Hyosung ST7 zaciekawił mnie. Kiedy ujrzałem na stronie internetowej importera turystyczną wersję Deluxe postanowiłem sprawdzić, czy niechęć do „koreańczyków” ma jakieś uzasadnienie. ST7 ma wprawdzie wady ale to dobry kumpel.
Zdjęcia do testu: Marcelina Woźnicka
Jestem trochę rozczarowany, kiedy okazuje się, że importer, firma Romet-Arkus nie dysponuje testową wersją ST7 Deluxe. Na pocieszenie dostaję standardowy model z zamontowaną szybą. Do wersji Deluxe brakuje m.in. podestów, kufrów i oparcia pasażera. Poza tym, jak zapewnia mnie importer, mechanicznie to dokładnie ten sam sprzęt.
Radło i łycha
Pierwsze wrażenia są… dziwne. Nie chodzi tu nawet o wybitnie niemęski biały kolor testowego egzemplarza, ale raczej o osobliwe uczucie, że oto chwytam za radło. Dziwacznie wyprofilowana kierownica wymusza specyficzny kątowy chwyt manetki, który skutkuje bólem nadgarstka. Przyzwyczajony do chwytu klamek dwoma palcami próbuję w ten sposób operować sprzęgłem Hyosunga. Na nic. Zdaję sobie sprawę, że albo całkiem zmienię podeście do tej maszyny albo wrócę by ją oddać. Przyjemność kontroli klamki dwoma palcami pozostawiam dla hamulca, zaś sprzęgłem operuję odtąd pełną łychą.
Siedząc na wiertarkach
Silnik użyty w modelu ST7 pamięta jeszcze czasy, kiedy Hyosung montował motocykle na licencji Suzuki. Jednak jego związek z japońską myślą techniczną można by porównać do podobieństw między Uralem i BMW. Zarówno części, jak i charakterystyka znacząco odbiegają od tych stosowanych w japońskich konstrukcjach. Silnik Hyosunga nigdy nie słyszał o czymś takim jak „kultura pracy”. Sprawia wrażenie leniwego owczarka niemieckiego, który burczy coś na listonosza a dopiero kiedy dźgnie się go stopą ujada jak wściekły. Każda próba pogonienia widlastej dwójki daje wrażenie, że pod moim tyłkiem pracują cztery wiertarki udarowe Black&Decker.
Ptysiem w zakręty
A jednak zmodyfikowany przez Koreańczyków silnik jest zaskakująco dynamiczny. Naprawdę porządnie przyspiesza i podczas całego testu nigdy nie jestem zawalidrogą. Wyprzedzanie także nie stanowi żadnego problemu. Burczący i świdrujący ale naprawdę przyzwoity napęd – może nawet zbyt przyzwoity. Skuteczność przyspieszania daje nadzieję na dobre prowadzenie w zakrętach. Jednak by nauczyć się łykać zakręty Hyosungiem ST7 muszę przejechać dobre 400 km. Zanim pojmuję, że ta maszyna lubi delikatne balansowanie i lekki przeciwskręt mam wrażenie, że ramę motocykla wykonano z biszkoptów a zawieszenie z ptysiów.
Wyglądające na prawdziwy tron siodło ST7 jest wygodne tylko przez kwadrans. Po tym czasie staje się jasne, że ten test będzie oznaczał dla mnie pokutę. Z pokorą przyjmuję zatem tę karę zastanawiając się jak to możliwe, że tak samo wyglądające siodło u chłopaków z Milwaukee jest niemal wzorem wygody a tu pokutną ławką.
Szorstka przyjaźń
Wszystko zmienia się gdy zabieram ST7 na piękne drogi Jury Krakowsko-Częstochowskiej. To, co tak przeszkadzało mi podczas podróży głównymi drogami nagle przestaje mieć znaczenie. Typowo chopperowa pozycja za kierownicą daje to specyficzne poczucie dumy z poruszania się motocyklem, zaś niespieszna podróż z prędkością 90-110 km/h daje ogromną frajdę i możliwość podziwiania jesiennych krajobrazów. Zdaję sobie sprawę, że ten koreański motocykl mógłby być fajnym kumplem. Wymaga wprawdzie twardej ręki bo nie jest taki ugrzeczniony jak Yamaha Dragstar czy Honda Shadow ale podobnie jak tamte sprzęty daje frajdę z jazdy, poczucie dumy i wolności.
Niepotrzebne kompleksy
Hyosung ST7 jest jak zakompleksiony nastolatek. Rozpaczliwie poszukuje własnej drogi i w tych poszukiwaniach chce udawać kogoś kim nie jest. Udaje trochę Harleya, trochę Indiana a trochę japońskich kolegów. Zupełnie niepotrzebnie. Powinien cieszyć się z tego kim jest – to fajny, nieco szorstki motocykl, który dobrze przyspiesza i daje sporo frajdy. Dla kogo? Dla tych, którym nie zależy na marce, lansie ani frędzlach. Jeśli koniecznie chcesz mieć nowy motocykl żeby tak – po prostu cieszyć się weekendowymi przejażdżkami – ST7 będzie twoim dobrym kumplem.
