Ta historia jest dosyć niestandardowa, a jej finał zaskoczył nas samych, dlatego postanowiliśmy wam ją przedstawić. W nocy z 1 na 2 września 2020 roku Robertowi, spod bloku w podwrocławskiej miejscowości, skradziono motocykl. Chłopak już nawet pogodził się z tą stratą, gdy po prawie dwóch miesiącach, nagle, podczas przerwy w pracy, odebrał telefon z Komisariatu Policji w Kątach Wrocławskich. – Pana motocykl odnalazł się w Republice Federalnej Niemiec… usłyszał w słuchawce.
Kradzieże motocykli w ostatnim czasie są plagą, a prym w tym niechlubnym rankingu niestety wiedzie Dolny Śląsk. W okresie od stycznia do czerwca tego roku odnotowano tu już 55 takich przypadków. Nie ma praktycznie tygodnia, żeby ktoś za pomocą mediów społecznościowych nie poszukiwał swojego sprzętu. Informacje o odzyskanych pojazdach zdarzają się statystycznie trzy razy rzadziej. Po przebiegu tego zdarzenia możemy wnioskować, że dolnośląskie tereny nie są przypadkowo ukochane przez złodziei, a cały proceder prawdopodobnie ma zagraniczne korzenie. Postanowiliśmy podjąć się tego tematu i na podstawie przykrego zdarzenia, którego doświadczył nasz czytelnik, poszukać odpowiedzi na kilka nurtujących nas pytań w tej i podobnych sprawach.
Łup
Czarna Yamaha XJ6N z 2010 roku była pierwszym motocyklem Roberta. Typowa maszyna na start, idealna do rozpoczęcia przygody z jednośladami. Z wyglądu raczej niczym się nie wyróżniała, chociaż poprzedni właściciel nadał jej kilka cech szczególnych, zmienił wydech na akcesoryjny oraz elementy plastikowe pomalował przy pomocy szablonu w charakterystyczny, a’la karbonowy wzór. W okresie zimowym sprzęt parkowany był w ogrzewanym garażu, natomiast w sezonie właściciel stawiał go przy wejściu do swojej klatki, blokując jedynie kierownicę. To był ich wspólny drugi sezon i do tej pory kompletnie nic nie wskazywało na to, by motocyklem mógł interesować się jakiś amator cudzej własności. Taki schemat parkowania stał się więc rutyną aż do feralnej nocy z 1 ma 2 września 2020.
Kradzież
Smolec, miejscowość usytuowana w bliskiej okolicy skrzyżowania dwóch głównych dolnośląskich autostrad A8 i A4. Przez niektórych wieś ta nazywana sypialnią Wrocławia, ponieważ w ostatnich latach powstały tu zamknięte osiedla, na których często zamieszkują szukający przestrzeni Wrocławianie. Na jednym z takich osiedli mieszka Robert. Rankiem, drugiego września, wychodząc do pracy spostrzegł, że miejsce, na którym zwykle parkuje swój motocykl, jest puste. Pamiętał, że pozostawiając jednoślad zablokował kierownicę. On jeden miał dostęp do kluczyków, wiedział więc, że na pewno nikt mu go nigdzie nie przestawił. Przykry wniosek nasunął się sam – motocykl został skradziony. Natychmiast zgłosił sprawę na policję i poczekał do przyjazdu na miejsce jednostki z pobliskiego komisariatu.
Cenne rady policjantki i osiedlowy hejt
Pani policjantka, która wypełniała protokół zgłoszenia, poinformowała właściciela skradzionego pojazdu, że najlepiej, żeby na własną rękę poprosił o wgląd okoliczne monitoringi, a gdyby coś ciekawego było na nich zapisane, to żeby materiał przekazał policji. Kolejną cenną radą, jaką usłyszał nasz czytelnik od organów ścigania, było szukanie własnego motocykla na portalach internetowych, głównie w działach z częściami. Najlepiej na stronach polskich i ukraińskich. Młody właściciel pojazdu od razu poruszył wszystkie możliwe media społecznościowe, ale jego anons na osiedlowej grupie FB miał zaskakujący dla niego wydźwięk. Nie dość, że nikt nic podejrzanego nie widział, to zaczęto jeszcze hejtować motocyklistę i dziękować złodziejowi za to, że będą mieli teraz spokój rano pod blokiem. Robert wyjaśnił mi od razu, że nigdy na swoim osiedlu nie robił porannego rabanu, bo miał świadomość, że mieszka tu sporo młodych ludzi z dziećmi, tym bardziej był zaskoczony tym, co zaczął czytać o sobie.
