Do Internetu trafił film, który przedstawia kolizję motocyklisty z samochodem osobowym we Wrocławiu. Zdarzenie to nie powinno mieć w zasadzie miejsca i jest wynikiem głupiego błędu, jednakże najróżniejsze komentarze sprawiły, że postaramy się wam nieco wyjaśnić całe zajście.
Całe szczęście w wyniku tej kolizji nic się nie stało, jednakże zachowanie zarówno motocyklistów, jak i kierowcy samochodu osobowego jest co najmniej dziwne. Pomimo symbolicznego zderzenia i uszkodzenia lusterka bocznego, osoba która kierowała Oplem nie zatrzymała się żeby wyjaśnić sytuację, ale także żeby chociażby sprawdzić uszkodzenia.
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że motocykliści mogą przejeżdżać pomiędzy stojącymi np. na światłach samochodami. Do tego momentu wszystko odbywało się zgodnie z prawem, a dłuższy urywek filmu pokazuje, że mężczyźni na jednośladach jechali spokojnie i zgodnie z przepisami. Tak czy inaczej winę za tę kolizję ponosi motocyklista, gdyż przekroczył linię ciągłą (znak poziomy P-2). Przepisy zabraniają nie tylko przejeżdżania przez nią, ale także najeżdżania na nią.
Komentujący zarzucają, że motocykliści z pewnością byli agresywni i przez ich zachowanie kierujący pojazdem osobowym nie chciał zatrzymać się w celu wyjaśnienia całej sytuacji. Nie wiemy jednak jakie słowa padły z ich ust, ale możemy spekulować w dwie strony – kierowcy mogli chcieć zatrzymać się żeby spisać oświadczenie, jednakże z drugiej mogli puścić wiązankę z domieszką łaciny. Tego nie wiemy, jednakże zdecydowanie dziwnie zachował się także mężczyzna, który owe zdarzenie nagrał. Czy nie uważacie, że wystarczyło podjechać i zasygnalizować, że kolizja została nagrana? To pozwoliłoby rozwiać wszelkie wątpliwości.
Prawo drogi – motocyklowa powieść sensacyjna. Odcinek 23: Ten zły, ten dobry, ale który to który?