Od marca jestem użytkownikiem Hyosunga ST7. Po dwunastu tysiącach kilometrów mogę się wypowiedzieć. Motocykl bezawaryjny z mocą i przyspieszeniem pozwalającą na płynną jazdę w grupie maszyn o dużo większej pojemności. Koreański producent zadbał o wygodę, dobrze zestopniował skrzynię biegów, motocykl świetnie trzyma się drogi i wykłada w zakrętach. Warunki jezdne nie pogarszają się przy objuczeniu motocykla bagażem i plecakiem. Ulubiona prędkość jednostki napędowej 110-120 km/h , ale bez problemu można przelecieć ponad 100 kilometrów autostrady trzymając 150. Spalanie na poziomie 4,5l/100km. Uważam że dokonałem bardzo dobrego wyboru kupując ten motocykl a obawy o jakość były nieuzasadnione. Polecam i do zobaczenia na trasie.
https://www.facebook.com/photo.php?v=704066796288912&set=o.521035797991256&type=2&theater
https://www.facebook.com/groups/521035797991256/
W zasadzie w wielu opiniach użytkowników Hyosunga GV650 jest motocyklem przyjemniejszym w codziennym użytkowaniu niż ST7. Z tym silnikiem z SV650 to trochę nie tak. Owszem wielu mówi że to kopie, ale poza kątem cylindrów to na pierwszy rzut oka widać będzie, że to nie to samo. Poza tym Suzuki nigdy go do cruiserów nie wykorzystywało, a Hyo do wszystkiego – GTR, GT, GV i ST. Hyosung projektuje silniki w Japonii – mają biuro w Hamamatsu, gdzie większość kadry to byli inżynierowie Suzuki – i to wiele wyjaśnia. A te klamki sprzęgła to do dzisiaj ten sam element we wszystkich modelach – wtopa.
Fajny rzeczowy test.
w każdym motorze będzie coś co będzie drażniło ,ale i tak ma on o wiele więcej plusów niż minusów siedzenia można zdjąć i dać je do krawca niech dołoży gąbkę i obszyję skórą ,, dzwignię zmiany biegów też można wymienić wystarczy ją odkręcić i przykręcić nową ,na allegro pełno jest takich zamienników .
Piotr – masz rację, każdy motocykl ma coś wkurzającego. Naszym zadaniem jako dziennikarzy motocyklowych jest te wkurzające detale odnaleźć i opisać, żebyś mógł swoją wymarzoną maszynę kupić świadomie. Pozdrawiamy!
Dobrze napisał Testujący ten motor ze nie wiadomo co to jest , ani to wygodne ani nie ma przeznaczenia , to jest zbudowane tak jak deskorolka motor powinien być wyższy ,sam silnik może jest dobry i bezawaryjny ,ale te plastiki i inne akcesoria widać ze jest to słabej jakości i wygląda tak jak by to coś miało się rozsypać podczas jazdy , i ta cena jest za wysoka z 9 tys można dać za nowy i jezdzić tym z 6 lat potem to się rozsypie i pójdzie na złom ,
Witam Panie Rafale przeczytałem wiele opinii na temat Hyosunga i uważam że pana jest najbardziej obiektywna ale mam obawy czy ciężko zarobiona kasa na wymarzony motor będzie dobrze wydana. Obecnie jeżdżę keeway 125 myślę ze po trzech sezonach nauczyłem się i dorosłem mimo że jestem po czterdziestce do mocniejszej maszyny planuje w następnym sezonie zmienić motor na mocniejszy podobają mi się dwa modele ST7 i Suzuki Boulevard . W Koreańczyku przekonuje mnie jeżeli to prawda dynamika i zużycie paliwa w przedziale 5 litrów/100km ma to być motor na wiele sezonów i kupując ST7 wiem że z późniejsza sprzedażą może być problem dlatego mam pytanie czy według pana testów i odczuć fachowca jest to motor z którym można się związać na lata i bezstresowo nabijać kilometry czy może iść w modele bardziej znane ale tam z kolei przerażają mnie przebiegi i ewentualne awarie przy moim budżecie 18.000 zł ST7 mogę mieć prawie nowy model. Pozdrawiam Grzegorz
Panie Grzegorzu,
Jeśli Pański budżet pozwala na zakup nowego motocykla, proszę kupić Hyosunga. Nie jest idealny, ale tak jak napisałem w artykule, można go polubić. Dysponując kwotą 18 000 złotych, bez najmniejszego zastanowienia kupiłbym jednak motocykl japoński. Po pierwsze dla tego, że dla zadbanego egzemplarza przebieg rzędu 40-50 tysięcy km to żaden przebieg, po drugie dopracowanie konstrukcji jest nieporównywalnie lepsze niż w motocyklu koreańskim, po trzecie komfort, jaki oferuje Suzuki jest o dwie klasy wyższy.
Ostatecznym argumentem za wyborem Suzuki jest jednak fakt, że nieporównywalnie łatwiej go sprzedać, choćby w przypadku kłopotów finansowych.
Ale motocykl wybiera się emocjami, nie rozumem. Radzę przejechać się jednym i drugim, a może nawet i trzecim, bo za tę kwotę bez problemu znajdzie Pan Harleya-Davidsona w niezłym stanie.
Dzięki za podpowiedź i powalczę z emocjami
U niektórych dealerów można kupić starsze roczniki, ale nowe z pełną gwarancją w okolicach 19000 zł. Tylko trzeba poszukać. To jak z GT650 za 12 tysięcy z roku 2012 ale z 5 letnią gwarancją.