Województwo świętokrzyskie. Dla wielu fantastyczne, urocze, trochę tajemnicze, ale bardzo atrakcyjne turystycznie. Dla wielu jednak zupełnie nieznane. Wraz z miejscowym motocyklistą, Dominikiem, postanowiliśmy przybliżyć wam motocyklowe atrakcje tego regionu. Gdzie pojechać jednośladem w świętorzyskim? Może tam, gdzie byliśmy my? Zapraszamy na relację z naszej pierwszej w tym roku wycieczki Motocyklowej Polski na Weekend!
Motocyklowa Polska na Weekend to akcja, w której poznajemy atrakcje naszego kraju. Atrakcje dla nas, motocyklistów. Kręte drogi, knajpy z pysznym jedzeniem, miejsca przyjazne motonitom, wspaniałe widoki oraz miejscówki pozwalające na chwile relaksu. Tego właśnie szukaliśmy w wyjątkowo słoneczny i upalny weekend sierpnia.
Zasady naszych podróży są proste. Znajdujemy lokalnego przewodnika, kogoś z was, naszych czytelników, czy widzów. Ze zgłoszeń przesłanych na naszą redakcyjną skrzynkę mailową wybieramy osobę, która – według nas – najlepiej sprawdzi się w roli kogoś, kto oprowadzi nas po nie zawsze oczywistych miejscówkach swojego województwa.
Nasz przewodnik otrzymuje od nas na weekend motocykl testowy, kask Schuberth z najnowszym interkomem SC Edge od Cardo, a także – już na zawsze – zestaw dodatkowych atrakcyjnych nagród. W sezonie 2025 partnerami naszej akcji oraz sponsorami nagród są:
- Fuchs Silkolene – producent wyjątkowych środków smarnych do motocykli i nie tylko
Dodatkowo w czasie każdego wyjazdu podróżujemy motocyklami innej marki. W tym sezonie na nasz turystyczny cykl przeznaczyliśmy cztery sierpniowe weekendy, których głównymi partnerami zostali kolejno:
Dzień pierwszy – witaj województwo świętokrzyskie
Z Dominikiem, naszym przewodnikiem, spotykamy się w piątek pod salonem Solo Motocykle Kielce. My, czyli Dawid i Brzoza, przyjeżdżamy odebranymi wcześniej od dystybutora Voge’ami – 625 i 525 DSX, natomiast nasz przewodnik odbiera nowiutkiego 900 DSX-a. Okazuje się, że to strzał w dziesiątkę, bo po dwóch dniach jazdy Domino jest w nim zakochany po uszy, ale nie uprzedzajmy faktów.
Dominik odbiera od nas nagrody, czyli zestaw detalingowy XZone, pokrowiec zewnętrzny Moretti, torbę na udo Rebelhorn oraz bon na zakup 4 litrów najlepszego oleju Fuchs Silkolene Pro 4 XP, dobranego do jego prywatnego motocykla przez specjalistów Fuchsa. Dostaje od nas też kask Schuberth C5 z interkomem SC Edge Cardo, dobrany wcześniej do jego rozmiaru głowy. Niestety kask i motocykl są do zwrotu… Ehhh…
Czas na przygodę!
Dominik wraca do pracy, jest barberem, prowadzącym Apex Barber Club, wyjątkowo motocyklową miejscówkę, którą odwiedzimy jeszcze tego dnia. Tymczasem my udajemy się naszymi motocyklami na kielecki rynek w poszukiwaniu restauracji Rockabilly, polecanej przez Arka, handlowca marki Voge z Solo Motocykle. Knajpy serwującej przepyszne, ogromne i niedrogie… golonki w glazurze z ciemnego piwa. Sprawdziliśmy to!
Rzeczywiście, za 54 zł można zjeść kilogramowy! kawał mięcha. Jeśli tylko jesteście mięsożercami, to musicie sprawdzić tę restaruację.
W ogóle kielecki rynek jest miejscówką, w której spotykają się tutejsi motocykliści. Spotkaliśmy tam przemiłego, młodego chłopaka na Afryce, z którym bardzo miło sobie pogawędziliśmy. Pozdrawiamy. Byli też inni motocykliści, nawet całkiem sporo. Zatem naprawdę fajna miejscówka, jak nie macie z kim latać, a nie lubicie jeździć solo.
Do barbera!
Wiedząc, jakie usługi świadczy nasz przewodnik, wybraliśmy się w świętokrzyskie zupełnie nie zadbani pod kątem fryzur. Skorzystaliśmy więc z barberskiego talentu Dominika, umawiając się wcześniej na wizytę. Było szybko, profesjonalnie i tanio. Mnie na łyso i już. Zdecydowanie polecamy tego allegrowicza.
Voge 900 DSX – bogatszy od europejskiej konkurencji! Test motocykla, który ma dosłownie wszystko!
