Wstajemy w dobrym zdrowiu, jest dobrze, ale tak zimno to nawet w Polsce nie było. Zakładamy pierwszy raz polary, ciuchy termo i jedziemy dalej. Pojawiają się problemy z motocyklem, tradycyjne podczas moich wyjazdów. Tracę sprzęgło, podejrzewam, że spaliłem je podczas szukania noclegu na polu. Szybka decyzja i kontynuujemy podróż do czasu, aż motocykl nie wyląduje w krzakach.
Jedziemy dalej – ale nie do Rumunii. Zmiana trasy, która nastąpiła w Skopje skierowała nas do Grecji. Ciśniemy tam ubrani jak w listopadzie na północy Szwecji. Bułgarskie drogi są w większości dobrej jakości. Do czasu dojazdu do miejscowości Gewgelija – tam jak wpadnie ktoś motocyklem w dziurę to do połowy.
Docieramy do granicy z Grecją, szybka odprawa i nagle szok, uderzenie gorąca, jakby inne pomieszczenie, zdejmuję mokry od potu polar i jedziemy, już nie do Salonik, Chalkidiki wydają się atrakcyjniejsze. Same Saloniki mijamy autostradą – ruch spory, ale cały czas droga dobrej jakości, docieramy na środkowego palucha i szukamy noclegu. Widoki typowe dla Grecji – szare skały. Odnajdujemy camping z możliwością płatności kartą, nad morzem za całe 25 euro, szok.
Ciekawostką jest, że w Grecji karta płatnicza przyda się tylko w dużych sieciówkach, nam udaje się zapłacić za camping 5-gwiazdkowy, poprzedni nie miał takiej możliwości. W sklepach płaci się gotówką, na stacji za paliwo również, nawet na autostradzie ciężko znaleźć taką, na której się uda. Bankomaty akurat wtedy były oblegane i mieszkańcy mogli wypłacać tylko do 50 euro. Jak się okazuje ja mogę więcej.
Następnego dnia, na stacji przy autostradzie pewien Niemiec żąda paragonu. Grecy nie potrafią używać kasy, wszystko liczą na kartce. Dostrzegam jak bardzo nasz kraj jest rozwinięty, bankomat na każdym kroku, możliwość płacenia w każdym prawie sklepie kartą z potwierdzeniem i paragonem. Tutaj tego nie ma.
Następnego dnia udajemy się za Aleksandropolis, dziś również się nic nie dzieje, z wyjątkiem braku euro na bramkach. Dostajemy pokwitowanie i mamy wpłacić 2,5 euro za przejazd przelewem do 30 dni. Jeśli tego nie zrobimy, zostanie naliczona 50-krotność tej kwoty. Dostaliśmy razem dwa takie kwitki, bomba. Wybieram wspomniane wcześniej pieniądze i szukamy kolejnego noclegu, na który bardzo szybko trafiamy.
Ceny w Grecji są najwyższe podczas całego wyjazdu – czy to puszka tuńczyka czy nocleg. Rozkładamy namiot na campingu – jako jedyni. Zajmuje mi to już z 3 minuty. Potem do morza, zjeść, umyć się i spać…
Turcja za droga
Rano tradycyjnie – wstać, zjeść, jechać… tym razem do Turcji. Docieramy do granicy – grecka bez problemów, na tureckiej zaczynają się schody. Nie mamy wiz, jej koszt na miejscu to 20 euro od osoby. Trochę to dla nas za dużo jak za przejazd do Bułgarii, wiec darujemy sobie. Nasza rezygnacja stwarza niemałe zamieszanie, trzeba każdemu z osobna tłumaczyć dlaczego zawracamy. Ciężka sprawa, ale się udaje, sprawa załatwiona w około godzinę i wracamy.
Yeah, nie dość, że byłem we Włoszech to jeszcze w Turcji, cóż za wakacje. Kolejna ciekawostka – nie wiem dotyczy to tylko nas, czy wszystkich, ale nie można robić zdjęć stojącemu wojsku i straży granicznej. W Kosowie wyglądało to inaczej.
Wszystko fajnie,ale jechać w trasę kilka kkm z jakimkolwiek wyciekiem? Ech,uroki młodości:)
Jak autor wspomniał dobranie odpowiedniego towarzystwa (wspólnych ziomków) do podróży pół sukcesu. Raz pojechałem z kimś kogo wcześniej nie znałem w trasę. Szkoda nerwów każdy ma inny styl jazdy inne prędkości przelotowe, więc dobrane towarzystwo musi być odpowiednie. Z ekipą,z którą byłem w Pradze aż chce się jeździć :-)
Fajny wyjazd :) I do tego z przygodami :)
Gratulacje:)
Przed komentowaniem o strzelaniu polecam lekturę MSZ na temat danych państw, aby nie było kolejnych nieporozumień co do opisów, bo robi to widzę niemały problem. :)
https://polakzagranica.msz.gov.pl/Republika,Kosowa,XKX.html
Zajebista wycieczka , tylko ten kolega na GSF – sierota jakaś nieogarnieta…