Temat przejazdu polskim odcinkiem trasy TET – Trans Euro Trail – kusił nas od dłuższego czasu. Wybranie się na ten szlak było tylko kwestią czasu. W końcu dopisała ekipa, sprzęty, szkoda tylko, że pogoda nie postanowiła dotrzymać kroku standardom.
Umówiliśmy się we trzech. Ja – Brzoza, Jarek – redaktor MV oraz Kamil – mój przyjaciel i kompan wyjazdowy od 20 lat. Plan na ten wyjazd mieliśmy taki:
– przejechać jak największy odcinek trasy TET od wysokości Warszawy na północ, a potem urwać się będąc na południe od Gdańska i dojechać nad morze
– przetestować BMW F 850 GS, które dostał w tym celu Jarek
– nakręcić dwa filmy – jeden testowy o BMW, a drugi informacyjny o wypożyczalni motocyklem.pl, która zgodziła się udostępnić mi motocykl do jazdy, w chwilami całkiem wymagającym terenie. Dziękuję za zaufanie!
– oraz oczywiście dobrze się bawić spędzając trzy noce pod namiotami i przejeżdżając ponad 1000 km
Jarek zawodowo zajmuje się tworzeniem aplikacji na telefony i usprawnianiem ich działania, Kamil jest najlepszym nawigatorem jakiego znam i potrafi z zamkniętymi oczami wyczuć kierunki świata, a ja jestem trzecim głosem rozsądku. Mimo tego nie udało nam się podążać w pełni szlakiem TET. Raz nawigacja prowadziła nas przez zakazane ostępy leśne i bagna, raz asfaltem, mimo że niedaleko biegła szutrowa droga, a czasem kazała skręcić prosto w pole z drogi asfaltowej, na skrzyżowaniu, którego nie było, w drogę, która nie istnieje. Dlatego też szybko zrewidowaliśmy swoje stanowisko i wyznaczyliśmy punkty orientacyjne pokrywające się z tetem, nawigując według własnej mapy z włączoną opcją omijania asfaltów – co jednak nie zawsze było możliwe. Po późniejszych „konsultacjach” z twórcą tego szlaku, okazało się, że być może coś zchrzanialiśmy – korzystając z opcji nawiguj, a nie jadąc po śladzie… Cóż, historia… Na pewno wrócimy na TET, lepiej przygotowani.
Pogoda okazała się niezwykle kapryśna, a jej kwintesencją był grad i temperatura poniżej 9 stopni Celsjusza – w dzień, mimo prognoz słonecznego nieba – i to wszystko już pierwszego dnia. Mimo tego udało nam się biwakowanie w jednym świetnym miejscu nad Zalewem Siemianówka – polecamy, przepiękne okolice. Kolejne dwa noclegi to kwatery – ze względu na niską temperaturę w nocy i ulewne deszcze – tak, nie jesteśmy twardzielami, ale nikt nie mówił, że aspirujemy do tego miana…
Dalej był to miks offrodu, asfaltu i próby dojechania – co chwila w ulewnym deszczu – do celu, jakim było dla nas morze.
W sumie się udało. Polska wschodnia okazała się przepiękna, a szutrostrady wzdłuż granicy z Białorusią – miód dla naszych motocykli. Z resztą zobaczcie sami jak wyglądała nasza przygoda: