Suzuki V-Strom 1000 ABS kazał na siebie czekać długo. Zważywszy tempo prezentacji nowych motocykli w XXI wieku nawet bardzo długo. Czy nowy Sztormiak wart był tego oczekiwania? Przejechaliśmy tysiące kilometrów by to sprawdzić.
Zdjęcia: Izabela Jurkowska, Marcelina Woźnicka, Magdalena Józefacka, Jarosław Spychała
Nieobecność poprzedniego modelu dużego DL-a wygnanego z Europy przez sztucznie wyśrubowane normy czystości spalin nie tylko osłabiała konkurencyjność Suzuki w popularnym segmencie rynku, ale także rozbudzała apetyty fanów i użytkowników niedostatecznie zaspokojone przez model DL650. Na forach po dzisiejszy dzień DL1000 ma ogromną rzeszę fanów, którzy gotowi są oddać życie broniąc dobrego imienia tego modelu. Jak to zwykle bywa w przypadku wielkich bohaterów w niepamięć odeszły jego wady – klekoczący kosz sprzęgłowy i zdarzające się przy wyższych prędkościach shimmy.
Mocy, przybywaj!
Kapiące skromnie zdjęcia „szpiegowskie” coraz wyraźniej dawały do zrozumienia, że nowy Suzuki V-Strom 1000 ABS nie będzie Wszystkomającym Dusicielem GS-a ani też nie zmiażdży konkurencji zachwycającymi designerskimi smaczkami. Czym zatem będzie? Dziennikarze nie ustawali w domysłach.
Po pierwszych wrażeniach z jazdy, które opisał Jakub nabrałem na ten motocykl prawdziwego apetytu. Wyglądało na to, że poszukiwania motocykla idealnego dobiegły końca. Żadnych fajerwerków, żadnych koni mechanicznych wpychanych na siłę. Po prostu dobry motocykl, który poradzi sobie na dziurawych polskich drogach równie dobrze co na niemieckiej czy włoskiej autostradzie.
Do testu tej ważnej nowości postanowiłem zaprosić Jarka Spychałę – podróżnika i motocyklistę, autora kilku opublikowanych na naszym portalu tekstów. Jarek, użytkownik V-Stroma 650 krytycznym okiem spojrzał na nowego kandydata na bestseller spod znaku Suzuki.
Mój pierwszy kontakt z nowym Suzuki V-Strom 1000 ABS 0 podczas rozpoczęcia sezonu z Suzuki nie był z gatunku „woow” ani „ożesz”. Ładny, wygodny motocykl i tyle. Jeździ fajnie, przyspiesza. Z mieszanymi uczuciami przygotowywałem się do poważniejszego testu. Szukając plenerów zastanawiałem się czy spóźniony V-Strom 1000 nie okaże się równie atrakcyjny co spóźniony fajerwerk po Nowym Roku.
Jarek Spychała
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem na zdjęciach nowego V-stroma 1000, nie wzbudził we mnie pozytywnych wibracji – na pierwszy rzut oka wyglądał jak kolejny motocykl bulwarowy. Stąd byłem ciekaw jak ma się wersja produkcyjna do przedprodukcyjnej i jak to jest naprawdę w rzeczywistości.
Owszem V-Strom jest tańszy od wymienionej wyżej konkurencji ale to akurat nie powinno dziwić. Nie jest jak ona na Kardanie .Wprawdzie koszty łańcuchów, kół zębatych i smarów nie niwelują różnicy ceny, ale jeśli ktoś dużo jeździ to wiele by dał żeby o tych pierdołach nie musieć pamiętać. A Kardan ten komfort daje.Reszta podobnie jak wyposażenie dodatkowe nie odbiega od ogólnych standardów. Księgowi Suzuki zadbali abyśmy chcąc podróżować wydali na jedne detale to co zaoszczędziliśmy na innych detalach.
Gdy sprzedałem starego DL1000 miał 76 tys. km. i oryginalny nigdy nie zmieniany łańcuch. Loobman z Londynu załatwił sprawę wyjatkowo ekonomicznie. Kardanów dosiadałem również kilka i doceniam komfort. Teraz, zreperować w pampie łańcuch, „prawie każdy może”, o kardanie tego bym nie powiedział. Oczywistym jest że przełożenie napędu ma wpływ na cenę całości ale i również ciężar się zwiększa.
„La liberte” przy zmianie zębatek na +/- 1-2 zęby też jest dla wielu podstawą. Znając politykę komercyjną Suzuki za rok lub dwa będzie o 4 tys zł. tańszy, lub w cenie nówki będą za darmo kuferki.
Przy motocyklach turystycznych ważących z reguły między 230 a 300 kg różnica wagi między przełożeniem Kardana a łańcuchowym jest nieistotna.To nie sportowe bolidy.Smarowanie , naciąganie i sprawdzanie łańcucha w podróży to średnia atrakcja nie mówiąc o wymianie nawet jeśli jest „wyjątkowo ekonomiczna”. Kardan ma praktycznie żywotność przekraczającą żywotność silnika i przy prawidłowej eksploatacji nie trzeba tam nic naprawiać i liczyć na tanią okazję w serwisie.Nie masz dylematu czy przed długą podróżą wymieniać w miarę dobry łańcuch bo nie wiadomo czy wytrzyma, czy tachać ze sobą zapasowy. A jeśli chodzi o częstotliwość wymiany łańcucha to w V Stromie z tego co mi wiadomo wymieniają je co 30 – 40 000 km.Zazwyczaj z kołami zębatymi.
Andrzeju FJR – no i mylisz się. Kardan jest obsługowy. I każdy kardan też w koncu sie psuje czyli ukręca. Przeważnie bez oznak zewnętrznych. Oczywiście nieprawdą jest to co mówisz że kardan ma żywotnośc silnika. Nie ma. 70-85 tyś km to max ile wytrzymuje. Koszt reanimacji 3-5 tys zł. I to minimalny. W BMW jeszcze więcej.
Masa 230 czy 280 kg nie ma znaczenia w motocyklu turystycznym ? Ma zasadnicze. Dlatego KAŻDY producent tego typu motocykli dąży do jej obnizenia o ile się da. Dziwię się, że taki wybitny znawca wszelkich tematów jak Ty tego nie wie.
O łańcuchach z tego co piszesz wynika że jesteś kompletnym laikiem w temacie. :-) Uśmiałem się z twoich postów :-)) Dzięki :-)
no i tu Jarson wzbudziłeś sensację. Kardan według Ciebie wytrzymuje maksymalnie 85 tyś km. poczym się ukręca „przeważnie bez oznak” . Jakub nieco wyżej pisał znowu że jego łańcuch wytrzymał 76 tyś km.Powstaje pytanie po co koncerny motocyklowe stosują kardana skoro wytrzymuje według was tyle co łańcuch.Nie wiem skąd wziąłeś tę swoją teorię ale wiem że moja FJRa ma już sto tyś i kardan się nie ukręcił.(Moje poprzednie moto też na kardanie miało ponad dwa razy więcej na liczniku zanim je sprzedałem)Co do obsługi to wraz z wymianą oleju w silniku wymieniam olej w dyferencjale choć producent zaleca stosować to co drugą-trzecią wymianę.Jeśli zaś wspomniałeś już o BMW to wiedz że tam nie wymienia się oleju w kardanie w ogóle.Nie ma nawet tam korków spustowych i wlewowych.Zalany jest fabrycznie olejem i tak zostaje, bo jego żywotność jest większa niż żywotność silnika.
