_SLIDERBył taki Rafał. Rzecz o wyjątkowym człowieku i niespodziewanej przyjaźni

Był taki Rafał. Rzecz o wyjątkowym człowieku i niespodziewanej przyjaźni [felieton]

-

Jedni ludzie wpadają do naszego życia tylko na chwilę, inni piszą w nim całe rozdziały. A kiedy odchodzą, nie bardzo wiesz, od czego zacząć kolejną kartkę. Chciałbym opowiedzieć wam o pięknych 12 latach w towarzystwie sympatycznego i piekielnie inteligentnego brodacza, który nie tylko w dużym stopniu zbudował Motovoyagera, ale przede wszystkim był jedną z najbliższych mi osób na świecie. 

Od nagłego odejścia Rafała Betnarskiego minęły dwa tygodnie, od jego pogrzebu kilka dni. Pożegnaliśmy go w licznym gronie rodziny, przyjaciół i znajomych, w smutnym, ale jednocześnie zaskakująco pogodnym nastroju. Napisałem o nim i naszej wieloletniej relacji kilka zdań na moim prywatnym facebooku, ale Brzoza poprosił mnie jeszcze o większą klamrę, publikację na stronie Motovoyagera, do której zawsze będzie można wrócić. I powspominać. Bo mało jest w naszej branży osób, które nie znały Rafała i nie mają o nim dobrych wspomnień. Warto również pamiętać, że to właśnie on w ogromnym stopniu położył fundament pod to, czym dzisiaj jest Motovoyager, aktualnie prowadzony przez Brzozę i mnie, przy wsparciu Dawida i kilku innych kolegów.

Rafał Betnarski

Tak to się zaczęło…

Jest jesień 2013 roku. Jestem niskim rangą technikiem nagłośnienia i siedzę, a w zasadzie gniję kolejną godzinę w totalnie zaciemnionym studiu telewizyjnym, w którym po kolei zapalają się pojedyncze światła – robimy jakiś kiczowaty taneczny talent show, a pan „świetlik” nieśpiesznie programuje swoje urządzenia. Właśnie po latach przerwy odkurzyłem motocyklową zajawkę, ukończyłem kurs na prawko jazdy kat. A i czekam na egzamin (zdałem miesiąc później za pierwszym podejściem). W salonie Hondy czekała już na mnie świeżo kupiona Deauville, o której marzyłem od dziecka. Znudzony przymusową przerwą w robocie przeglądam w necie strony o motocyklach. Jedna z nich na dłużej przykuwa moją uwagę. Ma prostą, przejrzystą szatę graficzną i fajnie napisane artykuły. Takie dla dorosłych, głównie podróżnicze, bez gówniarskiego bicia piany o lataniu na gumie, „miejskich terrorach” i metodach tuningu skutera, żeby pierdział jak najgłośniej.

Rafał Betnarski

To wczesny Motovoyager, który niedawno zakończył działalność jako papierowe pismo i w całości przeniósł się do internetu. Po przeczesaniu listy świeżych newsów trafiam na ogłoszenie typu „Szukamy kandydatów na redaktorów, możliwa dłuższa współpraca”. Nie mam doświadczenia dziennikarskiego, o motocyklach wiem tyle, co z nałogowego zaczytywania się w „Świecie Motocykli” w moim szczenięcym okresie latania motorynką. Mam jednak pewien naturalny talent do pisania tekstów, skutek uboczny przeczytania setek książek, kiedy kumple grali w piłkę.

Rafal Betnarski i Konrad 8

Dobry belfer

Myślę, co mi szkodzi, i tak tu siedzę przed komputerem przez kilkanaście godzin dziennie, bo moja robota to w praktyce kilkuminutowe zrywy i godzinny program na żywo wieczorem. Mogę coś popisać… Wysyłam maila. Odpisuje mi redaktor Rafał Betnarski. Nie znam człowieka, ale wydaje się konkretny, bez ściemy i ornamentów. Okazuje się, że kandydatów na nowego redaktora było kilku, ale tylko ja wysłałem wiadomość bez błędów ortograficznych. OK, sito pierwszego przesiewu miało bardzo grube oczka… Później nie było już tak łatwo. 

