W ciągu pięciu sezonów kask Shoei XR-1000 używany był przeze mnie prawie codziennie. I został on przez mnie niemiłosiernie sponiewierany. Po pięciu latach takiego traktowania mogę go czystym sercem polecić każdemu.
Od 2006 roku kask Shoei XR-1000 przeżył wiele. Jeździłem nim w Albanii podczas 50-stopniowych upałów, jeździłem i podczas 10-stopniowego mrozu, gdy na przełęczy Bernina złapała mnie burza śnieżna.
Jego upadki z siodła motocykla na żwir i asfalt przestałem liczyć. W ciągu tych czterech lat zabiegi pielęgnacyjne sprowadzały się głównie do rozpylania do wewnątrz litrów sprayu, mającego zneutralizować przykre zapachy. Nie zawsze to jednak skutkowało: po podróży do Serbii latem 2008 roku zapach, jaki wydobywał się z wewnętrznej wyściółki zaniepokoił nawet mojego psa.
Ogromną zaletą kasku jest jego ciężar (waży zaledwie 1,3 kg), a także niezwykłe właściwości aerodynamiczne (podczas jazdy odciąża szyję). Największym, i w zasadzie jedynym, mankamentem – brak możliwości demontażu wyściółki (wyjąć można jedynie okładzinę pasków oraz płaty policzkowe). Dlatego trzy- lub czterokrotnie kask Shoei XR-1000 był przeze mnie prany w wodzie – gdy spray już nie skutkował.
Po demontażu wizjera – co jest dziecinnie proste – używałem do tego wanny, sypiąc „na oko” zwykłego Viziru i wkładając do środka skorupy końcówkę prysznica. Planowałem zresztą wyprać go w pralce na programie „pranie ręczne” (wkładając uprzednio do cienkiego śpiwora), jednak uratowała go przed tym jego integralność – kask Shoei XR-1000 nie mieści się niestety do otworu bębna.
Co ciekawe – po takim „praniu”, w wannie na powierzchni wody pojawiły się setki martwych owadów, a nawet wielka wysuszona osa. Nawet nie wiedziałem, że niewielkie z pozoru kanaliki wentylacyjne potrafią być tak pojemne.
Po tych wszystkich zabiegach, mimo takiego traktowania, kask Shoei XR-1000 jest wciąż używany przeze mnie jako kask podstawowy. Świetna pięć lat temu wentylacja wciąż pozostaje świetna (regulowane trzy otwory wlotowe i dwa wylotowe), a wizjer wciąż otwiera się i zamyka płynnie. Zamknięcie typu D-D, jak we wszystkich kaskach tego producenta, jest praktycznie niezniszczalne.
Jeżdżę nim po mieście, jeżdżę i na bliższe wyprawy. Niestety pinlocka trzeba by praktycznie wymieniać co sezon, gdyż przy wolnej jeździe lub gorszej pogodzie niemiłosiernie paruje. Ja jednak po mieście jeżdżę w okularach i wizjer zamykam dopiero przy szybkiej jeździe.
XR 1000 to kask integralny a nie szczękowy, poprawcie błąd w tytule. Pozdrawiam :)
Świetny tekst, autor użytkuje kask 6 lat w każdych warunkach więc ma wiele ciekawego do powiedzenia – to jest prawdziwa opinia o kasku na której można się wzorować. Inna sprawa że model został już zastąpiony nowszym, autor ma jakieś porównanie do innych kasków integralnych?
autor jest jak Stig – jest zintegrowany z kaskiem.
Tak się składa że na codzień maluję aerografem kaski (https://www.aerografit.pl – gdyby ktoś chciał wiedzieć o czym mowa), rozbieram je niemalże na czynniki pierwsze i akurat o tym kasku mogę powiedzieć, że jest naprawdę niesamowicie solidny. Widziałem nawet „wersje” po solidnym szlifie i uszkodzenia jakie odniósł były naprawdę znikome (gdzie zapewne nie jeden kask by pękł na pół).
Jedynie wyściółka w nim jest jakaś taka niezbyt odporna na upływ czasu. Tak poza tym to niczego mu nie brakuje (kwestię braku blendy pomijam bo to niekoniecznie wada – w miejscu blendy mamy więcej styropianu co = większe bezpieczeństwo).