Choć telefon parzył mnie w kieszeni, stwierdziłem, że przeczytam smsa dopiero gdy znajdziemy się w bezpiecznym miejscu. Za takie nie uznawałem w tym momencie ani mojego tymczasowego mieszkania, ani otwartej ulicy. Postanowiłem pojechać do… klubu. W końcu z miejsca wypadku radiowozu był tam tylko rzut beretem.
W poprzednim odcinku:
Prawo drogi – motocyklowa powieść sensacyjna. Odcinek 20: Wszystko do góry nogami
Szerokie opony ciężkiego Rocketa zanurzały się w piachu drogi gruntowej prowadzącej do siedziby klubu Wagabunda MC. Przednie koło tańczyło, kierownica pływała, ale jakoś udało mi się utrzymać równowagę i zaparkować na nieutwardzonym placu przed budynkiem. Na placu, na którym stało już kilka motocykli. Poznałem harrasa Twardego i maszynę Adasia. Odwiesiłem nasze kaski na kierownicę i wyjąłem telefon z kieszeni, zmierzając do wejścia do budynku klubowego.
– Wiesz co robisz? Po co tutaj przyjechaliśmy? Jeszcze będziemy mieć większe kłopoty niż mamy… To bez sensu Jędrzej.
– Tak, wiem. Chodź.
Cześć, tu Jurski. Spotkajmy się dziś po 22 w Figaro na Walecznych – brzmiała treść smsa na moim telefonie, który schowałem głęboko do kieszeni spodni – wcześniej pokazując go Majce. Jest dopiero południe, jest mnóstwo czasu.
– Zamierzasz tam pojechać? Po tym pościgu?
Kiwnąłem głową potwierdzając mój zamiar, jednocześnie wspinając się już po ciemnych, skrzypiących schodach prowadzących na górę.
– Oooooo! Któż to nas odwiedził! Siema bracie! – krzyknął na mój widok Twardy, jednocześnie łapiąc mnie w swoje wielkie ramiona – A kto to jest z tobą? Dobra, przecież żartuję, doskonale wiem kto to jest. Witaj Maju, miło cię oficjalnie w końcu poznać…
– Oficjalnie?
Twardy speszył się pod jej przenikliwym wzrokiem. Widziałem to po raz pierwszy w życiu. Speszył się, bo przecież werbując mnie groził, że jej coś zrobi. Ewidentnie chciał o tym zapomnieć, a sam się bez sensu wygadał. Taką wtopę też zaliczył po raz pierwszy, przynajmniej na moich oczach. Czyżby Twardy miał słaby punkt, jakim były stosunki interpersonalne z kobietami? Warto to zapamiętać…
– Yyyyy, no oficjalnie, bo przecież nieoficjalnie to już się znamy – Jędrzej tyle nam o tobie opowiadał…
– Aha… – zabrzmiało to z jej ust tak, jakby absolutnie nie dała się przekonać tym tłumaczeniom. Kwas wisiał w powietrzu. Musiałem rozładować tę sytuację.
– Twardy, chodź do gabinetu, chciałbym złożyć ci raport. Będziesz zadowolony.
Widziałem w jego oczach, że był mi wdzięczny za uratowanie go z delikatnej opresji. Nie wiedział co wie Majka, czy i co jej powiedziałem. Czuł się ewidentnie bardzo niezręcznie.
– Olaf, nalej coś zimnego, albo ciepłego, pani. Zajmij się naszym gościem. No już, raz, raz – rzucił na odchodnym.
Gdy drzwi gabinetu zamknęły się za nami, widać że Twardy nadal przeżywał tę sytuację. Był, szczerze mówiąc delikatnie rozbity. Mocno mnie to zdziwiło, bo nie pasowało to do jego pozy, jego charakteru twardziela.
– Przepraszam stary. Przepraszam za to co było, nie powinienem teraz między wierszami wspominać o początkach naszej znajomości. Ona wie?
– Coś tam wie, ale nie o tym. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby czuła się zawsze bezpiecznie, także, a może i przede wszystkim, wśród moich przyjaciół, was. Jak mógłbym jej powiedzieć, że groziliście jej i jej matce?