Monitoring nie zawiódł
W jednej z firm przed osiedlem monitoring obejmował część drogi. Właściciel kamer udostępnił zapis naszemu bohaterowi a ten, po zapoznaniu się z jego treścią, wytypował nieduży samochód dostawczy, który wjechał tuż po godzinie 1 w nocy na osiedle i po około 7 minutach dosyć szybo z niego wyjechał. Materiał przekazał oficerowi prowadzącemu sprawę.
But i skarpetka niedoszłego złodzieja Africy Twin
W międzyczasie do poszukującego swojego motocykla Roberta, zgłosił się mieszkaniec miejscowości oddalonej od miejsca jego zamieszkania o 5 km z informacją, że tej samej nocy próbowano ukraść jego Hondę Africa Twin. Próba kradzieży zakończyła się spektakularnym niepowodzeniem. Przygotowana przez nich prowizoryczna kładka rowu melioracyjnego, po której mieli przepchnąć, uprzednio wyprowadzony przez pola z garażu, motocykl okazała się zbyt słaba i złamała się pod ważącym 238 kg sprzętem, przygniatając jednego z rzezimieszków. Motocykl został, więc w rowie razem z przyciśniętym butem i skarpetką jednego ze sprawców. Policja szybko łączy obie sprawy ze sobą, co utwierdza jedynie Roberta w przekonaniu, że motocykl ukradli zdeterminowani profesjonaliści, którzy znali teren i wiedzieli gdzie są zaparkowane w tej okolicy motocykle.
Utracone nadzieje
Minął miesiąc i nasz bohater odpuścił już sobie szukanie na portalach aukcyjnych charakterystycznych detali swojego moto. Robert liczył, że szczególne cechy pozwolą mu na identyfikację swoich elementów na portalach internetowych. Poszukiwał ich na własną rękę, poprzez polskie i ukraińskie strony, jak radzili policjanci, specjalizujące się w sprzedaży używanych części do motocykli. Uznał, że sprzęt przepadł jak kamień w wodę i trzeba to po męsku przyjąć na klatę.
Pojazd skradziono, OC nadal płać!
Pozostało mu czekać na umorzenie sprawy, żeby móc wyrejestrować motocykl i otrzymać zwrot pieniędzy z nadpłaconego ubezpieczenia OC. Tak, tak, sam fakt kradzieży naszego pojazdu nie zwalnia nas z opłacania za niego składki. Dopiero postanowienie o umorzeniu dochodzenia w sprawie kradzieży pojazdu, wystawione przez właściwy organ, jest podstawą do wyrejestrowania go w Wydziale Komunikacji i ubiegania się o zwrot nadwyżki lub niekontynuowanie obowiązkowego ubezpieczenia z zakresu OC.
Polska policja dumna z siebie
Dlatego gdy zobaczył, po około półtora miesiąca od zgłoszenia sprawy na policję, że dzwonią do niego z posterunku, od razu pomyślał, że sprawa będzie umorzona. Jakież było jego zdziwienie, gdy w krótkiej rozmowie funkcjonariusz poinformował go, że motocykl odnalazł się na terenie Niemiec, a po dalsze szczegóły i instrukcje właściciel pojazdu musi zgłosić się do jednostki policji, która go odnalazła, czyli do jednostki niemieckiej… Jedyną pomocą, jaką otrzymał od dochodzeniowca w Polsce, to numer telefonu do detektywa z miasta Stollberg prowadzącego tę sprawę na terenie Niemiec. Na komisariacie Policji w Kątach Wrocławskich na odchodne dyżurny oznajmił Robertowi – A widzisz Pan, tak wszyscy psioczą na policję, a jednak umiemy znaleźć ukradziony pojazd i to nawet w innym kraju…
Ordnung muss sein
Bariera językowa nie pozwoliła Robertowi na bezpośredni kontakt z prowadzącym sprawę, toteż poprosił członka swojej rodziny o pomoc. Na szczęście ojciec chłopaka mówi w języku niemieckim i zadzwonił tam by wypytać o szczegóły sprawy. Jako osoba postronna dostał tylko zdawkowe informacje, że motocykl jest cały, ale nie nadaje się do jazdy, ponieważ nie posiada tablicy rejestracyjnej oraz ma uszkodzony immobilizer. Detektyw podał maila do siebie, jako preferowany sposób kontaktu oraz poinformował, że mówi również biegle w języku angielskim, jeżeli miałoby to ułatwić kontakt. Do tego niemiecki stróż prawa poprosił o ustalenie daty odbioru motocykla na konkretny dzień, ponieważ tamtejsza policja chce wynająć tłumacza polsko-niemieckiego by cały proces przekazania pojazdu był jasny dla odbiorcy. W drodze wymiany maili zapadła decyzja, że zdarzenie to nastąpi 3.12.2020 w samo południe.
