Słowackie kręte i ekscytujące drogi, restauracje znane tylko lokalsom i wsie, gdzie mieszka trzech mieszkańców, tym razem nie chowały się i dały oswoić. Ivan i Katarina pokazali mi miejsca, gdzie rzadko docierają motocykliści spoza tego kraju.
„Život je krásny a krátki” – mówi Ivan z szelmowskim uśmiechem. Tymi słowami podsumowuje niemal każdą przyjemność, której doświadczamy podczas naszej krótkiej podróży po Słowacji. A chwil przyjemności jest prawdziwy ogrom – piękne drogi prowadzą nas na przemian łagodnymi łukami i krętymi winklami, długie proste odsłaniają niezliczone boskie panoramy słowackich gór.
Firma Ivana i Katariny, MyRoad Europe organizuje wycieczki motocyklowe po Słowacji. Znamy się z fejsbukowej grupy poświęconej podróżom. Pomyślałem, że czas poznać się osobiście – w zeszłym roku miałem ogromne szczęście poznać Marię, z którą podróżowaliśmy motocyklami po Rumunii, tym razem w podróż wybieram się z parą wspaniałych Słowaków oraz z Krzysztofem – przyjacielem, z którym działam w grupie MotoPomocni.
Startujemy w Orawskim Podzamczu, jednej z największych atrakcji Słowacji. Mieści się tutaj Zamek Orawski, spoglądający dumnie ze skały górującej nad okolicą. Ivan i Katarina zjawiają się na BMW R1200 GS i od razu pytają czy nie przeszkadza nam podróż po drogach, które określają jako „nekvalitné”.
Bez mrugnięcia odpowiadamy, że jasne, žiadny problém i w ogóle. W głębi duszy zastanawiam się jednak co Ivan rozumie przez nekvalitné, bo patrząc na jego motocykl mamy wątpliwości jak nasze, typowo szosowe, motocykle – Suzuki GSX1250 FA i Kawasaki Z750 R, poradzą sobie na tychże drogach.
Na piwo bez piwa
Odpowiedź nadchodzi dosłownie za chwilę, gdy Ivan prowadzi nas wąską, znaną tylko lokalsom, drogą na płaskowyż, z którego rozciąga się wspaniały widok na Orawę. Po zrobieniu kilku zdjęć ruszamy w dół po nawierzchni tak „nekvalitnéj”, że jazda przypomina bardziej offroad – tyłek do tyłu, dużo tylnego hamulca i maksimum uwagi, żeby na ostrym zjeździe po mieszance żwiru, kamieni, trawy i dziur ocalić honor i maszynę.
Mijamy kilka wiosek, przejeżdżamy przez znany kurort Lucky i drogą 2213 nad jeziorem Liptovska Mara kierujemy się do miejscowości Kvacany, gdzie mieści się niewielki browar i lokalna restauracja.
Browar Borontvai warzy kilka gatunków wyśmienitego piwa. Musimy zadowolić się zaledwie łykiem każdego z nich – jest środek dnia, nasza podróż jeszcze się nie skończyła, a dopuszczalny limit alkoholu wynosi na Słowacji 0,00 promila. Oprócz wybornego piwa restauracja browaru w Kwaczanach oferuje także wyborne lokalne potrawy – halušky, czyli kluseczki ziemniaczane z bryndzą lub kapustą, schab i zupę czosnkową.
Na pocieszenie, zamiast pysznego zimnego piwa (mniam) zamawiamy Kofolę – słowacką alternatywę dla Coca-Coli. Jej smak trudno opisać – ta specyficzne połączenie coli z nutą ziół i niezwykłych aromatów. Najlepsza jest čapovana, czyli nalewana z kija, jak piwo.