Ilu motocyklowych turystów, tyle zasad, haseł i metod działania. Nie jestem żadnym tytanem w tej dziedzinie, ale coś tam już przejechałem, zobaczyłem i przeżyłem. Zauważyłem powtarzalność niektórych schematów, które pojawiają się w każdej podróży motocyklowej. Zebrałem je w tym artykule, który – jak mam nadzieję – może pomóc zwłaszcza początkującym entuzjastom wyjazdów na jednośladach.
W turystyce motocyklowej nie ma wielkiej filozofii – ot, pakujesz się i jedziesz, wcześniej wybierając ogólny kierunek, ewentualnie przygotowując szczegółowy plan podróży. Szczerze mówiąc największym wyzwaniem w tym wszystkim jest zorganizowanie sobie wolnego czasu na tego typu podróż, zwłaszcza kiedy ma się dzieci i inne ważne zobowiązania, które potrafią atakować i przytłaczać z każdej strony.
To, na ile wyjazd będzie udany, zależy od wielu czynników. Często zdarzało mi się wracać z pozornie fajnego tripu po ciekawej okolicy, a jednak miałem poczucie, że coś się nie udało, coś mnie ominęło albo wręcz przeciwnie – wziąłem na głowę zbyt wiele i nie bawiłem się tak dobrze jak bym mógł, wróciłem zmęczony i sfrustrowany, a nie zrelaksowany. Zauważyłem, że sporo z tych rzeczy wyniknęło z pewnych schematów. Dzielę się dzisiaj nimi i jednocześnie zaznaczam, że to tylko moje zasady i odczucia. Korzystajcie z nich jak ze szwedzkiego stołu – bierzcie, co wam się przyda.
Zawsze masz mniej czasu niż myślisz
Motocykle zaginają czasoprzestrzeń. Każde, którymi udajemy się w podróż, nie tylko te superszybkie. U mnie objawia się to mocno przyśpieszonym upływem czasu. Coś tam sobie planuję na dany dzień, jem śniadanie, ruszam, tu krótki postój na zdjęcia, tam jakieś zwiedzanie, szybki posiłek i cyk – zbliża się wieczór, a z nim zapadający zmrok, zwłaszcza wiosną i jesienią. Zawsze jest mniej czasu niż się początkowo wydaje. Dlatego staram się wstawać wcześniej i działać sprawniej na każdym etapie. Chyba że z góry planuję dany dzień jako „leniwy”, na odpoczynek.
Staram się również mocno ograniczać liczbę punktów do odwiedzenia. To jest wyjazd motocyklowy, tutaj sama podróż jest atrakcją i przyjemnością. Gnanie na złamany kark od punktu do punktu i tak zazwyczaj kończy się tym, że nie zdążam zaliczyć wszystkich, a w każdym jestem tylko przez chwilę, nie mam czasu pospacerować, poczytać, obejrzeć. Mniej znaczy lepiej.
Im więcej osób, tym mniej wszystkiego
Sprawdzone. Już podróż tylko z jednym kompanem sprawia, że wszystko się przeciąga. Mniej przejedziesz i mniej zobaczysz albo zobaczysz nie do końca to, co chciałeś. Tankowania, fajek, siku-kupa, ja chcę to, on tamto… a minuty i godziny płyną. Chyba że trafisz na towarzysza idealnego, który myśli w bardzo podobny sposób jak ty. Miałem takiego, ale to bardzo rzadki skarb. Jeśli trafiłeś, dbaj, pilnuj, nie puszczaj.
Ale nawet mając taką osobę w bliskim otoczeniu uważam, że idealna liczba uczestników wyjazdu motocyklowego wynosi jeden.
Segreguj bagaż
Po kilku wyjazdach odkryłem, że ta prosta zasada jest kluczowa dla mojego samopoczucia. Należę bowiem do osób mocno bałaganiarskich, które wśród codziennego chaosu tworzą rzeczy w miarę uporządkowane – jak np. ten artykuł czy inne materiały dla Motovoyagera. W podróżny mam tak samo, jeżeli przez chwilę przestanę się pilnować, w kufrach szybko mam sałatkę z odzieży i akcesoriów. Dlatego utrzymanie porządku w bagażu, a szczególnie trzymanie różnych drobnych elementów w większych saszetkach lub torbach, jest dla mnie bardzo ważne. Nienawidzę szukać czegoś, co jest mi potrzebne teraz i tutaj.
Wprowadzając nieco konkretu, świetnie sprawdzają mi się materiałowe worki po kaskach. Oddychają i nie „kiszą” bagażu, zwłaszcza czekającej na pranie bielizny, skarpet itp. Wiem, że w Schubercie jasnym mam czyste rzeczy, w Schubercie ciemnym brudne, w Airohu przeciwdeszczówki, a w Origine np. kabelki i resztę elektroniki.
