SV650A jest smukły, zwinny i błyskawicznie przykleja się do kierowcy. Manewry parkingowe nie sprawiają problemów, a przyjemności przetaczania motocykla dorównuje tylko przyjemność przetaczania krwi przy jednoczesnym oglądaniu Fashion TV.
Czyni to z SV-ki idealnego mieszczucha, który bardzo sprawnie wykona slalomy między sznurami aut i wciśnie się w kawałek wolnego miejsca między ozdobnym drzewkiem a ścianą galerii handlowej. Po raz kolejny Suzuki potwierdza moje długotrwałe obserwacje – to jedna z nielicznych firm, które lusterka wsteczne projektują z myślą o ich używaniu. Widoczność jest znakomita, nawet dla tak wyrośniętych kartofli jak ja.
Skrzynia skarbów
Silnik i skrzynia biegów to również starzy koledzy z wojska, którzy wspólnie niejedną generację kotów zgnębili. Zestaw ten znany jest chociażby z superprzebojowego V-Stroma 650 i jest jedną z moich ulubionych konstrukcji. Silnik przyjemnie ciągnie od samego dołu, ale nie zmusza do zachowania nerwów ze stali i najwyższego poziomu koncentracji.
Byle kichnięcie nie powoduje przeskoczenia w prędkość absurdalną, a chwilę później ku Światłu. Nie ma również mowy o marudzeniu na asfalcie, jest to dla mnie (i tysięcy innych motocyklistów, czego dowodzą wyniki sprzedaży) optymalna ilość żwawych kucyków pod zbiornikiem. Każdy z sześciu biegów wskakuje pewnie i precyzyjnie, a charakterystyka V-twina nie zmusza do ich częstej zmiany.
Arystokratyczną powściągliwość muszę jednak zachować przy ocenie pracy hamulców i zawieszenia. Fakt, że muszą znosić obciążenie w postaci honorowego prezesa miłośników cholesterolu, ale mogłyby to robić z większym poświęceniem. Mój redakcyjny kolega Rafał, który w maju podzielił się pierwszymi wrażeniami na temat tego modelu, zarzucił hamulcom nieprzyjemną gumowatość, natomiast chwalił zawieszenie dobrze pracujące w zakrętach.
Ja akurat mam odwrotne spostrzeżenia. Hamulce nie wyrywają zębów, ale też nie skłaniają do spontanicznych modlitw. Po prostu są i robią – dla jednych będą słabe, dla innych w sam raz.
Samo zawieszenie to moim tłusto-ciężkim zdaniem najsłabszy element tej układanki. Buja jak fotel dziadka, a w zakrętach, które powinny być żywiołem tej maszyny, najbardziej cieszy ich koniec. Zwyczajnie nie mam pewności, co szanowny Pan Japończyk za chwilę wykona. Jest mięciutki jak kaczuszka z reklamy płynu do płukania tkanin.
Dynamiczne zmiany prędkości jazdy powodują nieprzyjemne kołysanie na osi przód-tył, a złożona w zakręcie maszyna nieprzyjemnie pulsuje, strasząc wystrzeleniem w przydrożne pole kukurydzy. Prawdopodobnie pomogłaby wizyta u specjalisty znachora od regulacji zawieszeń.
Motocykl jest w miarę wygodny – jedyny warunek to prawo jazdy kategorii A, czyli brak konieczności zajmowania miejsca pasażera. Ten ma do dyspozycji skromny kawałek kanapy i magiczny skórzany pasek, o którym pierwsze wzmianki znajdujemy w celtyckich runach, natomiast rzeczywistej funkcji nie znamy do dziś. Chodzą słuchy, że Bolesław Chrobry stosował podobne urządzenia jako karę za pozamałżeńską gimnastykę i pod pasek ten, mocowany na końskim siodle, trafiały juwenalia nieszczęsnych średniowiecznych Donżuanów. Jestem w stanie uwierzyć, że tych dwóch motywów nie dzieli wcale tysiąc lat i tysiące kilometrów.
