Nietypowe zdarzenie miało miejsce w Lublinie. Policja na gorącym uczynku złapała diagnostę, który podbijał lewe przeglądy.
Cała sytuacja wydaje się być mocno absurdalna, ale się zdarzyła. Lubelska policja prowadzi akcję „stop-drift”. Na celowniku są kierowcy, którzy nie tylko łamią przepisy, ale też zakłócają ciszę mieszkańców upalając nocami.
Do dwóch razy sztuka
Uwagę funkcjonariuszy zwrócił fakt, że niektóre pojazdy którym zatrzymano dowody rejestracyjne bardzo szybko wracały na drogę. Sytuacja zrobiła się kuriozalna w środę rano. Policjanci zatrzymali dowód rejestracyjny zbyt głośnego Audi. Kierowca został poinformowany, że ma przywrócić samochód do właściwego stanu technicznego i udać się na stację diagnostyczną celem kontroli. Jakież było zdziwienie funkcjonariuszy, gdy jeszcze tego samego dnia zatrzymali ten sam pojazd ponownie – tym razem już ze świeżym przeglądałem technicznym.
Diagnosta wpadł
Funkcjonariusze z Wydziału dw. z Przestępczością Gospodarczą KMP wraz z pracownikiem Urzędu Miasta udali się zatem do diagnosty, który samochód zaledwie kilka godzin wcześniej kontrolował. I nie była to przyjacielska wizyta. Diagnosta został zatrzymany i usłyszał zarzuty dotyczące poświadczenia nieprawdy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, na które odpowie jako osoba pełniąca funkcję publiczną. Zarzuty są poważne i grozi za nie nawet do 10 lat więzienia.
Motocykliści nie sa święci
Cała sprawa dotyczy kierowcy samochodu, ale nie będzie niczym dziwnym, gdy lada dzień usłyszmy o podobnej sprawie dotyczącej motocyklisty. Głośne wydechy to powszechne zjawisko i niestety, nikt poza samymi motocyklistami nie jest nimi specjalnie zachwycony. Nie ma się co oszukiwać, zjawisko lewych przeglądów to nie jest temat obcy motocyklistom. Przy czym wiele krajów celem ukrócenia procederu wprowadza coraz bardziej restrykcyjne przepisy ograniczające lub wręcz kompletnie zakazujące ruchu motocykli.