Dobrym zwyczajem, zwłaszcza na wyjazdach z noclegami w namiocie, jest trzymanie tzw. zestawu startowego gdzieś na wierzchu, np. tuż pod pokrywą kufra. Co jest w takim zestawie? U mnie klapki, szorty i materac/karimata. Po przyjeździe na miejsce kładę na trawie materac (nie muszę go nawet pompować), na niego zrzucam ciuchy motocyklowe, żeby nie walały się po brudnym podłożu. Z motocykla lubią spadać, często na rozgrzany silnik czy wydech. Zakładam szorty i klapki i dopiero tak, już na luzie, biorę się za rozkładanie namiotu.
Bądź możliwie niezależny
Wielu uważa, że im mniej rzeczy zabierasz ze sobą na wyjazd, tym lepiej… i generalnie jesteś jakby bardziej motocyklistą. Ja nie zaliczam się do tej grupy. Zwłaszcza będąc daleko od domu i w obcym kraju, wolę coś wozić i tego nie użyć, niż w razie potrzeby później szukać i się prosić, w dodatku w innym języku. Dotyczy to zwłaszcza podstawowych narzędzi, żarówek, bezpieczników, taśmy naprawczej, trytek, zestawu do naprawy opon bezdętkowych i kompresora. Liczysz na wulkanizatora z assistance np. w bułgarskich górach?
Oczywiście warto też znać swój motocykl i przetrenować wcześniej te najbardziej prawdopodobne scenariusze, jak chociażby wymiana żarówki. Jeżeli jedziesz na oponach z dętkami, naucz się je łatać i posługiwać łyżkami. Warto też wcześniej sprawdzić, z czym wiąże się odkręcenie i zdjęcie przedniego i tylnego koła. Sprawdź rozmiary i zabierz klucze, które pozwolą odkręcić nie tylko nakrętki na osiach, ale też np. elementy układu wydechowego. I jeszcze jedno, co sprawdziliśmy niedawno na Bałkanach. Jeżeli przewidujesz, że coś będziesz musiał odkręcić ręcznie, upewnij się, że nie jest maszynowo dokręcone na amen. Ciężko o klucz udarowy w środku lasu.
Zero śladu…
… a jeśli już ślad, to tylko pozytywny. W samej Europie są nas, motocyklowych turystów, pewnie miliony. Nie tylko musimy jakoś współegzystować ze sobą i z mieszkańcami odwiedzanych okolic, ale też każdym codziennym zachowaniem budujemy określony wizerunek. A z niego bierze się z kolei przychylność lub niechęć do nas na przyszłość.
Dlatego staram się uprawiać moją ulubioną aktywność tak dyskretnie, jak to tylko możliwe. Jeżeli na miejscu nie ma kosza, zabieram ze sobą absolutnie wszystkie śmieci, nie szkodzi mi również zebrać kilku dodatkowych, nie moich, jeśli akurat leżą w pobliżu. Nie jeżdżę motocyklami z przerobionym wydechem, chyba że trafi mi się testówka z akcesoryjnym i muszę. Kolejne zakazy ruchu motocykli w niektórych regionach nie biorą się znikąd, a nadmierny, bezsensowny hałas jest tu jedną z głównych przyczyn.
Nie muszę pakować się motocyklem centralnie pod każdy pomnik i atrakcję, jeżdżąc po chodniku, często między ludźmi. A już zwłaszcza nie rozjeżdżam trawników. Wkurza mnie również niepotrzebne rycie kostkami na drogach gruntowych, tam gdzie nie jest to konieczne do jazdy i kurzenie w pobliżu zabudowań. Poza asfaltem często spotykam też jeźdźców na koniach. Wtedy najczęściej wyłączam silnik i czekam aż przejadą, nic mnie to nie kosztuje, po co stresować zwierzę. O kulturze osobistej i nie robieniu bardachy po tzw. spożyciu nie muszę chyba wspominać…
Nie odkładaj planów – jest później niż się wydaje
Zakończę jak zacząłem, zahaczając o kwestię czasu. Motocykle wymagają krzepy i zdrowia, są też hobby sezonowym. I to zarówno w ujęciu rocznym, ze względu na pogodę i temperatury, jak też życiowym. Mamy w swoim życiorysie „okienko”, w którym mamy najwięcej sił i możliwości. Dlatego nie można odkładać w nieskończoność realizacji naszych podróżniczych planów i marzeń, zwłaszcza tych ambitniejszych. Fala wznosząca nie będzie trwać wiecznie, z każdym dniem jesteśmy starsi i słabsi, choróbska i inne niedyspozycje mogą pojawić się z dnia na dzień. Dlatego jeśli masz motocykl, masz siły, masz środki – planuj i działaj krótkoterminowo.
Cytując mojego przyjaciela Rafała, który kilka dni temu nas opuścił: „jedź, nie czekaj, nie ma sensu!”. I z tym was zostawiam.