He, nie wymienia się oleju w BMW w kardanie, nie to jakiś kawal. Pewnie myślisz o przegubach ale na pewno nie na ostatecznym przełożeniu. Ja tez się w to marketingowe podejście wrobiłem i gdy w moim K1200S model 2005 poleciało sprzęgło i skrzynia zaczęła wyziewać ostatnie siły, doleciał również tylny most. Do tej pory moja kieszeń o tym z bólem pamięta, gdy po ukończeniu gwarancji i dochodząc do 40 tys km. jeszcze kilkakrotnie nie było „wspaniałych wspomaganych hamulców” i zrobiło mi się bardziej zimno niż na Syberii. Następnego dnia zamieniłem się w handlarza. W roku 2007 ta marka kompletnie zmieniła taktykę i wprowadziła „smarowanie” tak jak i w Twojej FJR, przyjrzyj się dokładnie. Co 10000 km. jest zlewany olej i basta. 99% motocyklistów mieszka poza Polską i mają w nosie smarowanie łańcucha, to tylko dla tego koncerny tak „nas lubią”. Średni motocyklista jeździ coraz mniej, W Fr średnia spadła z 6500 km. do 3500-4000 i dla tego potrzebują kardana, to ja coś tu nie rozumiem. Na rożnych forach zawsze są „dziwacy” co wymieniają własnymi siłami „nawet” świece, ale to tylko na forach, większość tego nie robi. Rano wsiadają na motorek i do roboty lub „la promenade”. Co jakiś czas „service”, raz w roku jak słonce przygrzeje na zlocik dla lansu, a niech kurde zobaczą jaki ja gniewny i zbuntowany wobec wszystkiego co dookoła. To wszystko dla tego. Lenistwo (pewnego typu, bez uogólnienia) idzie w parze z dużym brzuchem i z walutą. Niemiecka marka tak jak i inne stworzyły rynek na grube portfele, tu się nikt nie liczy ile to kosztuje, tzn. właśnie „ILE TO Kosztuje” wha, wha, kurde tyle co dobry samochód. To jest facet. Prawdziwy Moto Konsument. Zobaczycie zaraz będą i wycieraczki i też będziemy się sprzeczać ! A co ! Jak człowiek się nudzi to też czasami musi mieć racje.
no to po kolei. W 2004 roku przy prezentacji nowego R1200GS BMW oświadczyło że wymiana oleju nie jest w przekładni głównej konieczna i na dowód tego nie zamontowano w niej korka spustowego.W rzeczywistości ten olej wymieniany był przez serwis podczas przeglądu po iluś tam km. ale jak ktoś nie serwisował regularnie tego modelu to mógł mieć problem. W odpowiedzi BMW oświadczyło że wymiana jest możliwa nawet bez tego spustu co jest zresztą prawdą.Więc w praktyce olej się wymienia a w teori nie.Okresy wymiany zależą od modelu i producenta.Np. Suzuki GS 1000 G co 30 tyś km, inne rzadziej inne częściej.Jeśli chodzi o żywotność odsyłam do jakiejkolwiek serwisówki jakiegokolwiek motocykla na kardanie.Przykładowo w teście FJRy do 100 000 na kardanie nie było żadnych śladów zużycia.Źródło- książka serwisowa Motorad-Reparaturanleitung. Z osobistej praktyki wiem że po następnych 100 000 jest podobnie. Awarie są wynikiem złej eksploatacji a nie winą konstrukcji. Najczęstsze to łożyska które się sypią gdy moto jest często przeładowane. Druga to zużyte zęby wieńca w kole atakującym w wyniku złego (braku) oleju w przekładni głównej.Ukręcenie wału polegające na ścięciu wielowpustów na wale zdarza się niesłychanie rzadko i jest wynikiem wyjątkowo ekstremalnej eksploatacji sprzęta.Wyjątek-radzieckie boksery, tu wszystko jest możliwe, ale mówimy o współczesnych motocyklach. Więc nie mówcie że kardan wytrzymuje 85 tyś a łańcucha nie trzeba smarować bo są to słowa bez żadnego pokrycia.
Autor testu ochrzcił tę fumę „sztormiak”, czy rzeczywiście „strom” znaczy to samo co „storm”?
@Przemo, „Sztormiak” to zwyczajowa nazwa, którą posługuje się wielu użytkowników wszystkich wersji Suzuki V-Strom. Pozdrawiam
Jarson – według ciebie kardan sypie się po 70-85 tyś km??!! Kurde, to czym ty jeździsz?? Chyba używką która ma ze 100 tyś km cofnięty licznik? Nie obraź się ale takich bzdur to dawno nie słyszałem! Sam jeździłem swego czasu shadow 750 na wale i miała grubo ponad 100 tyś km i nigdy z kardanem nie było żadnego problemu. W tym samym czasie mój kumpel na Hondzie Deauvile 700 – notabene mocno niedbanej – zrobił jeszcze większy przebieg i z kardanem nie było problemu.
A jeśli chodzi o FJR, którą kolega przytoczył, to te motocykle w policji mają przebiegi kilkuset tyś km i też nie słyszałem o jakiejś lawinie awarii kardanów po 70 tyś km…
W BMW R1200GS po 2004 roku jest możliwość a także konieczność wymiany oleju przekładniowego w dyfrze. Jest tam nawet korek do wlewania oleum. Więc jeżeli ktoś nie wie bo nie widział motocykla albo nie wie bo nie doczytał to niech nie ciśnie kitu innym.