Rafal Betnarski i Konrad 6

Dostałem od Rafała pierwsze tematy do napisania i linki do zagranicznych źródeł. Przetłumacz, opracuj, opublikuj. Okazuje się, że samo pisanie to jedno, pisanie dla ludzi drugie, a pisanie w internecie – trzecie. Rafał był cierpliwy, poprawiał, tłumaczył, wyciskał ze mnie co się dało, może czuł jakiś potencjał. Stanowczo namawiał mnie też do pisania rzeczy bardziej odważnych i osobistych, takich jak felietony. Później mówił, jak radzić sobie z nieuniknioną w takich przypadkach krytyką w komentarzach, nierzadko mającą więcej wspólnego z wylewaniem g… na głowę niż rzeczową dyskusją ludzi na poziomie. 

W końcu zaufał mi na tyle, że zaczął załatwiać motocykle do przetestowania i opisania. Duże, drogie i fabrycznie nowe. Mnie, który dopiero co zrobił prawo jazdy i niedobory (lekko mówiąc) doświadczenia mógł nadrobić tylko kwiecistymi opisami osobistych wrażeń. Nie zrobiłem sobie krzywdy, a Rafałowi obciachu wśród partnerów i klientów, choć już w pierwszym roku zdarzały się takie „osiołki idealne na pierwszy motocykl” jak 150-konne Suzuki GSX-S1000 czy ponad 400-kilogramowe Harleye.

Rafal Betnarski i Konrad 3

W początkowym okresie kontaktowaliśmy się wyłącznie przez maila i facebookowy komunikator. Ja mieszkałem na wsi na wschód od Warszawy, Rafał wciąż w swoim przepięknym jurajskim Olsztynie pod Częstochową. W końcu pierwszy raz spotkaliśmy się osobiście, w McDonaldsie obok warszawskiej siedziby Suzuki. Gadaliśmy, jakbyśmy się znali od podstawówki, a nie przez serię maili. Rafał mocno skracał dystans, ale też zawsze szanował młodszych i mniej doświadczonych kolegów. Pomagał i formował bez patrzenia z góry, choć inteligentnych docinek w obie strony nigdy nie brakowało. Nie tylko ja sprawdziłem, jak przyjaznym mentorem w pracy był Rafał, mogłem o tym przeczytać choćby we wspomnieniach Oli z kolejnego pokolenia „młodzieży”, której jeszcze niedawno pomagał stawiać pierwsze kroki w Motogenie.

Gleba na start

Nasz wspólne jeżdżenie zaczęło się mocno niefortunnie. Wymyśliliśmy sobie cykl turystyczny o najciekawszych trasach w Polsce. Coś na kształt naszej obecnej „Motocyklowej Polski na weekend”. Raff załatwił wsparcie od Suzuki w postaci dwóch V-Stromów 1000. Spotkaliśmy się w Warszawie, żeby je odebrać i umówiliśmy, że pojadę do domu się spakować i widzimy się następnego dnia w Olsztynie. Tego dnia Rafał niestety nie dotarł do domu. Gdzieś pod Opocznem poleciał w zakręcie na wysypanym piachu, dość poważnie zgruzował motocykl, a sam przydzwonił głową w barierę energochłonną. Na szczęście szybko doszedł do siebie i, co ważne, nie stracił miłości do jednośladów.

Rafal Betnarski i Konrad 7

Przyszedł jednak czas, w którym musiałem rozejrzeć się za tzw. poważną robotą. Miałem już syna, niedługo miała urodzić się córka. Pracy w nagłośnieniu było coraz mniej, za to zajmowała głównie weekendy i inne niewygodne terminy. Z granych koncertów (jestem perkusistą), głównie tych „z obiadem”, też nie dało się wyżyć. Co gorsza, Motovoyager też miał w tamtym czasie problemy i nie było szans, żeby się z niego utrzymać. Ja miałem z tego tylko satysfakcję, możliwość jazdy fajnymi motocyklami i jakiś gadżet od czasu do czasu, np. gratisowy ciuch czy możliwość wyjazdu na imprezy organizowane przez naszych partnerów. Pierwszy z nich był chyba do Szwajcarii z Harleyem, gdzie poznałem kilku moich obecnych znajomych z branży. Mając już pewne doświadczenie w mediach, w 2017 roku wysłałem CV do kilku innych redakcji. Odpowiedział tylko Ścigacz, w którym pierwszą rozmowę przeprowadzili ze mną szefujący tam wtedy Barry i Brzoza… 

Rafal Betnarski i Konrad 11

Złoty okres

W tym samym czasie u Rafała również nastąpiły poważne zawirowania w życiu prywatnym i zawodowym. Wyprowadził się do Krakowa i, podobnia jak ja, nie mogąc utrzymać się z samego prowadzenia portalu, łapał różne zlecenia, pisał teksty marketingowe, opisy dla sklepów internetowych, tego typu rzeczy. Po kilku miesiącach mogłem w końcu odwdzięczyć mu się w jakiś sposób i zaproponowałem szefostwu, żeby przyjąć go do redakcji Ścigacza. Pomysł przeszedł, Rafał przyjechał do Warszawy i zaczął się dla nas złoty okres. Myślę, że nie tylko dla mnie i Raffa, ale też dla całej ekipy, którą udało nam się wtedy stworzyć. Może nie finansowy, ale na pewno na stopie relacji i przyjemności z tzw. przychodzenia do roboty.