Pozycja kierowcy jest w miarę komfortowa, choć warto mieć poniżej 180 cm wzrostu. Wyższym zdecydowanie polecam V-Stroma 650 albo zastrzyki na bolący kręgosłup. Przeloty miejskie są czystą przyjemnością, gorzej robi się na dłuższych trasach. Brak ochrony przed wiatrem i deszczem jest sprawą oczywistą i zagadnieniem z gatunku „widziały gały co brały”.
Warto więc zaprzyjaźnić się z sympatyczną pogodynką, by w razie słoty korzystać z innych atrakcji. Pierwotny zachwyt po 200 kilometrach zmienia się w listę dialogową z Apokalipsy – przekleństwa i zgrzytanie zębów. Warto więc przemyśleć wykorzystanie tej maszyny przed zakupem.
Goły i wesoły
Do dalekiej turystyki nie zachęcają także możliwości przewozu bagażu. Standardowo trzeba zdać się na plecak, tankbag i jakiś patent do mocowania bagażu na siedzeniu pasażera. Bo obecności pasażera chętnego na daleki przelot tym wehikułem nie podejrzewam. Czasy pielgrzymów sypiących groch pod kolana na drodze do Częstochowy zdaje się odeszły.
Kilka dni spędzonych w siodle nowego SV650A pozostawia bardzo mieszane uczucia i sporą trudność w określeniu własnego stosunku do tej maszyny. Na pewno jest to dobry krok po nieszczęsnym Gladiusie. Z drugiej strony ciężko chyba było o gorszy, a apetyt był bardzo duży. Nowa SV-ka nie zachwyca, ale też nie odstrasza. Jest typowym miejskim nakedem, którego polubią zdeklarowani fani tej klasy motocykli. Zdecydowanie odzwierciedla swoją klasę cenową. Panie i Panowie z Suzuki – więcej życia prosimy, konkurencja powoli leci w kosmos i dobre wspomnienia niedługo przestaną wystarczać.
Porażające nagromadzenie metafor …
Choć życzę jak najlepiej marce Suzuki to sądzę że SV zostanie zjedzone przez MT-07
Ciekawe masz spostrzeżenia na temat hamulców i zawieszenia. Ja mam zupełnie odwrotnie. Tak się składa ze kupiłem nowa sv’ke we wrześniu i do tej pory przejechałem nią ponad 2000 km po górskich, krętych i przyczepnych norweskich drogach. Przedni hebel jest tępy, słabo dozowalny i po prostu slaby. Brakuje siły hamowania. Na przyszły sezon, obowiązkowo miekksze klocki hamulcowe na przód. Można zapomnieć wg mnie o stoppie, bo widelec jest zbyt miękki do tego i nurkuje, choć nie dobija. Tyl działa o wiele lepiej w połączeniu z dość mocno hamującym silnikiem. Powiedziałbym ze robi podobna robotę co przód w tym motocyklu, a to niespotykane. ABSu nie udało mi się doświadczyć, chociaż próbowałem. Drogi sa chyba zbyt czyste i przyczepne w Skandynawii. Co do zawieszenia, dla mnie ideal. Waze poniżej 80 kg przy wzroście 176 cm. Udany kompromis miedzy sportem a komfortem. Pozwalający na wiele w zakrętach i dość długie przeloty bez zatrzymania. Spalanie miedzy 3,8 a 4,5 jest bardzo ok. Regularnie pozwala tankować co 290 km. Silnik i skrzynia sa mistrzowskie. Yamaha mogłaby się uczyć od Suzuki kultury pracy i precyzji skrzyni, a wiem to bo mam tez nowa Yamahe. Wyświetlacz tez jest super czytelny, nawet w ostrym Słońcu.
Co do całej reszty zgadzam się z autorem testu, ciężko o lepszy motocykl z tego segmentu za tak niska cenę.