Na motocyklach jeżdżę 20 lat, nieraz wydaje mi się, że widziałem wszystko, nauczyłem się tyle, ile mogłem, ile pojemności ma moja głowa, układ nerwowy, mięśnie i kości. Zbliżam się do 40-stki, więc czego to ja mogę się jeszcze nauczyć w jeździe motocyklem, która jest chyba największą życiową umiejętnością, z tych jakie posiadłem… Okazuje się, że nieskończenie wiele…
Historia ostatnich tygodni mojego życia powinna być inspiracją dla absolutnie wszystkich, którzy to czytają. Nieważne czy młodszych, czy starszych, i wcale nie tylko, jeśli chodzi o tematy związane z jazdą motocyklem. Ogólny przekaz, jaki niesie za sobą moja historyjka, który idealnie nadawałby się na jej podsumowanie, umieszczę już na samym jej początku: NA NAUKĘ NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO! Doświadczyłem tego na własnej skórze, o czym mam zamiar wam pokrótce opowiedzieć.
Track day z Paramoto na Torze Łódź
Zacznijmy od początku. Jakiś miesiąc temu dostałem zaproszenie od Pawła Neca, właściciela i instruktora w szkole doskonalenia techniki jazdy Paramoto, do wzięcia udziału w szkoleniu/track dayu na Torze Łódź organizowanym przez niego przy wsparciu BMW Motorrad Polska.
Czerwcowe Torowanie PARAmoto Family za nami! Ależ to była impreza! Będą kolejne!
Przyjechałem ze swoim wieloletnim przyjacielem/przyjaciółką, DRZ 450 E SM, 10 lat temu zbudowanym przeze mnie supermoto. Wsiadłem i pojechałem. Uwielbiam jeździć po torze, kocham moje SM, więc jazda po winklach łódzkiego toru sprawiała mi mega frajdę.
Wyglądasz na tym motocyklu, jakbyś na ryby jechał
Do czasu, gdy zatrzymał mnie na torze Paweł i zapytał – Michał, jaki jest twój sekret, bo jedziesz szybciej niż wszyscy, a ja absolutnie nie widzę dlaczego, nie ma po prostu fizycznej możliwości, żebyś jadąc z taką pozycją, jakbyś jechał na ryby, jechał tak szybko. O co tu chodzi, bo nie rozumiem? Moja odpowiedź brzmiała, że nie wiem, może te 10 lat razem z DRZ robią swoje, a może tak kleją ośmioletnie Dunlopy. Nie wiedziałem sam, ale zrobiło mi się trochę źle. Z jednej strony super, że szybko, ale z drugiej… Jestem dziennikarzem motocyklowym, jeżdżę 20 lat na motocyklach, latam po świecie na prezentacje nowych modeli, powinno to jakoś wyglądać. Myślałem, że wygląda, ale nie jakbym jechał na ryby…
A wyglądało to dokładnie tak, niby skutecznie ale… (ja to ten z przodu):
Lekcje indywidualne z instruktorem
Zacząłem drążyć temat. Uzyskałem kilka podpowiedzi od Pawła, ale wiecie jak to jest. Mnóstwo ludzi, cały czas się coś dzieje, ja jeszcze nagrywam film z wydarzenia. Ciężko. Pada propozycja – Ja ci to wszystko opowiem na placyku, spotkajmy się na godzinkę w tygodniu, poprawimy tę twoją pozycję. Nie dość, że będzie to wyglądało, to na pewno jeszcze przyspieszysz – zaproponował Paweł. Mi takich rzeczy dwa razy powtarzać nie trzeba.
Technika pokonywania zakrętów motocyklem. Pochylanie? Skręcanie? GAZ!!
Marzenia o prawilnym zejściu na kolano
Oczywiście, choć mam tyle lat ile mam, to i tak we mnie jest sporo dzieciaka. Pomyślałem sobie, że może wreszcie zacznę trzeć normalnie tymi sliderami o asfalt, co jakoś do tej pory mi się nie przydarzało i jakoś nigdy mi na tym nie zależało. Od razu napiszę, że nie lubię sportów, nie jeżdżę po torze motocyklami sportowymi, a właściwie tylko supermoto (najszybciej jak potrafię) i nakedami (trochę wolniej). Na supermoto zaś nie ma jednej szkoły, a każdy jeździ jak mu wygodnie. Niektórzy na kolanie, inni z nogą do przodu jak na motocrossie, jeszcze inni zupełnie inaczej. Ja się mocno w tym miotałem i jeździłem bardzo po swojemu.
Kółeczka na placyku, czyli powrót do szkoły
Żona zapytała się mnie, gdy wychodziłem z domu na mój pierwszy trening, co będę robił. Mówię, że pewnie będę kręcił kółka wokół Pawła, a skończy się to tak, że będę tarł kolanem o asfalt w trakcie tegoż – dodałem żartując bardziej, niż wierząc we własne słowa.