– No fakt. Dobra. Zostawmy to. Wtedy było inaczej, teraz wiesz, że jest pod naszym parasolem. Ale masz coś dla mnie…
Opowiedziałem Twardemu jak idzie produkcja, ile towaru już mam wyprodukowanego, ile przewiduję oddać mu pod koniec tygodnia. Pokazałem mu wydruk mojego testu czystości trzech próbek. Był bardzo zadowolony. I o to chodziło. Miał się poczuć dobrze.
Wyszliśmy z gabinetu, przy klubowym barze stała Majka, wgapiona w telewizor zamocowany z boku, na wysięgniku. Płaski ekran błyskał na niebiesko, a na jego dole leciały jakieś paski. Podszedłem bliżej. Telewizja informacyjna pokazywała radiowóz do góry nogami w rowie, dziennikarz coś tam klepał do mikrofonu, ale przez wyciszony dźwięk nie można było zrozumieć o co chodzi. Natomiast paski były dosyć czytelne – Tragedia w Warszawie podczas pościgu za motocyklistą. Funkcjonariusz policji walczy o życie. – grzmiał napis, po którym następny wpis mówił coś o aresztowaniu ministra spraw wewnętrznych i administracji.
Majka spojrzała na mnie dosyć wymownie, ja na nią, a na nas spojrzał Twardy. Miałem wrażenie, że wie wszystko. Tylko się uśmiechnął.
– Ale z ciebie ancymon Jędrzej. To twoja sprawka? Do nas uciekłeś po tym zajściu? Co się stało? Dlaczego im spierd@$%^&ś? Przecież wiesz, że z nimi trzeba gadać… Co żeś znowu narobił…
Wytłumaczyłem mu co się stało, jak to wyglądało i dlaczego, w sumie bez żadnego powodu, za nami pojechali. Opisałem harce Siwego i manewr radiowozu, którym psy mogliby zrobić mu krzywdę. Twardy zamyślił się.
– Dobra, wykonam telefon, postaram się to załagodzić. Mam jedną szyszkę w organizacji, która jest nad policją, myślę, że typ jest na tyle ogarnięty, że będzie wiedział jak działać. Wisi mi mnóstwo przysług za to co od nas dostał.
Twardy wyjął telefon z kieszeni, wybrał z pamięci numer. Zrobił to w taki sposób, że mogłem zobaczyć jego trzy ostatnie cyfry – 346. Odwrócił się i odszedł mamrocząc coś do słuchawki. Ja wyjąłem swój telefon i sprawdziłem ostatnie cyfry dwóch telefonów Jurskiego. Jeden z nich pasował. 346 – końcówka się zgadzała.
– Ja pierd#le…
Majka była blada jak ściana. Za dużo tego wszystkiego nawet dla niej. Ciągłe zbiegi okoliczności, zwroty akcji, zagrożenia. Z deszczu pod rynnę. Z gówna w szambo. Jak długo tak można?
