Koronawirus. Temat ostatnimi czasy tak samo straszny, jak modny. Jedni wieszczą koniec znanego nam świata i totalną pandemię, inni grzmią, że to tylko wojna ekonomiczna najbogatszych i próba zmniejszenia globalnego wpływu gospodarki Chin. Na szczęście my jesteśmy daleko od polityki, a bycie motocyklistą daje nam pewną przewagę w walce z koronawirusem. Jaką, a właściwie jakie? O tym w naszym pseudonaukowym artykule!
Każdy motocyklista to także zwykły człowiek, ze swoimi słabostkami, przebytymi chorobami oraz wrażliwościami na pewne czynniki. Jednak bycie motocyklistą, w przypadku epidemii takiej jak np. koronawirus, daje nam pewną przewagę nad innymi ludźmi. Zarówno trudniej nas zarazić wirusem SARS CoV-2 powodującym chorobę COVID-19, jak i nam trudniej zarazić kogoś. Dlaczego? Oto garść pseudonaukowych argumentów:
1. Wirusy nie dadzą rady utrzymać się na nakryciach wierzchnich motocyklistów. Wypadnięcie na najbliższą obwodnicę i odkręcenie manetki, skutecznie odkazi nasz ubiór.
2. Jako nieliczni ludzie, motocykliści praktycznie zawsze chronieni są kombinezonami, które szczelnie okrywają całe ciało. Dzięki temu wirusy trudniej przedostają się do naszej skóry. Na rękach mamy rękawiczki, na twarzy kominiarkę, a często – np. na stacji benzynowej, autostradowych bramkach, czy gdziekolwiek się zatrzymamy wchodząc w interakcję z innymi ludźmi – mamy, lub możemy mieć, kask. To kolejna bariera dla złośliwego koronawirusa. Każda jazda odkaża też nasze kombinezony – patrz punkt wyżej.
Przeczytaj koniecznie: Koronawirus a turystyka motocyklowa
3. Motocykliści spotykają się ze sobą nie po to, by gadać i kichać na siebie, ale po to, by wspólnie jeździć. Dlatego też każdy motocyklista, siedząc na swoim jednośladzie, jest w bezpiecznej odległości od innych osób. Mimo spędzania czasu razem, możliwość zarażenia się od siebie spada praktycznie do zera.
4. Motocykliści używają głównie swojego, indywidualnego środka transportu, dlatego bardzo rzadko też korzystają z publicznych, zbiorowych środków komunikacji miejskiej. To, co przyprawiało o zawał klimatologów, w obliczu epidemii staje się zbawienne.
5. Wirusy, także ten z koroną, nie lubią wysokich temperatur. Każdy motocyklista wie, co to jest piec w jego sprzęcie. Silnik nie dostał takiej nazwy dlatego, że wrzuca się do niego koks, węgiel, stare gumiaki czy drewniane szczapy, a dlatego, że grzeje jak kafel naszych babć. Temperatura pracy silnika spalinowego to 85 stopni Celsjusza, ale jak dasz ognia, to wzrasta do ponad stu. Tego żaden wirus nie przeżyje, nawet SARS CoV-2!
6. Ale przecież motocykliści też kiedyś zdejmują swoje ochronne stroje i socjalizują się w swoim gronie – np. na zlotach motocyklowych. Na szczęście wtedy większość z nas bardzo skutecznie się odkaża, a jak wiemy to z newsów z Japonii, nic nie odkaża lepiej jak polski spirytus. Zatem nawet na zlocie jesteśmy bezpieczni, pod jednym warunkiem – że nasz kompan także się odkaża. Każdy abstynent jest natomiast podejrzany i powinien być prewencyjnie traktowany jak osoba zakażona, tzn. nieodkażona – no chyba, że się odkazi.
7. W czasie zaraz, takich jak np. dżuma, zabijało morowe (zakażone) powietrze. Motocykliści nie przebywają w jednym miejscu, ciągle się przemieszczają i przewietrzają, więc morowe powietrze na pewno nas nie dogoni.
8. Jednym ze sposobów na pozbycie się z ubrań wierzchnich wirusów, jest wystawienie ich na działanie promieni słonecznych. Wystawiając się na słońce podczas jazdy w piękny, ciepły, słoneczny, letni, czy wiosenny dzień tak naprawdę sterylizujemy się, a wypadając na autostradę – znowu patrzy punkt 1.
Zatem bycie motocyklistą, w obliczu potencjalnej, światowej epidemii, zwiększa bezpieczeństwo. Jak chronić się przed kronawirusem? Wsiadaj na motocykl!
Kto to pisał?!
Rozumiem że to z przymrużeniem oka… Bo inaczej to stek bzdur…
Czy rozumiesz sformuowanie pseudonauka? Oczywiście, że to bzdury…