Chcesz wkurzyć „prawdziwego” motocyklistę? Powiedz, że jego pojazd to motor. Rzeczywiście mało jest rzeczy, które burzą krew tak mocno, jak właśnie to jedno niewinne słowo przywleczone do nas zza Odry. Zastanawiam się jednak, czy wobec nieustannie zmieniającego się języka i długiej obecności w nim podobnych, pozornie nieprawidłowych określeń, warto bronić „motocykla” jak twierdzy.
„Jadę jadę na motorze, wiater mi owiewa twarz” – prześmiewczo śpiewał Paweł Kukiz, zanim równie niepoważnie zaczął uprawiać politykę. I z takim właśnie nieprofesjonalnym, głęboko potocznym, wręcz prostackim użyciem kojarzy się określenie „motor”. Można zachochlować w językowym bagienku jeszcze głębiej i wyciągnąć „motóra”. Co prawda już z daleka pachnie on celowym dowcipem, ale wciąż mocno irytuje motocyklistów chmurnych i poważnych jak tekst pisma ze skarbówki.
O tym, jak to wygląda od strony formalnej, napisał już magister filologii polskiej, czyli miłościwie nam panujący redaktor naczelny Michał Brzozowski. Jego artykuł wklejam poniżej. Wyciągając z tego sernika najsłodsze rodzynki – zarówno niemieckie „Motorrad”, jak i francuskie „motociclette” mają wspólne źródło w łacińskim „motus”, czyli „ruch”. O znaczeniu słów „motor” i „motocykl” w języku polskim zdecydowała głównie praktyka ich użycia. Rada Języka Polskiego obecnie dopuszcza używanie obu określeń w kontekście całego pojazdu, a nie tylko silnika, choć wskazuje, że „motocykl” jest bardziej precyzyjny.
Motor czy motocykl? Etymologia, co mówi słownik (SJP PWN) i dlaczego
Motocyklowy prestiż
Jest to pewien fenomen, że bardzo duża grupa ludzi broni tego „motocykla” jak niepodległości. Nie podejrzewam tutaj jakiegoś głębokiego przywiązania do czystości języka ojczystego, ponieważ wystarczy poczytać komentarze, by zobaczyć, że poprawność językowa i umiejętność wysławiania się nie są cechami powszechnie występującymi. A jednak poprawianie z „motoru” na „motocykl” jawi się jako święty obowiązek nawet u tych, którz nie potrafią sklecić zrozumiałej trzyzdaniowej wypowiedzi.
Mam pewną teorię na ten temat i wiąże się ona z tym, jak postrzegani są, a raczej chcą być motocykliści. Jako osoby, które przeszły jakąś drogę i teraz są w szczytowym miejscu ewolucji. Przecież nie po to zaczynałeś od komarka, potem jeździłeś jawką i emzetką, parę lat po upadku komuny kupiłeś dwudziestoletniego japończyka, a obecnie masz w leasingu roczne BMW, żeby w 2023 roku jakiś tłumok gadał, że jeździsz motorem? „Motor” kojarzy się z awaryjną peerelowską padaką, a „motocykl” to już poważna sprawa…
Przechodziłem coś podobnego jako bardzo młody człowiek, rozpoczynający swoją przygodę z muzyką. Dostawałem piany, kiedy ktoś mówił, że gram na bębnach. Jak na samych bębnach, może jeszcze na beczkach lub wiadrach? Panie, to jest perkusja. PER-KU-SJA, czaisz? Cały zestaw – bębny, talerze, statywy, perkusjonalia, elektronika. Poważna sprawa, poważny zespół, poważna muzyka! „Dziś sam jestem dziadkiem” i swobodnie mówię, że grywam na bębnach… Zaprzestanie kurczowego trzymania się pewnych rzeczy przychodzi po prostu z doświadczeniem i pewnością siebie.
Oczywiście jest coś takiego jak właściwe nazewnictwo techniczne. Ja jednak zostawiłbym je określonym grupom, dla których ważna jest przejrzysta i ściśle usystematyzowana nomenklatura, czyli np. inżynierom i mechanikom. W codziennych rozmowach i luźniejszych tekstach nie mam nic przeciwko używaniu określeń potocznych, w tym „motoru” w kontekście całego pojazdu.
Prawdziwki
Na szczęście minęły już czasy, w których chcąc jeździć motocyklem musiałeś być też mechanikiem. Tutaj oczywiście pojawia się kolejne źródełko prestiżu i pogardy, czyli modny podział na „prawdziwych motocyklistów” i „użytkowników motocykli”, domyślnie chwilowych.
Ja mam na to całkowicie wywalone. Cieszę się, że współczesne pojazdy są niezawodne i bezobsługowe, że można tylko jeździć, a nie trzeba grzebać. Zresztą w dobie zaawansowanej elektroniki i tak już specjalnie nie pogrzebiemy… I cieszę się, że jednośladami jeździ coraz więcej osób, również tych bez benzyny we krwi, które spróbowały, bo jest moda lub ktoś je namówił. Im nas więcej, tym lepiej dla branży. A wcale nie jest oczywiste, że ta branża przetrwa.
Hermetyczna subkultura motocyklowa to w zasadzie zamknięty rozdział w historii. W mojej opinii energiczne poprawianie „motoru” przy każdej okazji jest jakąś próbą zachowania tej dawnej elitarności, której już w zasadzie nie ma. A przy okazji, ciekawe ilu obrońców motocyklowej poprawności językowej na co dzień chodzi w adidasach, a nie w sportowych butach do biegania i mówi, że niebezpiecznie wyprzedził ich TIR, a nie ciągnik siodłowy z naczepą?
