historia ze wszystkich wypraw?
Śmiesznych historii było mnóstwo, a każda była inna. Jedna szczególnie zapadła mi w pamięci, gdy wyjątkowo spałem w hotelu, w Rosji. Podczas zameldowania Rosjanin nie potrafił odczytać naszych literek i chamsko powiedział żebym ja czytał (to jeden z nielicznych niemiłych Rosjan). Skoro tak się zachowywał, postanowiłem, że zrobię go w konia i przedstawiłem się jako Grzegorz Brzęczyszczykiewicz. Na dodatek wszystko nagrałem, normalnie scena jak z filmu Jak rozpętałem drugą wojnę światową. Aż nie do uwierzenia, że ta sytuacja nie była udawana. Do dziś jak oglądam ten moment to płaczę ze śmiechu.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w drodze po odbiór nagrody!
Ja również dziękuję!
Kiedyś lubiłem gościa ale ostatnio na swoim blogu non stop użala się jak to on ma pod górkę, a inni podróżnicy mają lepiej no i obowiązkowo kilka postów dziennie z błaganiami o sponsoring, przelewy w zamian za naklejkę, którą przyklei sobie nawet na czole. Przestałem go obserwować, bo już z podróżami to ma co raz mniej wspólnego. Rozumiem, że wielu motocyklistów potrzebuje sponsorów ale jego natarczywe wołania już dawno przekroczyły granice dobrego smaku.