Billy Bolt był nie do zatrzymania, a Tadek Błażusiak stoczył serię pięknych walk, które w rezultacie dały mu brązowy medal. Ale same sportowe emocje to nie wszystko, co przyciągnęło nas do Areny Gliwice na finał Mistrzostw Świata SuperEnduro 2022/23. Te zawody to po prostu świetnie zorganizowane show, na którym doskonale bawiła się cała nasza rodzina.
Czym jest SuperEnduro? To bardzo widowiskowe wyścigi halowe na specjalnie przygotowanych trasach, zawierających różnego rodzaju przeszkody. Zawodników czekają m.in. przeprawy przez wkopane betonowe rury, odcinek w głębokim piachu, kilka sekcji z mniejszymi i większymi głazami, a na koniec skoki w stylu motocrossowym.
Jest to bardzo intensywne i bardzo wymagające – obserwując jazdę zawodników na nawet jednym okrążeniu, dosłownie czujemy ich zmęczenie. Jeden wyścig trwa sześć minut plus dodatkowe okrążenie po upływie czasu. Zawodnicy najwyższej klasy Prestige rozgrywają trzy wyścigi w ciągu jednego wieczoru plus krótki kwalifikacyjny wyścig SuperPole. Wymaga to perfekcyjnej techniki i wręcz gigantycznej kondycji.
Brawo nasi!
W czasie finałowej rundy, która odbyła się w sobotę 18 marca w Arenie Gliwice, niepokonany był Brytyjczyk Billy Bolt, który już w pierwszym wyścigu zwyciężył i zapewnił sobie tytuł Mistrza Świata. Nie spoczął jednak na laurach i wygrał dwa kolejne. Był niekwestionowanym królem wieczoru, a jego jazda ocierała się o perfekcję.
Wiele emocji i końcowy wybuch radości zapewnili nam nasi reprezentanci. Wielokrotny mistrz, Tadek Błażusiak, świetnie spisywał się w całym sezonie, a wyścigi w Gliwicach miały zdecydować, czy brązowy medal przypadnie jemu, czy Amerykaninowi Cody’emu Webbowi. Po serii emocjonujących pojedynków, które poderwały na nogi wszystkich kibiców, którzy szczelnie wypełnili gliwicką arenę, „Taddy” wyprzedził rywala o dwa punkty i zdobył upragniony brąz. Drugi z naszych reprezentantów, Dominik Olszowy, zeszłoroczny mistrz świata klasy Junior, był piąty w generalce. To najlepszy wynik debiutanta w klasie Prestige w historii!
Na ostatnią chwilę
Tyle sportu, w którym nie jestem przecież specjalistą. Natomiast miałem do zagospodarowania pięknie zapowiadającą się sobotę z moją żoną i dziećmi, pięcio- i dziewięciolatkiem. Padło hasło – to co, jedziemy do Gliwic, zobaczyć, jak to wygląda? Zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy. Na miejscu było trochę zabawy ze znalezieniem miejsca parkingowego, bo chyba zjechało tam pół Polski i cała okolica hali stała w jednym wielkim korku, ale w końcu się udało.
Sama Arena Gliwice jest bardzo czytelnie rozplanowana i bez trudu znaleźliśmy nasz sektor i miejsca. Punktualnie o 18.00 imprezę rozpoczął fajnie przygotowany pokaz pirotechniczny, powtarzany potem w krótkich przerwach między kolejnymi wyścigami. Dzieciaki były zszokowane i zachwycone. Następnie na tor wbiegły cheerleaderki, których kolejne występy były chyba najsłabszym elementem całości. Przykro było patrzeć, jak tracą równowagę na piaszczystym podłożu, poza tym nie jestem fanem samej idei tego typu dopingu. Czasy się zmieniają i wolałbym widzieć te dziewczyny w rywalizacji na torze niż w skąpych strojach machające pomponikami. Ale co kto lubi…
Lepiej niż w TV
Minusem wielu wydarzeń motorsportowych jest to, że będąc na miejscu nie ogarniamy wzrokiem całego toru. W przypadku SuperEnduro jest zupełnie inaczej – z wysokich trybun doskonale widać całą trasę. Dzięki temu wyścigi ogląda się jak w telewizji i jedyny minus to brak powtórek co lepszych akcji. Wyścigi są niezwykle widowiskowe, nie brakuje karamboli na pierwszych metrach, pojedynków łokieć w łokieć, rzucania motocyklami i efektownych upadków. Moja żona, z zawodu fizjoterapeutka, z coraz większymi oczami analizowała potencjalne kontuzje…
W tych zmaganiach do ostatniej chwili nic nie jest pewne – nawet lider prowadzący z dużą przewagą może zaliczyć glebę lub utknąć za dublowanym przeciwnikiem. Do ostatnich sekund nie wiadomo, jak zakończy się wyścig. No i ten ryk silników przeszywający halę i zapach spalin… ciary!
Wielkie pochwały należą się organizatorom za utrzymanie wartkiego tempa całej imprezy. Trwała ona zaledwie trzy godziny, w czasie których rozegrano po kilka wyścigów w klasach Open, Junior i Prestige, a w przerwie na uproszczonej trasie zaprezentowały się dzieciaki w pokazowym wyścigu Kids Race. Nie siedzieliśmy tam bez sensu cały dzień, nie było żadnych dłużyzn, które zdarzają się na innych imprezach sportowych. Moja pięcioletnia córka, która zazwyczaj nudzi się szybciej niż Tadek Błażusiak lata po wertepach, dobrze się bawiła do samego końca i nawet nie zdążyła spytać, kiedy wracamy. Przyjechaliśmy jak do teatru i był to teatr, tyle że sportowy.
Co w przyszłym sezonie?
W przyszłym, a w zasadzie jeszcze w tym, gdyż kolejne zmagania Mistrzostw Świata SuperEnduro rozpoczną się pod koniec roku. Na ten moment potwierdzona jest runda w Krakowie, być może dojdzie też w Gliwicach. Niezależnie od tego, gdzie zawody będą rozgrywane, warto się tam wybrać. Nawet jeśli nie jesteście fanami czystego sportu, docenicie widowisko na najwyższym światowym poziomie. Wasi bliscy również.
Klasyfikacja generalna Mistrzostw Świata FIM SuperEnduro:
- Billy Bolt (Wielka Brytania) – 310 pkt
- Jonny Walker (Wielka Brytania) – 260 pkt
- Taddy Błażusiak (Polska) – 194 pkt
- Cody Webb (Stany Zjednoczone) – 192 pkt
- Dominik Olszowy (Polska) – 140 pkt
- Cooper Abbott (Stany Zjednoczone) – 123 pkt
- Diogo Vieira (Portugalia) – 121 pkt
- Norbert Zsigovits (Węgry) – 89 pkt
- Will Hoare (Wielka Brytania) – 82 pkt
- Alfredo Gomez (Hiszpania) – 66 pkt