Motocyklisto, wszyscy mają cię w dupie! I to jest bardzo dobra wiadomość! [Felieton]
Okiem redaktora
Mnie, z punktu widzenia redaktora ze sporym doświadczeniem, obecność „motoru” i „motóra” w języku potocznym cieszy. To kolejne gotowe do użycia pędzle w przyborniku. Dobrze dobrane ubarwiają opowieść i nadają jej więcej życia. W tekstach czysto informacyjnych piszę oczywiście, że „firma XYZ zaprezentowała nowy motocykl”, za to w relacjach czy felietonach nie mam problemu z tym, że „pojechaliśmy motorami na Mazury”, a przepiękny Royal Enfield Classic 350 to „motor typu motór”.
Język, jak wszystko dookoła, nieustannie się zmienia. Jest obecnie tak wiele słów, o których znaczenie warto, a wręcz należy zawalczyć, że dałbym już temu „motorowi” święty spokój. Ułożył się w powszechnej świadomości i niech tam leży. Zresztą, w swojej funkcji opisowej nie jest aż tak mało precyzyjny. W końcu jadąc na motorze dosłownie siedzimy na motorze. Tuż nad silnikiem. Mamy z jednostką napędową zdecydowanie bardziej bezpośredni kontakt niż jadąc autem, podkreślona jest też pewna surowość konstrukcji jednośladu z silnikiem.
Może to kwestia tego, co pod skórę weszło mi w dzieciństwie, ale używając wyłącznie określenia „motocykl” mam wrażenie nieustannego poprawiania krawata. Chciałbym się wyluzować. A przy tym jestem już w takim wieku i przejechałem bardzo różnymi jednośladami tyle kilometrów, że żadna opinia czy zarzut ze strony innego motocyklisty nie są w stanie wpłynąć na moje samopoczucie i nakierować mnie na „właściwe” tory. I tego życzyłbym wszystkim. Tak, często jeżdżę motorem.
Głos ludu
Jest jeszcze jedna rzecz, na którą jako redaktorzy prowadzący media elektroniczne musimy zwracać uwagę. To frazy, jakie nasi obecni i przyszli czytelnicy wpisują w wyszukiwarki. Chcemy oczywiście, żeby nasze artykuły trafiały do jak najszerszej grupy odbiorców, to jest sens istnienia takich portali jak nasze. Z tego powodu nie możemy nie zwracać uwagi na „głos ludu”. A lud bardzo często pyta chociażby o „najlepszy motor 125 do miasta”, więc w tytułach i treści artykułów słowo to powinno się pojawiać. Jest w tym oczywiście trochę jak w powiedzeniu, że ogon macha psem, ale takie są internetowe realia. Natomiast tak jak napisałem wyżej, w tym przypadku nie jest to zgniły kompromis. Jak dla mnie, „motor” się broni.
Bardziej mnie drażni nazywanie koła zębatego zębatką. To jest dopiero masakra.
Ten sam ból dupy :D
jeszcze jeden ból… cięgno-cięgło :)
Ja nie mówię o mojej maszynie inaczej, niż motór. Tylko jakieś profesorki mówią ,,motocykl” i ,,w łódzkiem”.
Uwielbiam mówić „motor” przy motocyklistach. Robią się wtedy tacy czerwoni na gębie ze złości.
Pomyłka, to nie motorowcy, tylko ćwoki.
Jestem motocyklistą i nie ma dla mnie znaczenia motor czy motocykl . Ale jak ktoś gada motor lub też amelinium to jak bym słuchał niedorozwiniętego.
Gdy moja ośmioletnia córka mówi ” motor” wtedy upominam ją, że jeśli już wyraża się niepoprawnie to niech robi to z klasą i niech mówi „motór”
Gdy mój dziesięcioletni syn mówi motór na mój motor to od razu dostaje klapsa
10-latek i klapsy? To chyba jakiś opóźniony jest. 😆
Ja tam na moje BMW R 1200 R mówię motorynka 😁
Według mnie mówię ile „motocykl” poprostu brzmi poważniej i tak jakby dostojniej niż „motor”. Chociaż ja do swojej maszyny mówię „motorek” lub „maleńka” jak klepie ją po balu po udanej jeździe. A nawiązując do TIRa, to około 10 lat temu jak byłem na studiach logistycznych jedna Pani wykładowca twierdziła że mówienie TIR jest błędne bo to zestaw z naczepa, a TIR to nazwa umowy karnetowej. Po roku powiedziała że była w błędzie bo jakąś tam rada transportu europejskiego czy ktoś podobny uznała w tym samym czasie mówię ile na ciągnik z naczepa TIR jako poprawne :)
Poprawnie mówi się motor, albo kryka. Na motocyklu jeździ koleś w skórzanej kamizelce z wychawtowaną glapą. Głównie na Harleju, który to po wymianie wszystkich części, przez kwartał jest znów prawie niezawodny.
Ja mówię motór albo nawet mociór. Jadę mociurem. Czasem też motąg. Latam motągiem. Uwielbiam swój mociórek bo lata jak wściekły.
Motor i żaden motocyklista się nie skrzywi lub coś tam. Jeśli zwróci uwagę to znaczy, że to nie motocyklista lub jeszcze gówniarz na drodze.
Należy dodać , że ostatecznie to sprawa indywidualna,co kto jak na,ywa. Ale rzeczywiście, jako magister polonistyki,wiem że formą MOTOCYKL jest poprawniejsza… w poważnych opracowaniach c,y programach tv Należy używać tej formy…