Jestem naczelnym Motovoyagera już od ponad czterech lat. W tym czasie pod naszymi artykułami, bezpośrednio na portalu ale i pod ich udostępnieniami na naszych social mediach, ukazało się kilkadziesiąt tysięcy waszych komentarzy. Możecie wierzyć lub nie, ale czytamy je wszystkie. Niektóre z nich odnoszą się do specyfiki naszej pracy, dotyczącej formułowania tytułów artykułów i ich zajawek (treści postów).
Na początku warto zauważyć, że mimo iż między gazetami wydawanymi lata temu a renomowanymi tytułami internetowymi stawia się często znak równości, to praca nad wydawaniem gazety i strony internetowej jest zupełnie różna. To są naprawdę dwie praktycznie wykluczające się rzeczy. I jedną z nich są właśnie chociażby tytuły artykułów.
Gazeta – czyli jak było kiedyś
Wydanie papierowe gazety codziennej, tygodnika czy miesięcznika, które leżało w kiosku, miało za zadanie okładką przyciągnąć potencjonalnego czytelnika do zakupu egzemplarza. To na niej były zajawki najciekawszych artykułów, krzykliwe lub fascynujące zdjęcie, sensacyjna, atrakcyjna treść. Jej wnętrze mogło wyglądać już zupełnie inaczej. W końcu gdy przeglądałeś gazetę, nawet zastanawiając się, czy ją kupić, to miała już ona twoją uwagę. Wystarczyło w środku zachować umiar między liczbą reklam a merytoryką treści, aby potencjalny czytelnik stał się klientem. Dodatkowo treści właśnie się sfinansowały – przynajmniej częściowo – w wyniku wydania przez klienta kilku czy kilkunastu złotych za tytuł.
W środku, oprócz treści, dla których czytelnik nabył gazetę, znajdowały się również reklamy. To ich obecność de facto sprawiała, że druk, produkcja treści i dystrybucja finalnego produktu była opłacalna. Banery reklamowe na całe strony ale i w treści artykułów, artykuły sponsorowane, sprzedana zakładka redakcja poleca, etc.
Miejsce w miesięczniku było ograniczone, nie można było produkować treści w nieskończoność. Dodatkowo istniała bezwładność czasowa. Zaproszenie na testy prasowe nowej maszyny, odbywające się w dniach 2-4 danego miesiąca, oznaczałoby niemal miesięczne opóźnienie w publikacji artykułu na jej temat.
Tak było kiedyś, tak też pracował nasz tytuł, który pojawiał się najpierw jako wydanie papierowe…
Portal – jak jest teraz
Internet wymógł na nas zupełnie inną pracę. Pracę, która by była opłacalna, musi być skuteczna. Treści dla was są darmowe. Już nie musicie wydawać ani złotówki, by przeczytać newsa z motocyklowego świata, test motocykla czy porównanie sprzętów wykonane przez redakcję. Wszystko działa dobrze, gdy klikacie w treści, wyświetlając je. Stąd też tytuły artykułów i ich zajawki na serwisach społecznościowych, które próbują przyciągnąć waszą uwagę. Wśród setek treści, jakie dziennie przez internet zalewają wasze smartfony i komputery, musimy się przebić, by to nasza treść zagościła jak najdłużej na waszym urządzeniu.
Dlaczego? Ponieważ na naszym serwisie, tak samo jak w gazecie, znajdują się banery reklam czy artykuły sponsorowane (oznaczone jako sponsorowane). Z tą różnicą, że znakomita mniejszość was czyta treści po staremu, jak gazetę. Czyli wpisuje w przeglądarkę adres https://motovoyager.pl, klika enter i przenosi się na stronę główną (jak na okładkę papierowej gazety), a stamtąd wybiera ciekawe newsy i testy. Robiąc to codziennie – bo przecież nasz tytuł to codziennik…
Artykuł jest niezależnym wydaniem gazety
W dzisiejszych czasach, w natłoku treści internetowych, każdy artykuł jest okładką gazety, reklamówką samego siebie. Jeśli tytuł nie będzie atrakcyjny, nie będzie wzbudzał ciekawości czy kontrowersji, zostanie przez was pominięty. Nie pieklcie się w komentarzach za tytuły. To wszystko przez ludzkie mechanizmy, które sami posiadacie i według nich działacie. Odpowiedzcie sobie na pytanie, czy kliknęlibyście w treść, której tytuł mówiłby wszystko? Był streszczeniem artykułu?
Marquez na Hondzie sięgnął po 7. z rzędu tytuł Mistrza Świata MotoGP. Po ostrej walce Rossi drugi, Lorenzo trzeci w generalce…
Aha. – Marcin, wiesz, że… i już możesz sprzedawać newsa koledze, nie czytając artykułu. Bo i po co? Człowiek jest z natury leniwy i nawet palcem nie chce mu się ruszyć, tzn. kliknąć. Taka jest prawda. Z tytułu dowiedział się wszystkiego co najważniejsze. Tylko fan MotoGP chciałby przeczytać opis wyścigu, walki na finiszu, obejrzeć zdjęcia. Ale piszemy do wszystkich, także do tych, których MotoGP nie fascynuje, jednak chcą być na bieżąco. Pisząc wszystko w treści tytułu, cała nasza praca idzie na darmo, nie mamy z niej nic – i to przecież nie waszym kosztem, bo wy nie musicie za nic płacić. Wystarczy, że ruszycie palcem. Co zrobić, byście ruszyli?