Jedź do Niemiec, twój motocykl już tam jest?
Miasto Stollberg/Erzgebirge położone jest w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia, w okręgu administracyjnym Chemnitz, w powiecie Erzgebirgskreis i oddalone jest od Wrocławia o około 350 km. Robert pożyczył busa i udał się wraz z kolegą po odbiór utraconego pojazdu do Niemiec. W progu komisariatu przywitał ich polski tłumacz, objaśniając przebieg zdarzeń, które zaraz będą miały miejsce. Następnie pojawił się komisarz wydziału kryminalnego tamtejszej policji. Wszyscy razem udali się do podziemnego parkingu, w którym pod pokrowcem zaparkowany stał motocykl. Robert musiał zabrać ze sobą z Polski dokumenty potwierdzające, że jest właścicielem pojazdu oraz dokonać jego rozpoznania. Kiedy wszystko się zgadzało, komisarz zaproponował pomoc w załadunku motocykla i osobiście pospinał go pasami transportowymi.
Korzystając z obecności tłumacza, właściciel motocykla próbował dowiedzieć się czegoś więcej na temat okoliczności odnalezienia jego pojazdu. Policjant poinformował go, że śledztwo w tej sprawie jeszcze trwa i do zakończenia go nie może udzielać zbyt wielu informacji, ale uchylił rąbka tajemnicy. Powiedział, że Yamaha została pozostawiona na początku października pod jednym z supermarketów w okolicy. Jako, że motocykl miał sfałszowane numery rejestracyjne policja stale obserwowała go przez kolejne 14 dni. Gdy nikt po niego nie wrócił, zabrali go na parking policyjny, by dokonać czynności techniczno-kryminalistycznych. Po weryfikacji w systemie SIS (System Informacyjny Schengen) wytypowali prawdziwy kraj pochodzenia i rejestracji pojazdu oraz dane jego właściciela. W głównej hipotezie zakładanej w dochodzeniu, jednośladu użyto do innego przestępstwa kryminalnego, a następnie porzucono w okolicy sklepu. Niestety, nic więcej nie udało się Robertowi dowiedzieć. My, jako redakcja zwróciliśmy się bezpośrednio do Policji w Stollberg o szczegóły sprawy jednak nie otrzymaliśmy żadnych więcej nowości ponad to, co uzyskał Robert. Interesował nas głównie trop międzynarodowej szajki prowadzący do wschodnich landów Niemiec. Zasłonięto się tajemnicą trwającego w dalszym ciągu śledztwa.
W razie gdyby złodziej się znalazł…
Właściciel pojazdu został poinformowany, że w przypadku gdyby w wyniku prowadzonej sprawy został ujęty sprawca kradzieży, będzie trzeba stawić się w tutejszym sądzie w roli poszkodowanego. Koszty takiego stawiennictwa pokryje skazany w naliczonej mu karze, ale podobno tacy ludzie są często niewypłacalni, więc końcowo stratę poniesie Państwo Niemieckie – tak powiedział prowadzący sprawę. Dał tym do zrozumienia naszemu bohaterowi, żeby nawet w przypadku ujęcia sprawcy nie liczył na zwrot poniesionych kosztów z tytułu odbudowy odzyskanego motocykla, nawet jak pozwie go o odszkodowanie. W teorii są takie możliwości, jednak praktyka wygląda tak, jak w opisie policjanta. Przed odbiorem motocykla z parkingu poinformowano też właściciela o tym, że jeżeli pobrał jakiekolwiek odszkodowanie z firmy ubezpieczeniowej, motocykl nie jest już jego własnością i nie należy mu się prawo do niego. Nasz czytelnik nie miał niestety ubezpieczenia Autocasco, dlatego odebrał swój pojazd.