Noc spędzamy w pokojach gościnnych sali eventowej Anioł Wita. To idealna miejscówka dla nas, ponieważ na jej terenie znajduje się Apex Bareber Club, a rano, do naszej pierwszej atrakcji jest raptem kilkaset metrów. Dobranoc.
Góry świętokrzyskie
– Pagóry właściwie – Dawid podsumowuje roztaczający się widok. Tak, chłopak urodzony w Krynicy Zdrój, więc zdecydowanie to na co patrzy, to nie Beskidy. Ale widoki też fajne!
– Pod tym napisem spotykają się motocykliści i z okolic i przyjezdni. Dla miejscowych to często punkt zbiórki do niedzielnych przejażdżek – dodaje. W sumie nie ma się co dziwić. Charakterystyczne miejsce, obok zajazd, w którym można coś zjeść z przepięknym widokiem na rozległą okolicę oraz bar z fastfoodem dla tych, co się ciągle spieszą.
Miejscówka ta jest o tyle ważna, że leży przy fajnie krętej drodze nr 752, prowadzącej do turystycznej miejscowości Święta Katarzyna u stóp Łysicy, a dalej przez miejscowość Podgórze do Bodzentyna. To wszystko w okowach Świętokrzyskiego Parku Narodowego, który oczywiście zasługuje na zwiedzanie. My meldujemy się w miejscu, w którym rozpoczyna się szlak pieszy na szczyt Łysica – 614 m n.p.m. (nowe badania wykazały ponoć, że ma właśnie taką wysokość, choć na mapie stojącej przy szlaku na szczyt napisano 613,3 m n.p.m.).
Jedziemy dalej, drogą – a jakże nr 752 – a potem 751 do miejscowości Nowa Słupia, objeżdżając Świętokrzyski Park Narodowy, podjeżdżając od strony Łysej Góry. Tam kolejne atrakcje. Sam szczyt osiąga 595 m n.p.m., ale jest interesujący z kilku powodów – legend o sabatach czarownic odbywających się właśnie tutaj, jednego z największych gołoborzy w Polsce
oraz z wieży Radiowo-Telewizyjnego Centrum Nadawczego. Wieża ta ma wysokość 157 metrów i została zbudowana w 1966 roku.
Tuż obok niej jest jeszcze klasztor, muzeum przyrodnicze, dąb papieski, cmentarz jeńców sowieckich. Można tu spędzić całe popołudnie, ale my nie mamy tyle czasu.
Zamek Krzyżtopór
Najpierw drogą nr 756, przez miejscowość Łagów, a następnie nr 758 docieramy do odbudowywanych ruin zamku Krzyżtopór w miejscowości Ujazd. To niesamowicie piękna, ogromna i niestety mocno zdewastowana budowla, która na szczęście przechodzi właśnie proces rewitalizacji. Zamek w Ujeździe w momencie powstania był jedną z największych rezydencji w Europie, należy do najlepiej zachowanych w formie trwałej ruiny obiektów typu „palazzo in fortezza”, znanych nie tylko w Polsce ale i za granicą. Obiekt wyróżnia duży stopień zachowania oryginalnych murów i obwarowania, co w zestawieniu z faktem, iż nigdy nie uległ znaczącej przebudowie, nadaje mu szczególny walor naukowy – jako przykładowi nieprzekształconej reprezentacyjnej siedziby z 1. poł. XVII w. – jak możemy przeczytać na stronie internetowej poświęconej tej atrakcji turystycznej.
Miejsce to jest również chętnie odwiedzane przez motocyklistów, których kilku spotkaliśmy na parkingu usytuowanym tuż przy budowli. Wokół zamku powstała infrastruktura turystyczna – można coś zjeść, napić się kawy, kupić jakąś chińską pamiątkę.
Do Sandomierza!
My kontynuujemy naszą wycieczkę, kierując się do Sandomierza. Pięknego miasta położonego w górnym biegu Wisły. Miasto słynie z zabytków, jest uznane za pomnik historii, a nazywane jest małym Rzymem. Dlaczego? Gdyż tak jak i Wieczne Miasto wznosi się na siedmiu wzgórzach. Sandomierz można zwiedzać godzinami, atrakcji tu nie brakuje, takich jak wyjątkowo nierówny Rynek, Podziemna Trasa Turystyczna, Dom Długosza, Brama Opatowska i inne. Nie brakuje też tutaj wszelkiego rodzaju knajpek, kawiarni i restauracji. My z polecenia naszego przewodnika wybraliśmy Lunch Cafe położoną tuż przy sandomierskim Rynku. I rybka i pierogi były super pyszne.
Aaaa, byłbym zapomniał. Ojciec Mateusz. Wszędzie są tutaj jego ślady.
