Film “Dziewczyna na motocyklu” z 1968 roku to opis kobiecej podróży na harleyu z Francji do Niemiec. Podróż ta jest jednak przeraźliwie nudna, film zrobiony bardzo źle, a fabuła – do bólu przewidywalna.
Powód nominacji niektórych filmów do największych nagród filmowych, takich jak Oskary, Złota Palma, czy Złote Lwy, stanowi dla mnie czasem nie lada zagadkę. Nominowana do Złotej Palmy w Cannes, psychodeliczna angielsko-francuska produkcja Jacka Cardiffa z 1968 roku „Dziewczyna na motocyklu”, to jeden z tych filmów, po obejrzeniu których człowiek żałuje straconych 90 minut życia.
Film stanowi studium psychologiczne młodej kobiety, która musi wybrać pomiędzy bezpiecznym, lecz nudnym małżeństwem a namiętnością do mężczyzny, który przyrzeka już nigdy więcej się nie zakochać. Bohaterka filmu na otrzymanym od swojego kochanka motocyklu Harley-Davidson Electra Glide przemierza trasę z Francji do Niemiec, ciesząc się wolnością i radując widokiem mijanych miast i wiosek.
Sceny kręcono w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech i Szwajcarii. Mijane miejsca mają swój urok i zapewne „Dziewczyna…” jako film drogi mógł w latach 60. zachęcić co niektórych widzów do motocyklowych wojaży. Sam motocykl jest w filmie niezwykle ważnym elementem, większą część filmu kamera krąży dookoła niego próbując ukazać maszynę jako środek do osiągnięcia wolności, a samą podróż jako idealny czas na prowadzenie filozoficznych przemyśleń. Zakończenie filmu, dosyć przewidywalne, może jednak stanowić przestrogę dla motocyklistów, by filozoficzne przemyślenia i bujanie w obłokach przenieść w miejsce bardziej bezpieczne niż dwupasmówka pełna samochodów.
Opis fabuły
Piękna, młoda kobieta (Marianne Faithfull) wyrusza w podróż. Ubrana tylko w czarny, skórzany kombinezon zamierza na motocyklu dotrzeć do swojego egocentrycznego kochanka (Alain Delon). Za sobą zostawia dotychczasowe życie i niedawno poślubionego mężczyznę (Roger Mutton). Po drodze przypomina sobie namiętne i dziwnie nostalgiczne chwile z kochankiem.
Grająca główną bohaterkę Marianne Faithfull, obiekt męskiego pożądania w latach 60., niestety nie popisała się kunsztem aktorskim. Aktorka jest z pewnością piękna i niezwykle atrakcyjna, wydaje się jednak, że zupełnie nie potrafi poradzić sobie z ekspresją uczuć swojej bohaterki. Mimika twarzy aktorki jest wręcz absurdalnie nienaturalna, a całość obrazu pogarsza jeszcze drętwy, pseudointelektualny monolog. Jedynie kilka górnolotnych haseł ekscentrycznego kochanka głównej bohaterki może spodobać się entuzjastom motocykli: „Motocykl jest bliżej ciebie niż jakikolwiek człowiek. Samochód to coś poza tobą, natomiast motocykl staje się częścią ciebie.” lub „Zapamiętaj, traktuj maszynę jak żywą istotę, a będzie ci posłuszna. Tylko ludzie pozwalają traktować siebie jak maszyny.”
„Dziewczyna na motocyklu” może przypaść do gustu chyba jedynie fanom filmów, w których nie wiadomo, o co chodzi, a także tym, których zauroczy Marianne na motocyklu, całkiem naga pod swoim skórzanym kombinezonem. Chapeau bas dla tych, którzy są w stanie bez przewijania obejrzeć film od początku do końca.
Wypadałoby pisząc recenzję podawać fakty. Ten motocykl to nie żaden Harley tylko Norton. Coprawda czarny motor dla niektórych osób to pewnie Harley, ale można było się przyłożyć do filmu a nie tylko jęczeć o 90 min. straconego czasu. A tak cala recenzja pachnie ignorancją :)
Gwoli ścisłości (wg mnie oczywiście), motocykl Faithfull to Harley-Davidson Electra Glide FLH z 1965-1967 r. o poj. ok. 1,2 l i mocy 60 KM. Nortonem jeździł Delon. Z tego powodu Faithfull podjeżdżała na stację benzynową aż dwa razy w czasie filmu, bo FLH miały bardzo mały zbiornik paliwa – 16 l, a paliły ok. 5-7 l, w zależności od sposobu jazdy.
Na temat filmu nie wypowiadam się, bo to jest kwestia gustu i zamiłowań. Ja jestem już po sześćdziesiątce i niemal połowę swojego życia przejeździłem na motocyklach i zgadzam się z tym, że motocykle są śmiertelnie niebezpieczne. Mam tylko jedną uwagę odnośnie recenzji filmu, w latach w których był on kręcony to były inne czasy, inaczej był odbierany ten film wtedy, a inaczej dzisiaj. Dzisiaj fabuła tego filmu wydaje się dziecinnie naiwna, żyjemy w latach HIV-u, HCB, SARS oraz COVID-19, ocieplenia klimatu, przeludnienia, ciągłych nowych wojen, ogromnych bankructw, permanentnych kryzysów finansowych i gospodarczych, ciągłego zagrożenia bezrobociem itd. itd.. Nie sądzę aby twórcom tego filmu chodziło o to by stworzyć uniwersalne, ponadczasowe arcydzieło.