Idąc dalej w temat kardan czy łańcuch powiem tyle że w moim byłym DL 650 na łańcuchu poruszanie się na 1 biegu bez gazu nie powodowało drgań i szarpnięć czego nie mogę powiedzieć o obecnym R1200GS który dość nerwowo porusza się w takich warunkach. Łańcuch wcale nie jest taki zły. A może kardan BMW jest po prostu taki kiepski???
Co wy wszyscy z tym „dyfrem” – mechanizm różnicowy czyli „dyfer ” stosuje się gdy na osi napędzanej są dwa koła rozstawione (jak np. w samochodach). W motocyklach wałek kardana stosuje się by kompensować ugięcia wahacza pomiędzy przekładniami zębatymi z kołami stożkowymi skrzyni biegów (tu jeszcze zależy jak ustawiony jest wał silnika) i tylnego koła. Aby język giętki mógł wyrazić to co pomyśli głowa… zwłaszcza w technice.
Michał daj spokój z tym szarpaniem – co ma piernik do wiatraka przyczyn może być bardzo wiele – łańcuch, kardan na samym końcu.
Spieracie się o jakieś łańcuchy i wały kardana.Dodam tylko tyle, że żaden SUZUKI z wałem czy łańcuchem nie przeżyje tyle co YAMAHA z tym samym,a YAMAHA nie przeżyje tyle samo co BOSKA HONDA albo BMW z tymże wałem lub łańcuchem. I to jest pewne.POZDRO.
Osobiście uważam, że nowy V Strom 1000 to jedno wielkie nieporozumienie . Uległem wdziękiowi i kupiłem ale jestem bardzo rozczarowany. Dynamika poniżej oczekiwań. Konieczność utrzymywania obrotów powyżej 3 tyś. Poniżej szarpie i trudno mówić o spokojnej komfortowej jeździe. Sprzęgło (kosz) po przejechaniu zaledwie 2 tyś daje taki łomot i wibracje, że zgłusza pracę silnika. Rozstaw podnóżków uniemożliwia zwyczajne oparcie stóp o jezdnię bez obijania, wadzenia i obcierania. Miał być motocyklem na lata. Sam nie wiem co o tym myśleć. Pomyśleć że oddałem moją niezawodną Hanie cbf1000.
JOHNN, nie wiem skąd to uwielbienie do „boskiej Hondy” ale moje doświadczenia są z goła inne. Suzuki ma bardzo dobre i wytrzymałe silniki. Co do Yamahy i Hondy – owszem są to ponoć najlepsze marki na rynku – statystyki akurat pokazują, że to Yamaha wytrzymuje więcej niż Honda (np. Yamaha Xj – pojazd pancerny, niezniszczalny). Poziom awaryjności Hondy jest właśnie na poziomie Suzuki i oba ustępują Yamasze. To taka trochę dyskusja akademicka, ale jak ktoś jest zaślepiony to warto przytoczyć fakty. Jeśli chodzi o wały napędowe – to sam miałem okazję jechać FJR z przebiegiem blisko 250 tyś km i wał był ok – olej zmieniany co 40 tyś km (w wale). Co do V-stroma 1000 to za pieniądze które trzeba za niego zapłacić to daje bardzo dużo. Może nie ma kardana i takich eletro-perdól jak GS ale jego siła tkwi w prostocie i niezawodności – jak powszechnie wiadomo z GSami jest różnie (czym nowszy tym gorzej).
Wtrace sie jako 53latek posiadajacy Xj900 Diversion r2000.Mam ja od 2011r a wiec lat 8.Obecnie ma 118tys przebiegu z czego prawie 50tys moje.Raz na 12tys km zmieniam w kardanie szklanke(doslownie 200g)Hipolu.Litr Hipolu 10zl:)Odkrecam srube wlewowa i spustowa.I koniec.
Czyli na tym dystansie ktory moja Yamaha pokonala kardan kosztowal 10x200g oleju=2litry za…20zl:)
Ile lancuchow z zebatkami na tym dystansie trzeba by wymienic?wg.mojej wiedzy 3 na pewno czyli 2-3tys zl z robocizna.
Kazdy sam musi zdecydowac co woli;bezobslugowosc czy 10kg wiecej.