Rafal Betnarski i Konrad 12

Pracowaliśmy na Łopuszańskiej, w jednym budynku z multibrandowym salonem motocyklowym. To była doskonała konstrukcja roboczo-towarzyska. Na dole dealerstwa BMW, Yamahy i marek włoskich plus część ciuchami i akcesoriami. Masa znajomości z handlowcami, które utrzymujemy do dziś. Na pierwszym piętrze redakcja Motogenu, którą przejął wtedy Brzoza jako naczelny, a z nim Kuba Olkowski i Ania Niewęgłowska. Na drugim piętrze Ścigacz. Kochane dziewczyny Agnieszka i Ola, magik-informatyk Arek, Maras i Robercik z działu reklamy, redaktor naczelny Barry, który obstawiał wtedy głównie YouTube’a, ja z Rafałem jako główna „siła pisząca”, z doskoku jeszcze nasz kumpel Jarek Czech. Uwielbialiśmy swoje towarzystwo w pracy, w przerwach obiadowych i wielokrotnie po pracy. Z większością tej grupy przyszło nam niestety pożegnać niedawno Rafała w czasie jego pogrzebu…

Był taki Rafał. Rzecz o wyjątkowym człowieku i niespodziewanej przyjaźni [felieton]

Podróżuj i pracuj

W tamtym ścigaczowym czasie rozpoczęliśmy z Raffem tradycję regularnych wspólnych wyjazdów, głównie na południe od Polski, w tzw. formule „work & travel”. Nie braliśmy urlopów, rano pisaliśmy, po południu jeździliśmy. Byliśmy w Słowenii, gdzie pod Mangart, a później pod Grossglockner w Austrii wjechaliśmy skuterami Kymco. W kolejnych latach kilka razy Czechy i Słowacja, kawałek Niemiec. Blisko i krótko, bo zawsze musieliśmy wyszarpywać czas i środki. 

Rafal Betnarski i Konrad 1

Raff świetnie znał te regiony, zawsze to on przygotowywał nam trasę i zawsze było znakomicie. Obaj chrapaliśmy jak podstarzałe dziki, więc na noclegach kto zasnął pierwszy, ten się wyspał. Rozmowy na postojach, przy obfitych posiłkach, czeskim i niemieckim piwie, były dla nas codziennym paliwem. Rafał miał niesamowite poczucie humoru, a przy tym dużą wiedzę, kulturę osobistą i ludzką wrażliwość. W połączeniu z doskonałym opanowaniem języka polskiego i jego licznych możliwych przekształceń, rodziło to teksty, przy których obaj umieraliśmy ze śmiechu. Że też ja tego nie nagrałem albo skrupulatnie nie spisałem…

Rafal Betnarski i Konrad 2

To właśnie te nasze wspólne wyjazdy stały się fundamentem tego, co ze współpracy przerodziło się w bardzo bliską, osobistą relację. Jestem bardzo ostrożny w używaniu słowa „przyjaźń”, bo to jest naprawdę gruby kaliber, z mocnym ładunkiem powinności z obu stron, ale jeżeli kiedykolwiek w życiu miałem do niej najbliżej, to właśnie z Rafałem. Obaj mieliśmy różne zakręty w życiu i zawsze mogliśmy o nich zupełnie otwarcie pogadać, bez pilnowania się, że jednak komuś czegoś nie można… Nie zawsze były to przyjemne rozmowy, Rafał nie zabiegał o „głaskanie” i potrafił przywalić jak taran. Mówił otwarcie jak jest. 

