Miękka agama
Ruszam w drogę. To, co niedawno wydawało się brzydkie, okazuje się bardzo przemyślane. Przednia owiewka, która przypomina agamę kołnierzastą, doskonale sprawdza się podczas szybkich przelotów. Zawirowania powietrza wokół głowy są minimalne, a szeroko rozstawione osłony rąk (na pewno nie nazwałbym ich handbarami) zapewniają bardzo dobrą ochronę przed wiatrem i deszczem.
Gruba tylna opona, choć początkowo budzi moją nieufność, okazuje się świetnym wyborem – motocykl bardzo dobrze składa się w zakręty, w żadnym momencie nie dając wrażenia uślizgu tyłu. W spokojnej podróży przeszkadza trochę zbyt miękkie zawieszenie – poprzeczne nierówności, nawierzchnia z kostki brukowej czy inne standardowe atrakcje polskich dróg powodują rozdygotanie Vultusa.
Na plus trzeba jednak zaliczyć nieco większy niż w innych cruiserach prześwit – można bez obawy wjeżdżać na krawężniki. Ledwie przeciętna jest skuteczność hamowania – jedna tarcza hamulcowa z przodu na motocykl o tej wadze to przesadna oszczędność.
Najpoważniejszą wadą odjechanego Vultusa jest jednak niemal całkowity brak przestrzeni bagażowej. Do dyspozycji kierowcy są tylko dwa schowki na drobiazgi umieszczone w przedniej owiewce (jeden zamykany jest na kluczyk). Podczas prezentacji tego modelu w Japonii Honda pokazała również wersję wyposażoną w kufry, ale jak dotąd nie trafiła ona na europejski rynek.
Szkoda, bo NM4 Vultus mógłby być naprawdę fajnym turystykiem. Mimo niezwykłej, wizjonerskiej stylizacji, przypadłby do gustu wszystkim tym, którzy ponad ekscytację prędkością przedkładają radość z jazdy jako takiej.
Od dawna nie jeździłem równie fajnym motocyklem. Dla niektórych pokraczny, dla mnie pozytywnie odjechany Vultus jakimś cudem wywołał prawdziwą, pierwotną frajdę z jazdy. Poczucie, że można cieszyć się samym faktem pokonywania kilometrów – bez obłędnych prędkości, bez szlifowania kolan. Podróż z Vultusem była niczym wirtualna rzeczywistość, oderwanie od wszystkiego co znam.
Zaraz, zaraz… czy nie o to właśnie chodzi w grach komputerowych?
na głowę garnek batmana albo lorda vadera i jest okej – nawet dorobić można jako ruchoma reklama
Osobiście jeżdżę „pokraką” ze stajni Hondy w formie CTXa i przyznam szczerze, że więcej obaw miałem z opinią innych użytkowników dróg niż samym motocyklem, który sprawia ogrom przyjemności podczas jazdy. Myślę, że podobnie będzie z Vultusem – konserwatyści zjedzą go na śniadanie, specyficzne grono odbiorców weźmie go na jazdę testową i już nie odda. Moim zdaniem to dobrze, że na rynku moto coś się dzieję i że Honda ma jaja żeby eksperymentować. De gustibus non est disputandum.
nie moja bajka…
Coś nie pasuje ? przecież ten motocykl niema żadnej skrzyni biegów , .