Zatrzymuję się w końcu urzeczony widokiem, który mógłby rozbić w pył nawet najbardziej odporne na piękno serce. Stoję z otwartymi ustami i na dłuższą chwilę zapominam gdzie jestem, po co tu przyjechałem i dokąd w ogóle jadę. Paweł, po walce ze zmasowanym atakiem zakrętów również po staje obok mnie i razem wpatrujemy się w panoramę nieprzebranych skarbów serbskiej natury.
Nie przychodzą mi teraz do głowy jakieś wymyślne frazy, które byłyby w stanie opisać co czuję – mózg zajęty przetwarzaniem obrazu podsyła mi tylko tymczasowe wulgaryzmy, którymi jak taśmą naprawczą zalepiam brakujące słowa i daję upust nagromadzonej radości.
Zbieramy się. Resztkami krętej drogi docieramy na przedmieścia Bajiny Baszty. Tankujemy, a Paweł idzie na papierosa nad brzeg Driny. Po chwili macha do mnie podskakując jak emerytowany gwiazdor rocka. Podjeżdżam na żwirowy parking i widzę jeden z naszych celów – Dom na Drinie.
Dom na Drinie
Domek zbudowali w 1969 okoliczni chłopcy jako miejsce do opalania i odpoczynku. Materiały do budowy transportowali łodzią, a większe spławiali nurtem rzeki. W domu jest tylko jeden pokój.
Choć wysoki poziom Driny kilkakrotnie porywał mały domek, jego gospodarze zawsze szukali go i umieszczali na miejscu. Stoi tam już ponad 40 lat.
Cieszy nas ta niespodzianka. Zastanawialiśmy się gdzie dokładnie może być to cudo, a tymczasem ono samo wpada w nasze ręce. Ot, takie podróżnicze szczęście.
Mamy dzisiaj w planie dotrzeć do Czarnogóry, konkretnie na przejście Scepan Polje, gdzie czeka na nas nocleg w zaprzyjaźnionym pensjonacie Blue River Tara. Po drodze chcemy jeszcze zobaczyć najkrótszą rzekę świata – Vrelo. Jej długość to zaledwie 365 metrów – z powodu analogii do ilości dni nazywa się ją czasem Rzeką Roku. Mimo, że nie może poszczycić się imponującą długością, kończy się pięknym, wielopoziomowym wodospadem.
Wieczór coraz bliżej, a do Czarnogóry jeszcze spory kawałek drogi. Zostawiamy zatem Vrelo i dosłownie kawałek dalej skręcamy do Parku Narodowego Tara i wspinamy się bardzo stromą i pełną ślepych zakrętów drogą. Szafirowa toń Driny błyska nam gdzieś z dołu, ale nas znów niczym narkotyk, porywa amok zakrętów i dajemy się ponieść drodze, zapominając o zdjęciach, planach i całym świecie.

Paweł przytomnie zatrzymuje się i sugeruje, by wrócić nieco niżej. Droga zaczyna wrzynać się w las i potem nie będzie już okazji do dobrych zdjęć. Zawracamy i przez chwilę zastanawiamy się jak zmieścić na matrycy aparatu coś, co trudno ogarnąć nawet umysłem.
Jedziemy dalej. Kręta, zarośnięta droga sprawia wrażenie, jakby nikt nie używał jej od lat. Głębokie na kilka centymetrów dziury wykwitają nieoczekiwanie za zakrętami w towarzystwie dekoracji ze świeżo mielonego żwiru i mułowo-liściastego sosu. Trzeba bardzo uważać; na szczęście poza nami niemal nikogo tutaj nie ma – po drodze mijamy tylko ciężarówkę i jeden samochód.
Tara okazuje się miejscem dzikim, niechętnym turystycznej infrastrukturze. Przypomina mi klimatem naszą Autostradę Sudecką, zwłaszcza odcinek między Mostowicami a Międzylesiem – tam również mało kto się zapuszcza, co czyni tamto miejsce wyjątkowo nieprzystępnym i tajemniczym.
Z deszczu pod Tiranę
Zmęczeni kierujemy się w stronę planowanego noclegu mijając po drodze bośniacki Visegrad i Gorażde – każde z miast zasługuje na to, by spędzić tutaj choć jeden dzień. Nie mamy aż tyle czasu, a poza tym jesteśmy już wyczerpani i tęsknimy za zimnym piwem.
Do Scepan Polje docieramy około dwudziestej. Ogarniamy się z grubsza, próbujemy rozlokować w przyciasnym pokoju i oddajemy się rozkoszom stołu. Snujemy plany na następny dzień. Chcemy dotrzeć do kultowej wioski Theth w Górach Północnoalbańskich. Paweł krzywi się na samą myśl – jazda po górskich szutrach maxiskuterem to nie jest jego idealny sposób na podróżowanie.
ponad 300 metrów to raczej nie jest najkrótsza rzeka świata
Mieszkałem dziesięć lat w Wielkiej Brytanii i nigdy nie zauważyłem jakiś konfliktów na tle religijnym. Zażyłości i przyjaźni że strony muzułman napotkałem dokładnie tyle, co ze strony chrześcijan, hindu, sikhów, żydów i pogan. Weź chłopie przejedź się na Zachód, porozglądaj i się uspokuj ze swoimi komentarzami.
10 lat w WB i nic nie zauważyłeś???? O człowieku wyleź z nory i zacznij naprawdę patrzeć może wówczas zmienisz zdanie.
Wyjdź Ania z medialnej nory i zacznij naprawdę patrzeć może wówczas zmienisz zdanie…
Nie ma idealnego assistance ! 2-3 godz to norma oczekiwania , zwrot kwoty za hotel do 75 eu ( za granicą ) na osobę to są całkiem uczciwe kwoty w europie a tym bardziej na Bałkanach . Piękny reportaż, w maju pojadę waszą trasą . Pozdrawiam
Dzięki za relacje. Wiesz może co z Rometem się stało? Jaka była przyczyną awarii? Pozdrawiam
Nie wiem niestety. Producent twierdził, że to kwestia regulacji sprzęgła, ale nie przekonały mnie jego argumenty.
Witam.
Bywa różnie widać.
Dwa razy korzystałem z assistance z Allianza i jestem jak najlepszego zdania.
Raz przywieźli mnie z Czech razem z motorem, i raz dostarczyli we Włoszech do serwisu.
Mam zupełnie inne zdanie o tym ubezpieczeniu.
Powodzenia
Hej pamiętasz może jakie są opłaty-jadąc motocyklem- za autostrady w Serbii ? Czy to stawki takie jak za samochody osobowe czy inne ?
Uwielbiam podróże po Bałkanach motocyklem.Być może w tym roku pojadę waszą trasą.Bardzo fajnie czyta się opis wycieczki.Jeżdziłem chińczykiem 125 jeden sezon-wszystko się może zdarzyć.Japończyk kosztuje i wraca o własnych siłach.