Jednocześnie nie brakowało mu pewnych drobnych słabości czy wręcz dziwactw, a przynajmniej czegoś, czego nie mogłem zrozumieć. Na przykład pod wieczór, kiedy wchodziło w grę choćby lekkie zmęczenie, a jazda przestawała być przyjemna, robił się jak uparte dziecko. Stajemy tu i teraz, on dalej nie jedzie, choć za kilkadziesiąt kilometrów mamy zarezerwowany i opłacony nocleg. Albo nagle, z minuty na minutę, przerywał wyjazd dzień-dwa przed zaplanowanym końcem, bo zatęsknił do domu, do córki Nataszki. „Jak chcesz, to dokończ sam, ja wracam”. I rzeczywiście, na najbliższym skrzyżowaniu odbijał w kierunku Polski. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak na amen pożegnał nas w podobnym stylu. „To wy tu sobie róbcie, a ja spadam…”.

rafal konrad

Rafał był pierońsko niezależny. Czasem odbierałem to jako egoizm, ale dziś widzę zwyczajne stawianie granic. Jestem mu wdzięczny, że przynajmniej częściowo nauczył mnie dbać o własny dobrostan, bo dopiero z udanej relacji z samym sobą może wyjść zdrowe podejście do innych. Z drugiej strony kochał być z ludźmi, zjednywał ich sobie błyskawicznie. Zrozumiałem, dlaczego Rafał był podróżnikiem, a ja jestem tylko turystą. Chodzi właśnie o ten czynnik ludzki. Nie da się wciągnąć atmosfery i poznać danego kraju bez silnego kontaktu z lokalsami. Rafał lubił siedzieć do nocy i gadać z gospodarzami na noclegach i z przypadkowo poznanymi ludźmi. Ja odwrotnie – muszę od ludzi odpocząć.

Zero oczekiwań

Rafał miał też kilka innych cech, za które go podziwiałem. Najważniejsza to totalny brak toksycznego ego, myślenia o sobie w superlatywach i przerośniętych ambicji. Co oczywiście nie znaczyło, że nie znał swojej wartości. Potrafił jednak całkowicie zlewać to, co mówią o nim inni – otwarcie lub za plecami. Nie dotykały go prymitywne komentarze w internecie, a przynajmniej doskonale to maskował. Nie bał się eksperymentów i wchodzenia w nieznane. Jako jeden z pierwszych polskich dziennikarzy motocyklowych, wtedy już przecież niemłody, zaczął badać możliwości działania na Tik Toku i fajnie to rozkręcił.

Rafal Betnarski i Konrad 10

Rafał umiał też działać na różnych poziomach odpowiedzialności, dochodów i tzw. prestiżu. Kilka razy w życiu spadał z wysokiego konia i zawsze potrafił otrzepać się i iść dalej, bez pretensji, że przecież „coś powinien” czy „jemu się należy”. Zdarzało mu się prowadzić z sukcesami poważne biznesy, a kiedy przychodził krach, brał się za inną robotę. Zwykłą, za zwykłe pieniądze. Nie miał problemu z tym, żeby po latach pracy jako szef i redaktor naczelny zostać zwykłym redaktorem. Brał to, co przynosił mu los i nie narzekał. 

Członek rodziny

Był czas, że byliśmy niemalże domownikami w swoich hacjendach. Ja koczowałem w jego mieszkaniach nieraz po parę dni, bo miałem tyle do ogarnięcia w Warszawie, że nie opłacało mi się codziennie wracać do mojego Cegłowa. Z kolei u nas w domu Raff był Wujkiem Rafałkiem, zawsze kochanym i wyczekiwanym. Uwielbiała go zwłaszcza moja średnia córka Lidka, która często rysowała mu laurki, a kiedy dzwonił, zawsze żądała połączeń video.

W ostatnich latach życie nas dojechało i nieco rozłączyło. Ja przeszedłem najpierw do „Świata Motocykli”, później ponownie do Motovoyagera, tym razem w duecie z Brzozą. Urodziło mi się trzecie dziecko, starsze poszły do szkoły i przestrzeń na jakikolwiek ruch, a już zwłaszcza zgranie wolnych dni na kolejny wspólny wyjazd, zmalała prawie do zera. Rafał wyjechał do Wrocławia, gdzie pracował w „Motocyklu”, a po jego zamknięciu wrócił do Warszawy i do śmierci działał z ekipą Motogenu – Piotrkiem Jędrzejakiem, Anią Niewęgłowską i Olą Popowską. Zawsze jednak, gdy na siebie trafiliśmy – przypadkiem pod salonem motocyklowym odbierając testówki, na targach, na imprezach branżowych czy na testach – witaliśmy się i spędzaliśmy czas jak bracia. Jak dawniej. 

