Bell to firma obecna na rynku od 100 lat. Założone w 1923 roku przedsiębiorstwo co prawda nie od razu zajęło się produkcją kasków motocyklowych, ale i tak jest jednym z najdłużej obecnych na rynku producentów. Dzisiaj test długodystansowy kasku z popularnego segmentu adventure – Bell MX-9 Adventure.
Kaski wycelowane w segment adventure to dość specyficzna grupa produktów. Największym wyzwaniem jest tu pogodzenie kompletnie różnych cech. Z jednej strony kask powinien być na tyle uniwersalny, aby pozwalał na używanie go stricte turystyczne, z drugiej musi sobie poradzić podczas jazdy w terenie. Bell MX-9 Adventure to entry level. Nie znajdziemy w ofercie amerykańskiego producenta tańszego produktu tego segmentu. Czy warto go kupić? Kto będzie zadowolony z wyboru, a kto niekoniecznie? Dzisiaj odpowiemy na to pytanie.
Na wstępie pragnę też zaznaczyć, że nie jest to artykuł sponsorowany. Kask służył mi dzielnie przez kilka lat i był użytkowany w absolutnie każdych warunkach i przy każdej pogodzie, bo mój sezon motocyklowy z założenia trwa 12 miesięcy w roku.
Bell
Amerykański Bell to jeden z gigantów rynku. Producent jest bardzo rozpoznawalny, szczególnie za Wielką Wodą. Na początek garść historii. Jak już wspomniałem, firma Bell pojawiła się na rynku 100 lat temu, jednak produkcją kasków zajęła się w połowie lat 50 ubiegłego wieku. To właśnie wtedy Roy Richter postanowił zmniejszyć liczbę śmiertelnych wypadków wśród kierowców wyścigowych. Tak, dobrze czytacie – kierowców. Pierwszą grupą odbiorców byli kierowcy wyścigowi, a nie motocykliści. Sukces pierwszego kasku, nazywanego Bell 500, sprawił, że amerykański producent poszedł dalej. W 1967 Bell zaprezentował pierwszy zamknięty kask– Bell Star. Kolejne modele kasków motocyklowych często wyznaczały standardy dla innych producentów.
MX-9
Bell MX-9 Adventure to linia kasków wywodząca się bezpośrednio z motocrossowego modelu MX-9. Producent jednak włożył trochę wysiłku w to, aby produkt przystosować do użytku również na asfalcie. Jakie technologię tu znajdziemy? Poniżej garść suchych faktów:
– MIPS® (Multi-Directional Impact Protection System)
– skorupa z poliwęglanu/ABS
– trzy rozmiary skorupy
– zapięcie podwójne D
– szyba wyposażona w antyfog (NutraFog II) oraz w powłokę zapobiegającą zarysowaniu
– wyściółka antybakteryjna z możliwością demontażu i prania
– miejsce na interkom
– możliwość regulacji położenia daszka (2 pozycje) lub jego całkowitego demontażu
– Waga: 1450
MIPS
Za tym skrótem znajdziemy opatentowaną technologię o nazwie Multi-Directional Impact Protection System. W jej opracowanie zaangażowani zostali naukowcy skupieni wokół KTH Royal Institute of Technology w Sztokholmie. Uniwersytet ma blisko 200 lat tradycji w kształceniu technicznym. Do pomocy we współpracy zaproszono również neurochirurgów z Instytutu Karolinska – tego samego, który przyznaje Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii. Dzięki badaniom ustalono, że olbrzymia część uszkodzeń mózgu powstałych w czasie wypadku to efekt rotacyjnego ruchu czaszki w stosunku do mózgu. Trzeba pamiętać, że nasz mózg niejako pływa w płynie mózgowym, a to sprawia, że nagły i gwałtowny ruch głowy (na przykład podczas upadku) może skutkować poważną traumą. Aby temu zapobiec opracowano technologię MIPS. Co to dokładnie jest? W skrócie to system, który wprowadza do kasku dodatkową warstwę, ale umocowaną elastycznie. Pozwala ona „amortyzować” ruch rotacyjny głowy, a tym samym znacząco zwiększa szanse na uniknięcie obrażeń mózgu. Obecnie znajdziecie tę technologię w wielu produktach – od kasków dla narciarzy, kończąc na motocyklowych. Dlaczego zwracam na to uwagę? Bell MX-9 Adventure to kask wyraźnie zapraszający do zabawy w terenie. Każdy kto miał okazję spaść z motocykla uprawiając offroad wie, że w lesie najczęściej się turlamy. Spadając z motocykla łatwo zaczepić o wystający korzeń czy zaryć w piach. To kompletne przeciwieństwo wypadku na asfalcie, gdzie bardzo często wypadek oznacza długi ślizg, po relatywnie równej, ale szorstkiej powierzchni. Nie ukrywam, że wybierając kask amerykańskiego producenta, MIPS był jednym z argumentów, które skłoniły mnie do zakupu.
