Systematycznie przeglądam portale aukcyjne i chętnie przeglądam pojawiające się oferty. Są prawdziwe miny, niesamowite projekty, zwykłe ogłoszenia, ale są również garażowe wydmuszki, które najczęściej są profanacją motocykli.
Najczęstszą przeróbką jest zdecydowanie przebudowa motocykla na quada i muszę przyznać, że chociaż wymaga to sporej wiedzy mechanicznej, to zazwyczaj są to projekty zrobione bardzo szybko i wyglądające co najmniej źle. Zazwyczaj cały motocykl osadzony jest na dodatkowej przedniej ramie, a cały zabieg wymaga przebudowy przedniego zawieszenia. Zyskuje nowe ośki, na których osadzone zostają terenowe koła i praktycznie mamy gotowca. Niemalże we wszystkich opisach tego typu projektów znajdziemy informację, że pojazd wymaga dopieszczenia i „ogarnięcia”. W praktyce oznacza to, że kilka rzeczy konstruowanych w garażowych warunkach, bez profesjonalnego sprzętu, jest po prostu nie do przejścia. Tego typu quadomotocykle cechuje zazwyczaj kiepskie wykonanie i brak przemyślanych rozwiązań. Już na pierwszy rzut oka możemy zauważyć, że rozstaw osi jest zdecydowanie za mały, a jakość spawów i połączeń sprawia wrażenie marnych.
Same swapy silników z motocykli do quadów jestem jeszcze w stanie zrozumieć, chociaż i tak jestem zdania, że inżynierowie tworzący jednostkę do czterokołowca doskonale przemyśleli i dopasowali do jego potrzeb zarówno pojemność, moc, a także sposób jej oddawania. Od początku swojej przygody z motoryzacją twierdziłem, że fabryki w pewien sposób nie powinno się poprawiać i sceptycznie nastawiony byłem do chociażby zmian rozmiaru tylnej opony, aby laczek lepiej się prezentował.
Natomiast przerabianie całego, jeżdżącego motocykla na czterokołowe coś, to według mnie po prostu profanacja. Spójrzcie na to sami…
Motocykl powoli zyskujący miano klasyka, choć oczywiście bardzo popularnego i nie wartego zbyt wiele, w tej aranżacji zasługuje jedynie na pusty śmiech…
A wy jaki macie stosunek do quadocykli?
Klub Indian First Poland przekazał nowiutkiego, kolekcjonerskiego FTR-a 1200 na aukcję WOŚP!