Samotne wyprawy w nieznane to dla wielu z nas najlepsza forma spędzania czasu. Oto dlaczego w ciężki i odludny teren dobrze jest jednak zabrać kompana. Kto wie, kiedy będziemy potrzebować pomocy.
O tej zasadzie boleśnie przekonał się autor dzisiejszego filmu. Samotna wyprawa górskimi szlakami zakończyła się nieprzyjemnym upadkiem i uciążliwym sprowadzaniem niesprawnego motocykla do cywilizacji.
Na szczęście obyło się bez złamań, ale nie zawsze możemy mieć tyle szczęścia. Wypad z pewnością nie będzie zaliczony do udanych, o czym dobitnie świadczy ilość ocenzurowanego, soczystego słownictwa, które słyszymy w tle.
Wypadek w terenie
Szlaki w trudnym terenie mogą zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych bikerów. Zmęczenie i idąca za nim dekoncentracja może spowodować, że pokona nas byle kamień lub pieniek. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza jeżeli nasz pojazd nie jest lekkim crossem, tylko przyciężkawym turystycznym enduro.
Pomoc towarzysza niedoli może być nieoceniona przy podnoszeniu i ponownym odpalaniu motocykla oraz planowaniu dalszej trasy. Nie mówiąc, o ewentualnym wezwaniu pomocy, jeśli będziemy tak poturbowani, że sami nie będziemy w stanie tego zrobić.
Zachęcamy zatem do wypadów w większym gronie. Stara prawda mówi, że motocyklizm to przede wszystkim tworzący go ludzie. Ciężko o lepsze tego potwierdzenie, niż przygoda naszego kolegi. Zanim wyciągniemy mapy, zaczynajmy każdą wyprawę od „telefonu do przyjaciela”.
ojtam, jedna gleba, prawie bez strat, i od razu nieudana wyprawa?
Ładnie szybko się toczył z górki powinien próbować palić, słychać było że bateria mu padła.
Anglicy nie są tak bystrzy jak my Polacy i dlatego nie wpadł na tak genialny pomysł jak odpalić motocykl jadąc z górki.
Jeszcze ta ciągle świecąca lampa dobijała akumulator. Jak nie odpalał na pych to po co miał ciągle zapłon włączony ?
We wrześniu zaliczyłem samotny wyjazd po bałkanach (nie mówię o Chorwacji i autostradach tylko szutrach i bliżej Albanii)… zaliczyłem groźny szlif na górskich drogach w Serbii… Nie połamałem sie na szczęście, z motocyklem było gorzej. Nie zamienię tego wyjazdu na żaden inny z motocyklistami, o których mówi autor. Samotny wyjazd to przygoda i trochę wyzwanie, ale dopiero wtedy można poznac samego siebie. Idąc tropem autora to najlepiej wykupić sobie assistance, jechać z samochodem serwisowym itp… tylko gdzie tu wolność i zabawa???
Moja wersja – zupełnie rozbieżna do teorii redakcji…
„Zachęcam zatem do wypadów w maleńkim gronie lub samotnie. Stara prawda mówi, że motocyklizm to przede wszystkim tworzący go ludzie – spotkani na drodze!!!. Ciężko o lepsze tego potwierdzenie, niż konieczność zdania się na własne siły lub zupełnie bezinteresownych, przypadkiem spotkanych osób. Zanim wyciągniemy mapy, zaczynajmy każdą wyprawę od „przygotowania siebie i swich możliwości zwłaszcza w trudnych sytuacjach”.
Chcesz na kogoś liczyć – licz na siebie. Często jadąc w grupie więcej kombinacji, gadania o pierdołach czy problemów organizacyjno-techniczno-społecznych niż to warte. Zabrać sprawdzone narzędzia i podstawowe klamoty zamienne (klamki, żarówki etc) + ulubionego misia pluszaka i w drogę :)
Ja wolę jednak jeździć sam. Jak po bezdrożach i po asfaltach. Zazwyczaj jazda razem powoduje w nas jakąś próbę rywalizacji i wykazania się. To powoduje, że jesteśmy mniej ostrożni. Ja jadąc sam staram się być ostrożniejszy. A tak po za tym to gość jest „świetny”, bo zamiast szybko stawiać motocykl na koła, to on mu sesję zdjęciową robi. Przecież i tak ma kamerę dokumentującą wszystko, a dla motocykla nie jest „zdrowo” leżeć do góry kołami.