Linia należy do pola…
Wsiadamy na nasze motocykle i jedziemy nad Jezioro Tarnobrzeskie. To rzut beretem od Sandomierza, po drugiej stronie Wisły. Rzeki, która jest granicą województw, więc naginamy trochę zasady naszej wycieczki i wjeżdżamy do woj. podkarpackiego żeby… popływać. To znaczy ja pływam bo reszta składu nie chce, lub nie umie, lub nie ma ochoty – nie pytałem. Jezioro to jest sztuczne, zostało utworzone poprzez zalanie wodą z pobliskiej Wisły wyrobiska górniczego o powierzchni 560 hektarów i głębokości do 42 m, które zostało po odkrywkowej kopalni siarki w Tarnobrzegu. Nie brzmi atrakcyjnie, ale na miejscu jest wprost przeciwnie.
Ogromna baza turystyczna, świetny dojazd, parking, trawniki, plaża, zaplecze gastronomiczne, do tego ciepła i przejrzysta jak powietrze woda. Po przepłynięciu 400 metrów wpław w stronę środka jeziora łapie mnie ratownik na motorówce i każe zawracać. Po krótkiej dyskusji prowadzonej w dowcipnym tonie dostosowuję się do poleceń mundurowego i wracam na brzeg okrężną drogą. Niemal kilometrzyk pękł – jestem zadowolony, dzień uznaję za zaliczony.
Powrót na nocleg na prawidłową stronę Wisły
Szukamy noclegu i rezerwuję go w Sandomierzu. Przytulny pokój z dwoma osobnymi łóżkami i łazienką za 240 zł? Bierę! Sandomierz, Ogrodowa 5. Miejsce o trzech nazwach (Pokoje na Ogrodowej, Motel Królowej Jadwigi, a w najbliższej przyszłości Trzy Pory Roku). Przytulny, czysty i fajnie położony pensjonat prowadzi Magda, motocyklistka, która w garażu trzyma swojego Versysa 650.
Jest miejsce na motocykle, zamykana brama, jest bezpiecznie i cicho. Spotykamy tu też parę motocyklistów z Opola na GS-ach. Pogadaliśmy o naszych motocyklach, bo Voge wzbudziły ich zainteresowanie. Polecamy zdecydowanie to miejsce – szukajcie na bookingu.
Dzień drugi – Pałac w Kurozwękach
I to jest atrakcja, której byśmy nigdy nie odkryli bez naszego przewodnika. Przed wjazdem na teren pałacu stoi znak B-2 – zakazu wjazdu. Minus, jak to mówią policjanci z drogówki. Dominik mówi – wjeżdżamy. Jak to? Ano tak to. Okazuje się, że majątek wraz z Pałacem Popielów w Kurozwękach, zagarnięty przez władze komunistyczne, odzyskał potomek jego ostatnich prawowitych właścicieli – Jean Martin Popiel. Już w 1992 roku przeprowadził się z Belgii do Polski i rozpoczął żmudny proces odbudowy świetności majątku przodków.
I tutaj ciekawostka – jako że Jean jest zapalonym motocyklistą mamy wstęp na teren jego posiadłości zupełnie gratis. Samochodziarze płacą, zostawiają auta na parkingu i idą zwiedzać na piechotę, motocykliści zaś dostają nieodpłatnie tzw. kartę motocyklisty, wjeżdżają pod zakaz, pod sam pałac, gdzie mogą zaparkować na trawniku przy stawie i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Szok. Już dawno nie czułem się tak wyróżniony. Rewelacja.
Jeśli kiedyś będziecie w okolicy, koniecznie musicie wpaść do Pałacu w Kurozwękach. Należy się to wam! Jest tam też browar i kawiarnia – mają pyszną kawę, piwa nie piliśmy.
Z powrotem do Kielc
Wracamy do Kielc, jadąc na północ. Dominik prowadzi nas do centrum miasta, do Kadzielni. To wyjątkowe miejsce, rezerwat przyrody nieożywionej, dowód na to, że setki milionów lat temu Polska znajdowała się pod tropikalnym morzem. Są tutaj skamieliny koralowców, trylobitów a nawet ryb pancernych. Skalne wzgórze Kadzielni zbudowane z wapieni górnodewońskich, wraz z najwyższym jej miejscem – Skałką Geologów (295 m n.p.m.), jest wyjątkowym miejscem. Dodatkowymi atrakcjami są Amfiteatr Kadzielnia oraz kilka tyrolek, którymi można dokonywać efektownych zjazdów. Oczywiście jest też tutaj parking, na którym można blisko i bezpiecznie zostawić swój pojazdy. Parkometr – więc motocykliści nie płacą.
