Triumph Trophy poprzedniej generacji jest motocyklem trochę zapomnianym i niedocenianym. Może to dziwić – dwie wersje silnikowe i niezrównany komfort czynią z tego motocykla znakomitego kompana w dalekiej podróży.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Bednarek
Triumpha Trophy 1200 sprowadziłem kilka lat temu z Kanady, gdzie mieszkałem i pracowałem jako inżynier nadzoru budowlanego. Specyfika pracy pozwalała mi dużo podróżować motocyklem. Najpierw był to BMW R 1100 RT a następnie kupiłem właśnie Trophy.
Design motocykla trudno uznać za ponadczasowy. Krągłe linie, obłości i przede wszystkim „owadzie” reflektory już dawno pokryły się stylistyczną patyną. Jedenaście lat temu, kiedy kupowałem ten sprzęt był to jednak szczyt nowoczesnego wzornictwa. Trophy to wzór motocyklowego komfortu – siodło zaczyna nieco doskwierać po 400 – 500 km ale wystarczy wtedy krótka przerwa by całkowicie pozbyć się dyskomfortu. Również pasażerka nie narzekała na niewygodę, zwłaszcza kiedy za jej plecami znajdował się topcase z oparciem. Przemierzyliśmy trasę Vancouver – Toronto dwukrotnie i była to czysta przyjemność.
Nieco dziwacznie wyglądająca szyba znakomicie chroni przed naporem wiatru i deszczu. Utrzymane w klasycznym stylu zegary są bardzo czytelne, zaś umieszczone w bocznych owiewkach małe schowki przydają się do trzymania drobnych, mapy lub portfela.
Pozycja za kierownicą jest typowo turystyczna, wyprostowana. Przy moich 176 cm swobodnie dotykałem nogami ziemi, jednak ktoś o wzroście ok. 160 miałby z tym spory problem. Mój egzemplarz wyposażony jest w czterocylindrowy silnik o pojemności 1200 cm3 zasilany gaźnikiem. Niewysoka jak na tę pojemność moc 108 KM osiągana jest przy 9 000 obr/min. Napęd dostrojono pod kątem elastyczności – moment obrotowy wynosi 104 Nm i dostępny jest od 5 000 obr/min. Spalanie jest na akceptowalnym poziomie – podczas jazdy z pełnym obciążeniem w dalekiej trasie Vancouver – Toronto Trophy przejechał średnio 35 mil na galonie, czyli spalił ok. 6,7 l/100 km. W Polsce to spalanie jest nieco wyższe, ok. 7 – 7,2 l /100 km. Na jednym baku (25 l) można zatem przejechać ponad 300 km.
Dość sztywne zawieszenie lepiej jednak czuje się w zapewnianiu komfortu niż w dynamicznej jeździe po łukach. Gwałtowne manewry powodują wyczuwalną nerwowość Trophy. Najprzyjemniej podróżuje się nim po łagodnej trajektorii z prędkościami 90 – 140 km/h.
Hamulce są bardzo skuteczne zarówno podczas jazdy solo, jak i z pełnym obciążeniem. Skok dźwigni jest przy tym dość spory ale w zamian oferuje ona bardzo dobrą dozowalność. W seryjnym wyposażeniu znajdowały się boczne kufry, do których dokupiłem jeszcze akcesoryjny topcase.
Ze względu na niewielką popularność tego motocykla, jego ceny na rynku wtórnym nie są wygórowane. Problemem jest jednak mała podaż. Ten sprzęt mogę polecić miłośnikom turystyki, którzy tak jak jak czują niechęć do wszechwładnej elektroniki. W Trophy najbardziej elektronicznym urządzeniem jest immobilizer.
I to jest właśnie test – po przejechaniu wielu kilometrów dopiero można się pokusić o jakieś opinie na temat motocykla.
Pytanie do autora: Jakie miałeś wrażenia po przesiadce z Beemki, mam na myśli rezygnację z wału na rzecz łańcucha – zarówno pod względem właściwości jezdnych, jak i eksploatacji.
Ja zawsze miałem słabość to tego modelu. Kilkakrotnie do niego podchodziłem, za każdym razem jakaś „życzliwa osoba” mi wybijała to z głowy. Teraz żałuję. Co do stylistki, to właśnie dla mnie jest ponadczasowa. W zielonym kolorze można go tylko porównać do Jaguara Typu-E, okrągłe zegary, miks komfortu ze sportem, duża klasa. Motocykl nie doceniony, być może przez jego 4 gary w wersji 1200, ale 900 jest bliższa typowego refleksu na temat Triumph-a. A poza tym gość dosiadający ma coś w sobie co doceniam, tzn. antykonformizm, a to dla mnie bardzo jest ważne.
Ariel, jeżeli chodzi o wrażenia ogólne, to przesiadka na Triumpha była znakomita decyzją. Jedyne w czym RT był lepszy to wygodniejsza kanapa. co do kardana – wprawdzie był bezobslugowy jednak podczas przyspieszania nie pracował płynnie, i dość agresywnie reagował na zmianę obciążenia. Łańcuch jest dobrym rozwiązaniem o ile, pamiętasz o smarowaniu. Ja osobiccie w swoim RT z wałem żadnych technicznych problemów nie miałem, ale z tego co wiem nie jest to regułą
Super