Już pierwszej 1,5 godziny jazdy po placyku skończyło się właśnie tak:
Choć i tak Paweł mnie rugał i nie był nawet w 20% zadowolony z mojej pozycji, to ja i tak przeżyłem szok i niedowierzanie. Ja widziałem ten progres i zadawałem sobie pytania: Co robiłem przez te ostatnie lata? Dlaczego nie poszedłem na żaden trening ze specjalistą? Dlaczego wydawało mi się, że to co umiem jest wystarczające i więcej się już nie nauczę? Nie umiem odpowiedzieć na te pytania w 100%. Na pewno duma jakaś, na pewno opór przed czymś nowym, wychodzenie ze strefy komfortu i inne takie. Jakoś wydawało mi się, że jestem za stary, mam złe nawyki, dobrze mi z tym co umiem i musi tak zostać. To wszystko to gówno prawda. Dobrze o tym wiem i wy też to wiecie…
Ale wróćmy do mojej historyjki. Pierwszy trening w jednym tygodniu po wizycie na Torze Łódź, drugi z bardziej skomplikowanymi zadaniówkami tuż przed kolejną wizytą na torze, 18 lipca. Pytam Pawła, czy będę szybszy na nadchodzącym track dayu – Nie skupiaj się na tym, a na prawidłowej pozycji, pamiętaj o tym, czego się uczyliśmy, skupiaj się na elementach układających prawidłowo ciało w zakręcie i obniżaj pozycję. Czas nie jest ważny, nie o prędkość teraz nam chodzi, to przyjdzie później – odpowiedział. Racja, ale ten gówniarz siedzący we mnie, dobra niech się zamknie, ma rację Paweł, tak robimy.
Weryfikacja trzech godzin nauki
Wsiadłem na moto i od samego początku zapomniałem o wędkowaniu, a skupiłem się na prawidłowej pozycji – najbardziej prawidłowej, jak umiem, czyli nie do końca prawidłowej, ale lepszej. Myślałem tylko o patrzeniu na punkty referencyjne zakrętów i innych szczegółach wpajanych przez instruktora. Choć Paweł mówił, że mogę pojechać ze dwa pierwsze okrążenia każdej sesji po swojemu, ja nie chciałem tego robić. 20 lat jazdy na sztywno już wystarczy. Koniec z tym. A okazało się, że jazda w długim i szybkim zakręcie po równej nawierzchni toru jest duuuużo łatwiejsza niż jazda po placyku z kostki, po okręgu o promieniu trzech metrów. Jadę w złożeniu i sam siebie opieprzam – kolano przy baku, pięta niżej i na zewnątrz, ciało do środka zakrętu, oczy patrzą tam, gdzie chcę jechać, a nie tam gdzie jadę itd… Samodyscyplina.
Niejako przy okazji drugi czas track daya
Potem kolejne elementy pracy na motocyklu, bo oprócz pozycji to trzeba jeszcze opóźniać hamowanie, dodawać gazu jeszcze w złożeniu, odkręcać manetkę do oporu, prawie do odcięcia dokręcać obroty i inne takie takie. Dużo roboty, myślenia i pracy. Ale efekt przerósł moje najśmielsze wyobrażenia. Mimo tego, że daleko mi do perfekcji, to progres jaki zrobiłem we własnych, ale też w Pawła oczach, przeszedł nasze oczekiwania. Nie chodzi tutaj o chwalenie się, bo nie ma czym – ja powinienem tak, albo i lepiej, jeździć od 10 lat – ale o to, że mimo mnóstwa złych nawyków, lat zaniedbań i tumiwisizmu – przecież jest dobrze jak jest, po co zmieniać coś – okazało się, że poprawa może być zauważalna gołym okiem po 2 indywidualnych treningach i na naukę nigdy nie jest za późno.
Okazało się, że wykręciłem drugi czas trackdaya, przyzwoite 1:05.102, co zaskoczyło mnie mega (urwałem ponad 2 sekundy w stosunku do czerwcowych jazd), bo kilku ogarniętych typów na przeróżnych motocyklach tego dnia po torze jeździło. Szok. A przecież wiem co poprawić i… nawet nie skupiałem się na kręceniu czasów, a na poprawie techniki przejazdu przez krętą część toru oraz na poprawieniu, obniżeniu pozycji.
Sami wyciągnijcie wnioski z mojej historyjki
Podsumowując. Nie chodzi tutaj o to, by każdy z was wybrał się teraz na tor. Nie namawiam was do tego, choć to pomoże każdemu motocykliście – turyście, miejskiemu pragmatykowi czy nawet skuterowcowi. Namawiam was do tego, abyście przełamywali bariery, które sami sobie tworzycie. Czy to na asfalcie, czy też poza nim. Czasem jest to niemożliwe samemu, czasem trzeba mieć przy sobie takiego Pawła, doświadczonego instruktora, który zauważy co robisz źle, poprawi to i sprawi, że progres przyjdzie z dnia na dzień sam. Pomyśl gdzie (off, czy asfalt) i jak chciałbyś lepiej jeździć motocyklem, poszukaj kontaktu ze sprawdzonym instruktorem i umów się na lekcję.
Moje pożółkłe slidery kolan starły się znacznie po drugiej wizycie na szkoleniu na Torze Łódź. Moja pozycja na motocyklu, choć nadal za wysoka, już się trochę poprawiła, jadąc szybko w zakręcie już nie mam w głowie ojojojojoj (miałem tak wcześniej, bo nie miałem żadnego marginesu błędu), a wiem, że teraz mogę dużo zrobić, uratować się, zadziałać odpowiednią pracą ciałem. Komfort i bezpieczeństwo jazdy podniosło się wielokrotnie. Namawiam was do tego, byście skorzystali z lekcji z instruktorem, abyście dali sobie szansę na szybkie postępy, poprawę panowania nad motocyklem i odczuli satysfakcję z postępów. Nieważne czy macie naście, trzydzieści czy pięćdziesiąt lat. Napiszę to po raz trzeci – na naukę nigdy nie jest za późno. Nigdy! Następny track day z PARAmoto 29 sierpnia. Wpadniesz?
Dzięki Paweł…
zdjęcia FotoNotek – https://www.facebook.com/Fotonotek/
Chyba przekonałeś :)