Firma Ligtning Motorcycles od lat odnosi duże sukcesy w segmencie motocykli elektrycznych, a dziś idzie o krok dalej. Jej prezes właśnie ogłosił plany zbudowania maszyny, która na jednym ładowaniu pokona 800 km z San Francisco do Los Angeles.
Choć dla wielu z nas brzmi to fatalnie, to pojazdy napędzane silnikami spalinowymi przezywają właśnie swój “fin de siècle” – wciąż są najpopularniejszą opcją, ale ich koniec jest bliski. Jeśli odrzucimy wszelkie “wartości dodane”, takie jak przyjemne mrowienie na kierownicy czy rasowy ryk silnika, to nowoczesne pojazdy elektryczne pod niemal każdym względem przewyższają spalinowe. Są tak samo szybkie, a przy tym ciche, ekologiczne i tańsze w eksploatacji. Ten jeden, za to potężny minus, to mizerny zasięg na pojedynczym ładowaniu.
Zarząd firmy Lightning Motorcycles konsekwentnie dąży do usunięcia tej bariery. Komu jak komu, ale im akurat można wierzyć – ich elektryczne motocykle przełamywały już wiele granic, m.in. ustanawiały rekordy prędkości oraz wygrywały słynny wyścig Pikes Peak. Obecny cel konstruktorów firmy to maksymalne zwiększenie pojemności baterii, czego dowodem ma być przejazd z San Francisco do Los Angeles na jednym ładowaniu. Jest to dystans, bagatela, równych 500 mil, czyli 800 km.
Obecny rekord wśród pojazdów elektrycznych należy do aut Tesla, które jednorazowo mogą pokonać do 500 km. Dystans 800 km jest bardzo ambitny – nie mogą mu w tej chwili sprostać nawet najbardziej oszczędne motocykle z silnikami spalinowymi. Jeśli plany Lightninga zostaną zrealizowane, jeden z ostatnich argumentów przeciwko zielonemu napędowi może upaść, zwłaszcza wśród motocyklowych turystów.
… bez przedwczesnych euforii, przynajmniej w takim kontekście postrzegania ekologii w jakim większość krótkowzrocznych ją postrzega. Ekologiczny bo ładowany z gniazdka ? możliwe tylko skąd się wzięło to co w gniazdku, czyż nie z elektrowni z ogromnymi dymiącymi kominami napędzanych węglem ? (przynajmniej w polskiej rzeczywistości), a jeśli z “czystego”reaktora jądrowego to gdzie dziewają się nie specjalnie ekologiczne odpady radioaktywne? A co z kosztowną produkcją oraz utylizacją akumulatorów ołowiowych, odpadów niezwykle niebezpiecznych ekologicznie? wreszcie- sama produkcja takich pojazdów oraz ich fabryki raczej nie są napędzane kołami młyńskimi tylko w większości przypadków sprowadzają się do początku mojego wywodu itd. itp. To ja się teraz pytam ile tak naprawdę jest tej ekologii w ekologii ? … .
Brawo Kolego, podzielam Twoje zdanie. To jest głos rozsądku.
Sam zasięg pojazdów elektrycznych nie jest aż takim problemem, jak długotrwałe ponowne ładowanie akumulatora. Gdyby udało się skrócić czas ładowania do tych kilku minut jak w przypadku tankowania, to motocykle elektryczne zaczną zdobywać zwolenników.
Fajnie, jestem “ZA”. Widzę tutaj tylko jeden poważny problem: załóżmy hipotetycznie, że jestem na wyprawie motocyklowej. Przejechałem te 800km (bo się zagapiłem, bo nie było możliwości po drodze itd.) i jestem w polu pod namiotem. Rano się budzę, chce jechać a tu echo… Do celu: jeśli ładowanie ma się odbywać jedynie na zasadzie podłączenia do sieci i ładowanie przez X godzin, to na motocykl turystyczny nadaje się średnio (nie zawsze można liczyć aż na taką gościnność gospodarza, którzy by użyczył swojego prądu). Kiedyś o tym myślałem i jedyne sensowne rozwiązanie to wymienne moduły akumulatorowe, które wymienia się na stacjach paliw i można jechać dalej od razu. Tyle że do tego BARDZO daleka droga bo w biznesie producentów i dystrybutorów paliw ciekłych jest jak najdłuższe przeciąganie w czasie technologii elektrycznych a drugi problem to konieczność standaryzacji modułów akumulatorowych bo trudno wymagać od stacji paliw żeby posiadała u siebie zawsze kilka modułów do każdej marki (i modelu!). Niemniej jestem ZA i czekam na dalsze postępy prac. Jeśli nie będzie problemów z naładowaniem sobie w trasie motocykla to natychmiast ustawiam się w kolejkę chętnych do zakupu. Ryczące wydechy jakoś mnie nie kręcą więc cisza w czasie przyspieszania nie będzie mi przeszkadzała ;)