Rafal Betnarski i Konrad 9

Mówi się, że jeśli nie masz wrogów, to nie robisz niczego istotnego. Jestem przekonany, że Rafał ich nie miał, a i tak wykonywał świetną i cenną robotę. Jego po prostu nie dało się przynajmniej nie lubić. Był prostolinijny, kulturalny, a kiedy chciał – ponadprzeciętnie wręcz śmieszny, ciepły, wyrozumiały. Taki swój chłop. 

Nie mogę nie wspomnieć o innych talentach mojego przyjaciela. Był bardzo uzdolnionym muzykiem, otarł się o zawodowstwo, świetnie grał na gitarze i pisał mądre, głębokie teksty piosenek. Niestety nigdy nie usłyszałem go w akcji na żywo – kiedy się poznaliśmy, miał już ten etap życia całkowicie za sobą. Był też magikiem w kuchni. Wiele lat pracował jako kucharz w dobrych lokalach w Polsce i WIelkiej Brytanii, prowadził też własne knajpki i kawiarnie. Czasem, gdy go odwiedzałem, miał w lodówce dosłownie jakąś resztkę mięsa czy ryby, dwa warzywa na krzyż i jakieś przyprawy. Po kilku minutach na stole lądowało danie jakości restauracyjnej. Rafał był też koneserem dobrej „czarnej”, przez jakiś czas był importerem kawy i ekspresów jednej z włoskich marek.

Rafal Betnarski i Konrad 5

Jak dalej żyć? Jak najlepiej!

To mniej więcej tyle z 12-letniego okresu w moim życiu, w którym był obecny Rafał. Pomógł mi na tak wielu płaszczyznach, że nie jestem w stanie do końca wyrazić wdzięczności. Co więcej, pojawił się jeszcze zanim zacząłem swój motocyklowy etap, do tej pory zawsze było tak, że gdzie motocykle, tam gdzieś, na bliższej lub dalszej orbicie – Rafał. Teraz zostałem z tym sam. Na razie nie mam specjalnej ochoty na jazdę. Muszę to wszystko przetrawić i jakoś rozgrzać w sobie na nowo.

Rafal Betnarski i Konrad 4

Według jednej z wersji tego, co może dziać się z nami po śmierci, pod drugiej stronie powita nas ktoś bliski, kto odszedł przed nami. Jeżeli to prawda, to chciałbym, żeby przywitał mnie Rafał. Jak w naszych najlepszych latach otworzył drzwi i zaprosił do stołu, na którym stoją przygotowane przez niego obłędne zakąski – tatar, sałatka ziemniaczana, deska serów i wędlin, a do tego dobrze schłodzony tomik poezji Baczewskiego… W tle niech lecą rockowe klasyki z lat 80. A po spożyciu i długich rozmowach o tym, jak tu jest, założymy kaski, kurtki, rękawice i pójdziemy pojeździć. „Chodź, pokażę ci parę świetnych tras. Mają tego w opór!”

Raff Rafal wlepa

Na każdym wyjeździe motocyklowym jest tak, że są dni wybitne, kiedy na każdym zakręcie łzy radości zalewają oczy, i są też zupełnie przeciętne, z pustym nabijaniem kilometrów, zazwyczaj przeznaczone tylko na dojazd lub powrót. Mam poczucie, że to, co najlepsze, w czym braliśmy udział razem, już za mną. Zarówno ja, jak i reszta przyjaciół i bliskich Rafała musimy jakoś dokończyć własną podróż po tym gorszym ze światów, ale być może jedynym. Dlatego warto to zrobić jak najlepiej. Zarówno z nadzieją na kolejny etap, jak i bez niej. Bo jeśli coś jest, on może tam być i możliwe, że znów się spotkamy. A jeśli nie, to przynajmniej przestaniemy tęsknić.

Rafał „Raff” Betnarski, 1976-2025. Dobry, kochany człowiek.

Spodobał Ci się artykuł? Podziel się nim!
Konrad Bartnik
Konrad Bartnik
Motocyklista, perkusista, ojciec, wielbiciel dobrej kuchni i dużych porcji. Jego największa miłość to motocyklowe podróże – bliskie i dalekie, po asfalcie i bezdrożach. Lubi wszystko, co ma dwa koła, a najbardziej klasyczne nakedy ze szprychami i okrągłą lampą. Na co dzień drapie szutry starym japońskim dual sportem. Nie zbiera mandatów i nigdy nie miał wypadku. Bywa całkiem zabawny.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

POLECAMY

ZOBACZ RÓWNIEŻ