Nie słabnie siła wujkowego dowcipu o tym, że uznane w światowej medycynie śmiertelne stężenie alkoholu we krwi nie dotyczy Polaków i Rosjan. Co jakiś czas kolejni rekordziści udowadniają, że jak się chce, to można przełamać wszelkie bariery. Tym razem policjanci z Pomorza zatrzymali kierowcę auta, u którego stwierdzono okrągłe pięć promili w wydychanym powietrzu.
Jeśli chodzi o wpływ alkoholu na ludzki organizm, nie da się ustalić sztywnych wartości. Wiele zależy m.in. od masy ciała, zdrowia i naturalnych predyspozycji konkretnego człowieka. Powszechnie przyjmuje się jednak, że przy ok. 2 promilach alkoholu we krwi pojawiają się problemy z mową i poruszaniem się. Gdy wynik zbliża się do 4 promili, jesteśmy na bardzo cienkiej granicy między sennością a śpiączką. Bliżej pięciu promili to już stan zatrucia organizmu i poważne ryzyko śmierci. Można też posłużyć się innymi jednostkami – teoretycznie jednorazowa dawka śmiertelna to 8 gramów czystego alkoholu na kilogram masy ciała.
Standardy medyczne swoje, a życie swoje. Na początku marca policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Kartuzach zatrzymali do kontroli volkswagena, którym kierował mieszkający w okolicy 34-latek. Funkcjonariuszy uderzyła bardzo mocna woń alkoholu, przystąpili więc do standardowych czynności. Stan kierowcy nie budził wątpliwości, ale wynik, jaki pokazał policyjny alkomat, nie zdarza się często – równe pięć promili alkoholu w organizmie. Nawet biorąc pod uwagę potencjalną nieścisłość w przeliczaniu stężenia alkoholu w wydychanym powietrzu na stężenie we krwi, robi to wrażenie. Smutne wrażenie.
Choć prawdopodobnie nie mógł stać i był na granicy śmierci, to prowadził auto. Taki wyczyn to już przestępstwo zagrożone karą dwóch lat pozbawienia wolności i sądowym zakazem prowadzenia pojazdów. Do tego oczywiście mandat w wysokości co najmniej 2500 zł. Nie musimy dodawać, że głęboko nie zachęcamy do podobnych aktywności i zupełnie nie chodzi tu o potencjalne kary.
Zdj. tytułowe: Adam Wilson / Unsplash