Szczypta ciekawości
Ostra walka na Torze Losail. Mamy nowego Mistrza Świata, który omal nie stracił tytułu na finiszu ostatniego wyścigu sezonu!
– Marcin… – Co? – Jeszcze nie wiem, muszę przeczytać… Tak sformułowany tytuł sprawi, że z ciekawością zajrzycie do treści artykułu, jeśli oczywiście choć trochę interesujecie się MotoGP. I zacznijcie rozróżniać clickbajty od tytułów, które grają na najniższych instynktach ludzkich. Clickbajt to oszustwo, to gra na złych skojarzeniach, to ostre niedopowiedzenia lub wręcz świadome wprowadzanie w błąd potencjalnego czytelnika, aby ten jedynie kliknął w treść i wyświetlił – choć na sekundę – masę banerów reklamowych atakujących go na całym ekranie. Choć czasem nas o to oskarżacie, to jednak daleko nam do tego typu zachowań. Prawda, gramy czasem skojarzeniami, ale nigdy nie posuwamy się do naciągania, a co dopiero przeinaczania faktów.
Czas maszyn
Czas ludzi powoli mija. Jeśli myślicie, że to wy macie w pełni wpływ na to co czytacie w internecie, to jesteście po prostu naiwni albo nieświadomi. To algorytmy takich krezusów jak Google, Facebook, przepraszam – Meta, TikTok, Instagram (czyli Meta) czy YouTube (czyli Google) rządzą wyświetlaniem treści i filmów. Promują jedne portale, kanały, pomijają inne. To one w swoim feedzie umieszczają odnośniki do treści, w które nigdy byście nie kliknęli, jeśli by nie zostały podane wam na tacy. Dlatego też kolejne zadanie współczesnego redaktora to skonstruowanie tytułu, leadu, ale także samej treści w taki sposób, by była czytelna, rozpoznawalna i atrakcyjna nie tylko dla ludzi, ale i dla… robotów! Tak, dla robotów Google na przykład, które indeksują treści w swojej bazie, szeregując je i zaliczając do atrakcyjnych lub też nie.

Literacko i skutecznie
W tekście liczba śródtytułów, liczba znaków w sekcjach, nasycenie słowami kluczowymi. W tytule liczba mocnych fraz atrakcyjnych dla czytelników, które często wpisują w wyszukiwarkę Google. Pisząc test nowej Hayabusy moglibyśmy dać taki tytuł:
Sokół wędrowny drapieżny jak zawsze, ale ułagodzony elektroniką. Czy jest tak szybki jak dawniej?
Gazetowy tytuł, prawda? Piękne czasy się przypominają, kiedy redaktor mógł pozwolić sobie na swobodę przy pisaniu tytułu, oddając w nim emocje, nie wprost przekazując treść, grając słowami. Czy jednak ktokolwiek z was, szukając kiedyś w necie testu Hajki trzeciej generacji, wpisałby cokolwiek z tego tytułu? To ja odpowiem – nikt i nic. Czy znalazłby ten test, choć byłby najlepszy w sieci? Nie. Dlatego też:
Suzuki GSX-1300R Hayabusa III generacji 2021 – sokół drapieżny jak zawsze [test, opinia, wady, zalety, dane techniczne, cena]
Powyższy tytuł sprawi, że po wpisaniu wielu fraz, jakie mogą się skojarzyć z tym modelem (Hayabusa 2021 test, Hayabusa III generacji opinia, itd.) algorytm Google wypluje wam w wynikach wyszukiwania właśnie nasz tekst. Na pierwszej, drugiej czy trzeciej stronie (nie szukajcie go jednak, nigdy nie było takiego tytułu jak ten powyżej, a test Hayabusy 2021 mamy jedynie w formie filmu na YT).
Współczesny taniec na linie
Nasza praca to balansowanie. Balansowanie na cienkiej linie, która rozciągnięta jest między oczekiwaniami potencjonalnego czytelnika, a wymogami dzisiejszego świata mediów elektronicznych. To tylko potwierdza, że wszystko ma swoją cenę – nawet darmowe treści w internecie. I ta cena, przynajmniej dla was – czytelników, nie jest mierzona pieniądzem, a specyfiką, czasem sztucznością, sensacyjnością czy niezgrabnością tytułu. Wybaczcie, ale… takie jest życie, taki jest świat i musimy nauczyć się z tym żyć.
Wow, fajny, szczery tekst objaśniający temat od kuchni. Mimo wszystko kupuję jeszcze ostatnią, papierową gazetkę bo lubię, chociaż często łapię się na odruchu że widząc małe zdjęcie chciałbym je złapać palcami i powiększyć 😁 A tytuły w necie niezmiennie mnie wqrrwiają, ale teraz będę na nie spoglądał nieco inaczej.