On/Off
Nie oszukujmy się – to nie jest kask skierowany do osób, które większą część swojego motocyklowego życia spędzają na autostradzie. MX-9 to kask dla tych, którzy lubią zapuszczać się w cięższy teren. Za bazę posłużył tutaj stricte motocrossowy kask, który wyposażono w kilka drobiazgów dodających mu uniwersalności.
Wizjer
Pierwsza rzucająca się w oczy cecha to duża szyba. Producent chwali się, że opracował jej kształt tak aby zapobiec niepotrzebnym zawirowaniom powietrza przy wyższych prędkościach. Sam wizjer jest na tyle duży, że bez problemu założycie gogle – przy czym bez problemu zmieszczą się one pod szybą. Wizjer jest tak duży, że w żaden sposób nie ogranicza widoczności. Nieważne czy spróbujecie patrzeć w górę czy w bok, krawędzi wizjera po prostu nie widać. Wprawne oko szybko zauważy, że szyba nie ma miejsca na pinlock. To jest spory minus. Rozumiem, że ten kask to Bell z samego dołu drabinki cenowej tego producenta, ale nie chce mi się wierzyć, że wpłynęłoby to na koszt produkcji. Antyfog daje radę naprawdę dobrze – a dokładniej dawał, bo po około 3 latach użytkowania zaczął radzić sobie gorzej. Obecnie, po blisko 5 latach nie działa już niemal wcale, ale nadal problem parowania występuje jedynie przy naprawdę kiepskiej pogodzie. To zasługa wydajnej wentylacji. Bell oferuje oczywiście szybę z miejscem na pinlock, ale nie jako standardowe wyposażenie. Dla chętnych jest też wizjer fotochromatyczny oraz ogrzewany elektrycznie. A wszystko przez to, że MX-9 Adventure jest dość popularnym wyborem wśród miłośników skuterów śnieżnych. To czego brakuje to możliwość mikrouchylenia szyby. Albo otwieramy ją dość mocno, albo zamykamy.
Wentylacja
Na wentylację narzekać nie można. Świeże powietrze dostaje się do kasku poprzez bardzo duży wlot powietrza na szczęce, wlotami nad wizjerem i niewielkimi otworami na bokach szczęki. Wyloty znajdują się z tyłu głowy i jest ich łącznie cztery. Przeciąg jaki generuje system wentylacyjny jest potężny. Tutaj nikt nie będzie narzekać na to, że jest mu duszno lub gorąco. Oczywiście nie ma róży bez kolców. W chłodne dni może być zwyczajnie zbyt zimno. W deszczowe dni do kasku może się dostawać woda, szczególnie przez wloty nad wizjerem, których nie można zamknąć. Jako akcesorium można dokupić „pakiet docieplający” dedykowany, a jakże, do wersji przeznaczonej dla miłośników skuterów śnieżnych. W pakiecie jest docieplająca wyściółka blokująca dopływ zimnego powietrza oraz osłona podbródka. Jedno jest pewne – na brak wentylacji nie można narzekać nawet jeśli chcecie upalać w terenie na jakimś hard enduro. Żaden szczelny kask turystyczny nie da nam takiej ilości świeżego powietrza podczas intensywnego wysiłku w terenie. Mimo to szkoda, że nie pokuszono się o możliwość zamknięcia chociażby wlotów nad wizjerem.
Daszek
Daszek posiada regulację. Starsze wersje kasku pozwalają na wybranie jednej z dwóch pozycji. Nowsze pozwalają na płynną regulację. Co ważne, nie potrzeba do niej narzędzi. Daszek pozwala się też całkowicie zdemontować. Dzięki temu kask nabiera bardziej ulicznego wyglądu. Sam daszek sprawdza się bardzo dobrze i nawet przy prędkościach autostradowych nie przeszkadza – oczywiście jak na kask z daszkiem. Aerodynamiki typowo turystycznego kasku nie można tu oczekiwać i to chyba nic dziwnego.