Ulica Krakowska, najniebezpieczniejsza ulica Kielc
Potem, z duszą na ramieniu, przemieściliśmy się ulicą Krakowską, dużą wylotówką miasta. Ponoć jest to najniebezpieczniejsza arteria w Kielcach, na której bardzo często dochodzi do wypadków, nieraz poważnych. Dominik opowiadał nam przez interkom SC Edge od Cardo, że wielu jego znajomych mieli przygody na tej ulicy, a są i tacy, którzy potrącili na niej pieszego, który wtargnął na jezdnię. Zatem zdecydowanie należy zachować uwagę i limit prędkości (70 km/h) jadąc tą drogą.
Mamy chęć na Chęciny!
Kierujemy się na miejscowość Chęciny, która słynie z Zamku Królewskiego zbudowanego na wysokim wzgórzu królującym nad okolicą. To kolejne historyczne miejsce, w którym spotykamy tak licznie naszą motocyklową brać.
Chęciny świętowały niedawno 700-lecie nadania praw miejskich, a sam zamek… nie wiadomo ile ma lat. Pierwsze wzmianki o nim są z 1302 roku, kiedy to Władysław Łokietek zagarnął go w swoje władanie, czyniąc z niego centrum zarządzania krajem. Ale kiedy powstał? Tego ponoć nikt nie wie. Na chęcińskim rynku stoi pomnik Łokietka, więc fotka obowiązkowa.
Podobno był niski, a tu wyższy ode mnie. Niestety swoim łysym łbem zasłoniłem wieże zamkową, która widoczna jest między budynkami. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Co to jest baramundi?
Słyszeliśmy o wyjątkowej knajpie, która serwuje wyjątkowe ryby. Jedziemy do restauracji, której nazwa mówi wszystko – Świeże ryby z Mazur – znajdującej się w miejscowości Górno-Parcele, tuż przy drodze nr 752. Zamawiamy baramundi – rybę okoniowatą, która może żyć zarówno w wodzie słodkiej jak i słonej. W naturze występuje w północnej Australii, Azji Południowo-Wschodniej i w wodach Oceanu Spokojnego. W Polsce ponoć tylko jeden hodowca ją ma i sprzedaje tylko na eksport oraz… właśnie do tej restauracji. Żal nie spróbować. Jest pyszna, bez ości (kupujemy filet) a z frytkami i sałatką smakuje wybornie. Zdecydowanie polecamy to miejsce.
Tor Kielce
Najedzeni i zadowoleni udajemy się zobaczyć obiekt torowy, położony w Miedzianej Górze pod Kielcami. Akurat trwa na nim trackday samochodowy. Ryk silników, pisk opon, czyli raczej to, co lubimy i oglądać i czego lubimy słuchać. Tor Kielce miał nawet gościć rundę supermoto, ale ponoć nie było na tym takiego zarobku jak na coniedzielnej giełdzie i działacze woleli zarobić. Beton jest wszędzie.
Najokazalsze drzewo w Polsce? Dąb Bartek!
Być w okolicy Kielc, a nie odwiedzić Bartka, to jak nie być w okolicy Kielc. Zatem wybraliśmy się w odwiedziny. Dąb Bartek nie jest ani najstarszym, ani najwyższym drzewem w Polsce, ale zdecydowanie jest najbardziej rozpoznawalnym.
Jest to majestatyczny dąb szypułkowy, którego wiek szacuje się na 700 lat (równolatek Chęcina) albo i więcej. Niektórzy badacze twierdzą, że może mieć ich nawet 1000. Bartek w 1934 roku, przez Sąd Konkursowy Przyrodników, okrzyknięty został najokazalszym drzewem w Polsce. Patrząc na jego potężne konary, których ciężar – gdyby nie podpory – już dawno sprawiłby, że drzewo nie byłoby tak okazałe, nie można odmówić mu potęgi, majestatu, jakiejś magii… Jest w nim coś hipnotyzującego. Patrząc na nie zastanawiamy się kto na nie patrzył i ile ono samo widziało. Coś niesamowitego.
To już jest koniec
Tutaj rozstajemy się z naszym przewodnikiem Dominem i kończymy naszą objazdówkę. Świetny gość, który pokazał nam rzeczy oczywiste i nieoczywiste, a także takie dedykowane jedynie nam, motocyklistom. O to chodziło! Po województwie świętokrzyskim zrobiliśmy ponad 600 km a wraz z lotem z i do Warszawy ponad 1000 km. Ja jechałem Vogem 525 DSX, Dawid 625 DSX, a Dominik 900 DSX. Ja bym 525 nie kupił tylko z jednego powodu – jest dla mnie trochę za mały (ale 900 DSX to już co innego…), Dawid by kupił 625 jako pojazd do codziennej jazdy, ale ma teraz inne wydatki i motocykli do testów na pęczki. Natomiast Dominik zeznał, że kupuje dwa 900 DSX – jeden dla siebie, a drugi dla szwagra. Zakochał się w chińczyku… No i co wy na to??