Twardy wrócił po chwili, obiecując że załatwi sprawę, że nie namierzą motocyklisty, za którym jechali. Ponoć numery były nieczytelne. Mają nagranie, z którego niewiele wynika, ale na wszelki wypadek da nam swojego harrasa, a mój motocykl schowamy w klubowej szopie. Musi trochę postać, zanim nie ostygnie. Trudno było nie przyznać mu racji. Trudno nie zobaczyć w jego zachowaniu wręcz ojcowskiej opieki. Coraz trudniej też było mi pomyśleć, że mógłbym kiedyś temu człowiekowi, bliskiemu człowiekowi, zrobić krzywdę swoimi obciążającymi zeznaniami. Jakimi zeznaniami? Przecież pracowałem nieoficjalnie dla szefa CBŚ, który oficjalnie brał od Wagabundów łapówki i pomagał im ze swojego stanowiska. Co za pieprzona farsa…
Dojechaliśmy do mnie do domu. Musiałem zatroszczyć się o proces produkcji dragów, który choć prawie, nie był jednak w pełni automatyczny. Nie miałem siły, ani chęci na pakowanie wyprodukowanego proszku, więc całość towaru wrzuciłem do plastikowego pojemnika, który szczelnie zamknąłem. Majka nie chciała mnie zostawić samego, więc stwierdziła, że zostaje u mnie na noc. Siwy się nie odzywał, nie odbierał telefonu, choć był sygnał, więc komórka była włączona. Była 21.30. Czas zbierać się na spotkanie z Jurskim…
Tym razem, tak jak to ustaliliśmy wcześniej, pojechałem sam. Harry Twardego bulogtał, kasłał, prychał, wibrował, omal jego silnik nie wyskoczył z ramy, ale do umówionej knajpy mnie dowiózł. Zszedłem z niego i niepewnym krokiem wlazłem do restauracji. W półmroku zobaczyłem, że praktycznie wszystkie stoliki są puste. Przy jednym tylko siedzi dwóch gości. Jednym z nich jest Jurski, drugiego nie poznałem. Podchodząc do nich zastanawiałem się czy powiedzieć dzień dobry, czy może cześć? Odsunąłem sobie krzesło i siadając burknąłem – Siema.
– No siema, albo się nie ma. Ty chyba nie masz, nie masz szczęścia ostatnio. W sumie podobnie jak ja… – odezwał się Jurski. W jego głosie nie było zwykłego wku#wu, ani niczego niemiłego. Miałem wrażenie, że jego dojechały też mocno ostatnie dni i trochę spokorniał. – To jest Wacek, policjant, który jechał w pościgu za tobą, ten co nie jest w szpitalu i nie walczy o życie. Przywitaj się ładnie, a nie jakieś siema…
Zamurowało mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć. Jak się zachować. Jaka posrana sytuacja. Szczególnie, że całe zajście wydarzyło się dzisiaj rano… Ale tempo. Komuś mocno zależy, no właśnie, tylko na czym… Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi.
– Dzień dobry – powiedziałem niepewnie.
– Nie taki dobry, bywały lepsze. – odpowiedział mój nowy znajomy. – Krótko i na temat, bo wiem, że macie swoje sprawy do obgadania. Mamy nagranie całego zajścia. Widać twoją blachę, choć nie jest za bardzo czytelna, to jednak da się ją rozszyfrować. Mój partner płaci wysoką cenę za twoją brawurę, zobaczymy czy nie najwyższą. Wiem kim jesteś, wiem z kim i dla kogo robisz. Wiem kim jest twój ziomeczek, co tak ładnie z nami w ch$#ja zagrał na tym motorku przed tobą. To wszystko da się wyprostować. Konsekwencje wiesz jakie będą, jeżeli temat skierujemy do ciebie, do was. Zapomnij o farsie z Bogusiem z M3, wtedy prawo było inne i z Frogiem sobie po prostu nie poradzili. Dodatkowo on nikomu nie zrobił krzywdy, w przeciwieństwie do ciebie. Ciebie opinia publiczna zamiecie, dziennikarze ukrzyżują, a prokuratura będzie musiała cię pogrzebać. Twoje nagranie też może zniknąć, tak jak się to stało z nagraniem Siwego. Tylko to kosztuje. Tyle samo co u niego. Siedzisz? To dobrze, bo cena twojej wolności może zwalić cię z nóg…
Gdy nieznajomy wyszedł, zostałem z Jurskim sam na sam. Ten patrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem. Był zadowolony z siebie, ewidentnie namieszał, zbił mnie z pantałyku. Lubił mieszać w swoim kociołku, a nie lubił być mieszanym. Dobrze czuł się, gdy był po odpowiedniej, według niego, stronie.
– I co teraz Jędrzejku? Co my z tym wszystkim gównem teraz zrobimy, co? Kochanieńki?
Czytaj dalej:
Prawo drogi – motocyklowa powieść sensacyjna. Odcinek 22: Leśne tajemnice
Długo kazaliscie czekać na kolejny odcinek . Wiem wiem sezon urlopowy ale warto było czekac
Będą kolejne :P Dzięki!