Komfort
Czy kask tak mocno zorientowany na offroad może być komfortowy? Nie oszukujmy się, kask jest głośny. W chłodne dni może w nim być zimno. Gdy mocno pada do kasku może się dostawać woda. Z drugiej strony kask jest świetnie wyważony. Mimo szczęki wysuniętej do przodu nie ciąży on w żadną stronę, a to przekłada się na mniejsze zmęczenie szyi. Doskonale leży i co ciekawe – nie dotyka uszu. Może zabrzmi to głupio, ale to naprawdę bardzo poprawia komfort użytkowania. Wyściółka jest przyjemna w dotyku i mimo upływu lat to się nie zmienia. Jej wymontowanie celem uprania to zaledwie kilka sekund. Aby poprawić dopasowanie można wymienić części policzkowe, Bell oferuje je w różnych rozmiarach. Pasek jest umieszczony tak, że nie uciska nam gardła. Podwójne D sprawia, że mamy tu też wysoki poziom bezpieczeństwa. Poziom hałasu, jak na tego typu kask jest zadziwiająco niski. Mimo to cicho nie będzie i jeśli planujecie często latać z wysokimi prędkościami to stopery do uszu będą niezbędne. Kask posiada miejsce na zamontowanie głośników. Nie było żadnego problemu z zamocowaniem centralki interkomu przy pomocy klipsa wchodzącego pomiędzy skorupę, a EPS.
Jakość
To chyba największy atut tego kasku. Jeżdżę motocyklem w każdych warunkach przez cały rok. Mój Bell wielokrotnie widział deszcz, błoto, piach czy śnieg. Jeździłem w potwornym upale, który sprawiał, że gąbkę kasku można było wyciskać z wilgoci jak i w temperaturach poniżej zera. Z zasady nie używam kominiarki w formie innej niż jako akcesorium na bardzo zimne dni. Wyściółkę kasku prałem wielokrotnie przy pomocy kapsułek do prania i ciepłej wody. Nic się nie zmechaciło, nic się nie potargało. Owszem, po kilku latach użytkowania kask jest luźniejszy niż był, ale to naturalny proces. Powłoka lakiernicza ma rysy i otarcia, a jednak nadal wygląda zadziwiająco dobrze i to nawet pomimo tego, że leżałem wielokrotnie. Tu i ówdzie woda dostała się pod lakier bezbarwny, a mróz zrobił z tego użytek – jednak nadal kask okazuje się być niesamowicie odporny na trudne warunki użytkowania. Dotyczy to również wizjera. Nie jestem motocyklistą, który wozi ze sobą 4 różne produkty do czyszczenia wizjera. Nie używam do mycia magicznej chemii – biorę zwyczajne mydło. W czasie jazdy ubłoconą czy mokrą szybę przecieram po prostu rękawicą. W mojej opinii wizjer nadal prezentuje się świetnie. Owszem, ma rysy, ale jest ich naprawdę niewiele. Znam sporo młodsze i bardziej dbane kaski, które po dwóch sezonach wyglądają gorzej niż mój po 5 latach całorocznej jazdy.
Werdykt
Mój Bell MX-9 Adventure okazał się zadziwiająco dobrym kompanem podróży. Kupowałem go głównie z myślą o jeździe poza asfaltem i doskonale się w tym sprawdził. Na pierwszy rzut oka Bell przegrywał z konkurencją brakiem wyposażenia jak blenda czy pinlock. Nadrabiał to jednak świetnym wyważeniem, dzielnością w terenie i solidną jakością. Nie bez znaczenia jest też już wspomniany MIPS. Jazda w terenie ma gleby wpisane w scenariusz. MIPS pomaga przetrwać je bez szwanku. Producent udziela na kask 5 lat gwarancji. Obecnie Bell MX-9 Adventure nadal kosztuje około tysiąca złotych i to pomimo szalejącej inflacji. To świetny kask dla kogoś, kto szuka kasku enduro, ale z szybą. Konkurencja często kusi dodatkowym, modnym wyposażeniem jak na przykład wspomniana blenda. Pytanie tylko czy na pewno tego potrzebujecie. Ja wolałem dopłacić do jakości wykonania gwarantowanej renomą producenta i poziomu bezpieczeństwa obiecywanego przez MIPS.