Do tej pory byliśmy zasypywani nie tylko informacjami wychwalającymi pojazdy elektryczne. Nie brakło również doniesień o rosnącej ich popularności. Być może za wcześniej mówić o całkowitym odwróceniu trendów, ale auta z napędem elektrycznym w wielu krajach przestają być tak popularne.
Parlament Europejski stawia na pojazdy bezemisyjne i niskoemisyjne
Przede wszystkim zainteresowanie elektrykami zostało po części wykreowane – korzystając z mody na produkty eko – poprzez skoncentrowanie się na ich bezemisyjności. Przynajmniej podczas jazdy. Z czasem zaczęły pojawiać się informacje o ich utrudnionej, a przede wszystkim kosztownej eksploatacji. Ponadto sieć ładowarek jest w wielu krajach jeszcze zbyt uboga, a – przynajmniej w Polsce – o naładowaniu w osiedlowym garażu podziemnym można – poza małymi wyjątkami – zapomnieć. Sprzedaż rosła, dopóki rządy i samorządy stosowały politykę zachęt – głównie poprzez system dopłat. Od początku roku niemiecka rządowa dotacja do elektryków została obcięta o połowę do 4 500 euro. Jednocześnie całkowicie wyeliminowano wsparcie finansowe dla kupujących hybrydy. Na zmiany od razu zareagował rynek. Sprzedaż samochodów elektrycznych spadła aż o 13,2%, a tych z napędem hybrydowym o 6,2%. Jeszcze drastyczniej wygląda sytuacja w Norwegii. Z początkiem roku wprowadzono tam VAT w wysokości 25% na auta o wartości powyżej 500 tysięcy koron norweskich (ok. 220 tysięcy złotych). Jakby tego było mało rządzący zaserwowali nowy podatek – zależny od masy pojazdu. A jeżeli chodzi o wagę, to elektryki zdecydowanie przegrywają z pojazdami spalinowymi. Do tej pory stanowiły one około 80% sprzedawanych w Norwegii nowych samochodów. Teraz te tendencje zapewne ulegną zmianom. Brak dotacji, wysokie ceny prądu, niekorzystne zmiany w prawie podatkowym – elektrykom przyjdzie konkurować z tradycyjnymi samochodami w dużo cięższych warunkach. Czy zmniejszenie zainteresowania samochodami elektrycznymi będzie miało wpływ na decyzje UE odnośnie zakazu sprzedaży spalinówek? Zobaczymy.