Lutownica i śrubokręt, czyli złodziejski fach w ręku
Powrót Roberta wraz z motocyklem do domu przebiegł bardzo sprawnie. Po tym jak rozpakował go w swoim garażu, młody motocyklista w końcu mógł na spokojnie przyjrzeć się zniszczeniom, jakich dokonali złodzieje. Przede wszystkim wyłamane zamki i rozwiercona stacyjka.
Urwana antena immo. Przewody od odbiornika zostały wlutowane w płytkę emulatora immobilizera.
Tych czynność, zapewne, dokonano później, a nie w miejscu kradzieży. Raczej gdzieś w bezpiecznym otoczeniu. Niezbędne było użycie narzędzi takich jak chociażby lutownica. Nie są to też żadne wyrafinowane metody działania i cechuje je brutalność i prostota ale jednak przez swoją inwazyjność wymagają poświęcenia im czasu. Czasu, którego złodziej za wiele na robocie nie ma.
Strat ciąg dalszy
Wystające poza obrys elementy po lewej stronie motocykla, zwłaszcza zbiornik i dekiel silnika, zostały mocno porysowane. Nie są to ślady charakterystyczne dla szlifu czy innej gleby, a bardziej świadczą o długotrwałym transporcie motocykla niczym niezabezpieczonego, w pozycji leżącej.
Można więc przyjąć, że teza z kradzieżą przy użyciu dostawczaka jest w 100% trafiona. Z ciekawostek, na liczniku przybyło około 1000 km, złodzieje postanowili sobie przetestować cudzą własność. Zbiornik na paliwo oczywiście pusty, jednak fakt, że we wlewie paliwa wyłamano zamek, oraz liczba przejechanych kilometrów, świadczą o tym, że motocykl tankowano.
Wyładowany akumulator i zalana od deszczu płyta emulatora nie pozwoliły na ponowne uruchomienie silnika, także do końca nie wiadomo, czy jest on sprawny.
I co dalej?
Na moje pytanie, co teraz zamierza zrobić z tym motocyklem szczęśliwy z odzyskania pojazdu, właściciel jednym tchem odpowiedział, że zamierza odbudować go jak najszybciej i dokończyć sezon, bo nie było mu to dane we wrześniu. Zima, póki co, nie daje nam się we znaki, więc kto wie czy za kila dni nie zobaczymy tego duetu na wrocławskich ulicach. Jak widać, ta przygoda nie zraziła młodego adepta do motocykla i pomimo pewnych nakładów finansowych, jakie musi ponieść, to jest on zadowolony z odzyskania ukochanych dwóch kółek.
Jakie wnioski można wyciągnąć z całej tej historii?
Generalnie, jak byśmy nie zabezpieczyli swojego motocykla, niestety, jeżeli złodzieje go sobie upatrzą, ciężko będzie nam uchronić go przed nimi. Najlepszym tego przykładem jest, pierwsza tamtej nocy, próba kradzieży Hondy Africa Twin. Sprawcy zadali sobie sporo trudu by motocykl wyprowadzić ze strzeżonej posesji. Pokonał ich rów melioracyjny, ale gdyby nie to, zapewne właściciel tego motocykla byłby dzisiaj bohaterem naszej historii. Okazuje się też, że następuje zmiana trendów w złodziejskim półświatku. Do tej pory sądzono, że skradzione na Zachodzie pojazdy szybciej czy później, ale zawsze trafiają na biedniejszy wschód. Ta opowieść, która jak się okazuje, nie jest odosobnionym przypadkiem, pokazuje, że czeka nas najprawdopodobniej zmiana trendów. Staliśmy się częścią wspólnoty, w której granicach dużo łatwiej jest, bez większych kontroli, przewozić towary, nawet tak gorące, jak przed chwilą skradziony motocykl. Rynek zbytu na motocyklowe części jest tak samo rozległy po jednej stronie Odry, jak i po drugiej, a wyższe ceny używanych elementów zapewne zachęcają złodziei do wprowadzania ich na rynek europejski. W zaistniałej sytuacji, stare powiedzenie Niemców, „jedź do Polski, twój samochód już tam jest” traci chyba sporo na swojej aktualności…
Jeżeli tylko dowiemy się czegoś więcej w tej sprawie, będziemy was o tym informować. Zatem być może c.d.n…