Plan jest prosty, ale coś idzie nie tak. Po przejeździe wschodnimi górami Czarnogóry docieramy do Serbii. Decydujemy się przejechać jednak przez Kosowo, na polskich rządowych stronach kraj przedstawiany jest jako kraina zombie, gdzie każdy tylko patrzy by cię okraść i zabić. To okazuje się jedną wielką bzdurą – w Serbii tankujemy na wszelki wypadek do pełna, w końcu mamy jechać po śmierć.
Na granicy wita nas wojsko, chyba ONZ. O dziwo straż graniczna serbska i kosowska siedziała blisko siebie i nikt nie strzelał. Poinformowani o konieczności kupna ubezpieczenia w pierwszym mieście ruszamy. Tuż po przekroczeniu granicy miałem ochotę zawrócić – mało tego że wszędzie pojazdy wojskowe, to przez kilkanaście kilometrów nie spotkaliśmy nic. Potem sytuacja się poprawia – machają do nas ludzie pojawiają się jakieś samochody, domy w budowie – normalne, trochę biedniejsze życie.
W Mitrowicy kupujemy ubezpieczenie i gnamy do Macedonii, przez cały kraj główną drogą jeden wielki korek. Przed Prisztiną z paru pasów robi się nagle nie wiadomo ile – żadnego ładu, żadnego porządku, każdy robi co chce. Na szczęście ja mam taką jazdę we krwi, więc sprawnie Yamahą z wystającymi kuframi gnamy do przodu.
Stolicę omijamy, nie ma tam nic do zobaczenia, przynajmniej nic o czym wiem. Kolejnym przystankiem jest zarezerwowany nocleg w Skopje. Wjazd do Macedonii nie różni się od innych – szybkie sprawdzenie paszportów, dziękuję do widzenia. W Macedonii robię się już całkiem odważny i przekraczam prędkość. Każdy tak robi, do czasu, aż w wiosce, kiedy jadę około 80 km/h, za późno spostrzegam policjanta mierzącego prędkość.
Ten macha do mnie z daleka – no pięknie, pierwszy mandat, a może łapówka, a jeszcze gorzej więzienie a potem śmierć. Jakie jest moje zdziwienie, kiedy policjant nie pokazuje mi abym zjechał, tylko spokojnym ruchem daje do zrozumienia, że mam jechać wolniej. Niesamowite. Ulga na sercu i na ręce, która robi się trochę lżejsza. Docieramy do Skopje, przed samą stolicą kolizja, znowu się dzieje co chce, a policja, która jest na miejscu, nie robi nic.
Halo gotówka
Skopje jest kolejnym punktem, który trzeba zobaczyć. Mimo, że miasto cały czas w remoncie, to robi kolosalne wrażenie. Wszystko ogromne, setki, jak nie tysiące pomników, w każdym miejscu. Zwiedzamy ile się da, na pewno tam wrócę za parę lat jak dokończą budowę. W stolicy stajemy w miejscu gdzie jeszcze niedawno były zamieszki. Po prostu miasteczko namiotowe i narodowa muzyka w tle, znowu nikt nie strzela. Żyjemy. Nocleg w domu ze śniadaniem… Znów planujemy i wyskakuje nam genialny plan zmiany trasy.
Rano wstajemy, jemy śniadanie, pakujemy graty i jedziemy zgodnie z nowym planem do Bułgarii. Walimy prosto do Sofii, bez żadnych przygód. W samym mieście chyba coś się dzieje – jest pełno policji przygotowanej do jakiejś demonstracji. Cyrlica nie pomaga, w Sofii nie znajdujemy punktu informacyjnego, mimo że na mapach jest zaznaczony.
Korzystając z fastfoodowego WiFi szukamy campingu. Niczego nie ma, robi się późno, na nocleg w mieszkaniu za późno. Jedziemy szukać campingów, trafiamy do jakiegoś hotelu w wiosce, ale mimo że otwarty, nikogo tam nie ma. Trudno, wbijam na polne drogi szukam polany. Po około 2 godzinach szukania znajduję idealne miejsce na namiot, rozbijamy się, jemy i wyczekujemy aż ktoś nas zastrzeli.
Wszystko fajnie,ale jechać w trasę kilka kkm z jakimkolwiek wyciekiem? Ech,uroki młodości:)
Jak autor wspomniał dobranie odpowiedniego towarzystwa (wspólnych ziomków) do podróży pół sukcesu. Raz pojechałem z kimś kogo wcześniej nie znałem w trasę. Szkoda nerwów każdy ma inny styl jazdy inne prędkości przelotowe, więc dobrane towarzystwo musi być odpowiednie. Z ekipą,z którą byłem w Pradze aż chce się jeździć :-)
Fajny wyjazd :) I do tego z przygodami :)
Gratulacje:)
Przed komentowaniem o strzelaniu polecam lekturę MSZ na temat danych państw, aby nie było kolejnych nieporozumień co do opisów, bo robi to widzę niemały problem. :)
https://polakzagranica.msz.gov.pl/Republika,Kosowa,XKX.html
Zajebista wycieczka , tylko ten kolega na GSF – sierota jakaś nieogarnieta…